...w bezbronności doskonalszą się stawa... (List do Przyjaciela)

Kochany!

Na postawione przez Ciebie pytanie mogę udzielić jedynie odpowiedzi: nie wiem. Co prawda ostatnimi czasy jest to najczęściej wypowiadane przeze mnie zdanie, ale nie o tym chciałem.

Przyszło mi do głowy jedno rozwiązanie, którym chętnie się z Tobą podzielę.

Jaką korzyść mogę mieć z uważania się za ofiarę? Bardzo prozaiczną. Taki stan rzeczy pozwala mi winić za moje porażki kogoś lub coś innego. Nieprzychylnych ludzi, trudne okoliczności, pogodę, porę roku – cokolwiek. Bo gdybym przyznał się do porażki, przyznałbym się jednocześnie do słabości. A ja nie chcę nawet myśleć, że mógłbym być słaby. Pół biedy, gdy chodzi o pracę. Gorzej, że mechanizm ten przenoszę na relację z Panem Bogiem. Widzę jak bardzo skupiam się w niej na sobie. Bo zauważ, że jako stworzenia jesteśmy wobec Stwórcy bezbronni. Jeśli na ten fakt patrzę przez pryzmat samego siebie, widzę słabość. Tymczasem spojrzenie przez pryzmat Boży objawia mi coś zupełnie innego: bezpieczeństwo, ojcostwo, miłość...

Odnoszę zatem wrażenie, że nie przesadzę stwierdzając, iż widzenie się w roli ofiary to skutek mojej własnej pychy, mojego skupienia na sobie. Dziękuję zatem Panu, że pozwala mi stawać w prawdzie, zwłaszcza w Sakramencie Pokuty. Tam, gdzie wyznając swoje grzechy, przyznaję się do porażek, wyznając jednocześnie, że miałem wystarczająco dużo Łaski.

Nie chcę być słaby, ale chciałbym, żeby Pan nauczył mnie być bezbronnym. Tego życz mi na Boże Narodzenie i o to się dla mnie módl.

MDK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz