Sprawiedliwość i miłosierdzie dla morderców oraz ich (czasami, na szczęście, niedoszłych) ofiar

Sedewakantyści o moralności czynnej obrony nienarodzonych dzieci

Nasza Redakcja postanowiła przekonać się, jakie stanowisko w sprawie dopuszczalnych metod obrony (narażonych na śmierć z rąk aborterców) dzieci nienarodzonych przez "prywatnych" ludzi prezentują wybrani sedewakantyści.

Ze strony kapłanów Novus Ordo nie liczyliśmy bowiem na zbyt wiele. Powszechnie prezentowane wśród nich stanowisko sprowadza się do stwierdzenia: "Nie możemy być tacy jak oni [tzn. jak abortercy] i odpowiadać na ich agresję agresją". O rozróżnieniu między agresją sprawiedliwą i uzasadnioną a niesprawiedliwą i nieuzasadnioną w ogóle się nie wspomina. Inny argument brzmi: "Nie można urządzać samosądów. Karać za aborcję powinni funkcjonariusze państwowi – ale człowiek «prywatny» nie ma prawa stosować wobec aborterców przemocy". Spotykamy się tu z urosłym już do rangi oficjalnego mitu przeświadczeniem, że w chwili przywdziania munduru funkcjonariusza państwowego człowieka zaczynają obowiązywać jakieś inne od normalnie obowiązujących normy moralne. Gdy ktoś zamierza dokonać morderczego zamachu na mojego małego bliźniego, to nie wolno mi go bronić – chyba że legitymuję się wydaną przez odpowiednie służby legitymacją. Ale gdy legitymację już mam, to nienarodzonych bronić mi wolno. Choć wszyscy dobrze wiemy, że jeśli "prawo państwowe" przewiduje, iż bardzo małe dzieci można pod różnymi pretekstami mordować i należy ich morderców chronić, to będę ich chronił. W końcu jestem funkcjonariuszem państwowym... Muszę być posłuszny. Nie mogę być anarchistą!...

Ze strony sedewakantystów spodziewaliśmy się czegoś więcej. W końcu to oni swoją nieprzejednaną w wielu punktach postawę okupują wieloma wyrzeczeniami. Zdawało się też, że na poważnie i logicznie biorą prawo moralne. Przypuszczaliśmy więc, że ich stanowisko będzie różniło się od sztampowego i okaże się co najmniej wyważone i przemyślane.

Spytaliśmy za pośrednictwem maila x. Antoniego Cekadę, czy stosowanie fizycznej przemocy (włącznie z działaniami prowadzącymi bezpośrednio do śmierci) wobec aborterców jest moralnie uzasadnione. Odpowiedź przyszła błyskawicznie! Możemy przypisywać to wadze problemu i poczuciu potrzeby udzielenia odpowiedzi możliwie prędko albo/i faktowi, że – ksiądz czy nie ksiądz, sedewakantysta czy nie sedewakantysta – kapłan musi przecież pozostawać "w kontakcie ze światem" i zawsze mieć gdzieś przy sobie owego nieodzownego towarzysza w postaci inteligentnego fona, tabletu i te pe. (Zaledwie kilkadziesiąt lat temu taka korespodencja między nami byłaby czymś niewyobrażalnym). Odpowiedź x. Cekady brzmiała krótko: "Nie [, stosowanie fizycznej przemocy (łącznie z działaniami prowadzącymi bezpośrednio do śmierci) wobec aborterców nie jest moralnie uzasadnione]".

Zaledwie chwilę później swój respons przysłał bp Donald Sanborn. Napisał: "Jest to [stosowanie fizycznej przemocy (łącznie z działaniami prowadzącymi bezpośrednio do śmierci) wobec aborterców] całkowicie zakazane".

Zapytaliśmy jeszcze obu w/w duchownych o to, czy słuszne jest nasze przypuszczenie, iż ich zdaniem przemoc fizyczną wobec aborterców wolno stosować funkcjonariuszom państwowym, ale osobom "prywatnym" – już nie. X. Cekada potwierdził nasze przypuszczenie. Można stąd wyciągnąć wniosek, iż zdaniem x. Cekady istnieją dwa różne gatunki ludzi, których obowiązują różne normy moralne.

Najbardziej stonowanej i dyplomatycznej odpowiedzi na nasze pytanie udzielił x. Rafał Trytek, jedyny kapłan polski deklarujący się jawnie jako sedewakatysta. Napisał: "Generalnie samosądy są zakazane".

Skupmy się najpierw na słowie "samosąd". Gdyby przyjrzeć się deklarowanym motywacjom tych "prywatnych" ludzi, którzy atakowali aborterców fizycznie, żaden z nich o "samosądzie" nie wspomina. Powołują się natomiast na prawo do obrony koniecznej. Nikt nie strzelał do dr. Bernarda Nathansona po tym, gdy ten się nawrócił.

X. Trytek stosuje też słowo "generalnie" – sugerując, że w pewnych sytuacjach zabijania aborterców przez osoby "prywatne" nie uznałby za niedopuszczalne moralnie.

O ile łatwiej przychodzi nam rozumieć (nie – "przyjąć", ale "rozumieć") powściągliwość i dyplomację x. Trytka, żyjącego bądź co bądź w kraju, w którym w świetle państwowego "prawa" morduje się rocznie około tysiąca dzieci nienarodzonych, o tyle kategoryczność odpowiedzi bpa Sanborna oraz x. Cekady, żyjących na obszarze, gdzie rocznie ofiarą aborterców pada ich około miliona, wydaje się co najmniej zdumiewająca.

Jako wyznawcy tzw. tradycyjnej nauki Kościoła wspomniani wyżej duchowni wierzą, że dziecko nieochrzczone nie dostaje się do Nieba. Zatem – sprzeciwiając się czynnej obronie dzieci nienarodzonych – świadomie i dobrowolnie przystają na to, że niezliczone rzesze małych ofiar zostają pozbawione wizji uszczęśliwiającej. Dlaczego tak się dzieje? W imię kultu Państwa – współczesnego wcielenia Molocha.

Podpierając się interpretowaną na swój sposób tradycyjną nauką Kościoła amerykańscy duchowni stają w rzędzie wyznawców religii etatyzmu i stawiają się praktycznie rzecz biorąc w takiej samej sytuacji jak pewien publicysta, który uporczywie potępia "żołnierzy wyklętych", ponieważ działali oni "wbrew legalnym władzom". To jest już nie tylko straszne – to jest śmiechu warte!

W imię kultu Państwa-Molocha bp Sanborn i x. Cekada są gotowi przystać na to, że miliony nienarodzonych dzieci znajdą się w limbusie; zgadzają się na to, by pozbawić dusze zamordowanych dzieci Boga – nie są natomiast gotowi w imię logiki, moralności, obrony koniecznej, sprawiedliwej kary (you name it) – uznać za moralne działania kogoś, kto zagrożonych niesprawiedliwą przemocą czynnie broni. To postawa bez głowy i bez serca; bez sprawiedliwości i bez miłosierdzia.

Kredyt zaufania, jakim darzyłem dotychczas w/w duchownych znacznie stopniał...


Paul Jennings Hill, zapytany o to, czego spodziewa się po śmierci, odpowiedział: "Spodziewam się wielkiej nagrody w Niebie". Mam nadzieję, że się tam spotkamy i będę miał zaszczyt uściśnięcia jego prawicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz