"Sobór w Pizie" („Encyklopedia Katolicka”)


Wiadomości wstępne

Wielka schizma wschodnia trwała już trzydzieści lat (od roku 1378), a żaden ze środków stosowanych, by ją zakończyć, nie przyniósł rezultatu. Żadna ze stron nie podjęła poważnej próby wypracowania kompromisu ani dojścia do porozumienia drogą arbitrażu; ze względu na upór papieży, równie przekonanych o swoim prawie do Piotrowego tronu, próby skłonienia rywali do zrzeczenia się urzędu okazały się żałosne. Działania w postaci interwencji książąt oraz armii nie przyniosły skutku. W okresie owych godnych ubolewania podziałów następcami Urbana VI na Stolicy Świętej byli Bonifacy IX, Innocenty VII oraz Grzegorz XII, podczas gdy w Awinionie następcą Klemensa VII (Roberta z Genewy) został Benedykt XIII.

Kardynałowie urzędujących papieży, wielce niekontenci zarówno z powodu małoduszności i nepotyzmu Grzegorza XII, jak i uporu oraz złej woli Benedykta XIII, zdecydowali uciec się do środka bardziej skutecznego – mianowicie do zwołania soboru powszechnego. Król Francji, Karol V, zalecił to u samego początku schizmy zbuntowanym przeciw Urbanowi VI kardynałom zgromadzonym w Anagni oraz Fondi, na łożu śmierci zaś (w roku 1380) wyraził to samo życzenie. Podtrzymało je kilka synodów, władze miast: Gandawy i Florencji, Uniwersytety Oksfordzki i Paryski oraz cieszący się największym uznaniem teologowie tamtych czasów: Henryk z Langenstein [Epistola pacis (1379), Epistola concilii pacis, (1381)]; Konrad z Gelnhausen [Epistola Concordiæ (1380)]; Jan Gerson (Sermo coram Anglicis); a w szczególności mistrz tego ostatniego, Piotr z Ailly, znamienity biskup Cambrai, który napisał o sobie: „A principio schismatis materiam concilii generalis primus […] instanter prosequi non timui” (Apologia Concilii Pisani, za Tschackertem)”. Zachęceni przez takich ludzi, przez znane dążenia króla Karola VI oraz Uniwersytetu Paryskiego, czterej członkowie awiniońskiego kolegium kardynalskiego udali się do Livorno – umówionego miejsca spotkania – gdzie spotkali się z kardynałami rzymskimi i gdzie wkrótce dołączyli do nich inni. Zebrane w ten sposób ciała kardynalskie powzięły mocne postanowienie dążenia do jedności Kościoła mimo wszystko i począwszy od tamtego momentu zdecydowały się nie opowiadać po stronie żadnego z dwóch rywali. Drugiego i piątego lipca 1408 r. kardynałowie rozesłali do książąt i dostojników Kościoła orędzie, wzywając ich na sobór powszechny, który miał rozpocząć się w Pizie 25 marca 1409 r. Przeciwdziałając tej inicjatywie, Benedykt zwołał sobór w Perpignan, Grzegorz zaś – w Akwilei; zgromadzenia te nie cieszyły się jednak wielkim zainteresowaniem, więc cała uwaga, niepokój i nadzieje katolickiego świata wiązały się z soborem pizańskim. Uniwersytety Paryski, Oksfordzki oraz Koloński, liczni dostojnicy i najznamienitsi teologowie, tacy jak d'Ailly czy Gerson, otwarcie aprobowali działania zbuntowanych kardynałów. Z kolei książęta byli podzieleni, lecz większość z nich nie wierzyła już w dobrą wolę rywalizujących ze sobą papieży i była zdecydowana działać bez nich, mimo nich, a w razie potrzeby – wbrew nim.

Sobór

W Święto Zwiastowania czterech patriarchów, dwudziestu dwu kardynałów oraz osiemdziesięciu biskupów zebrało się w pizańskiej katedrze pod przewodnictwem kardynała de Malesseta, biskupa Palestriny. Wśród duchowieństwa obecni byli przedstawiciele stu nieobecnych biskupów; ponadto przybyło osiemdziesięciu siedmiu opatów (wraz z pełnomocnikami tych, którzy nie zdołali przybyć), czterdziestu jeden przeorów i generałów zgromadzeń zakonnych, trzystu doktorów teologii albo prawa kanonicznego. Owo dostojne zgromadzenie dopełniali ambasadorowie wszystkich królestw chrześcijańskich. Postępowanie sądowe rozpoczęło się bezzwłocznie. Dwaj kardynałowie-diakoni, dwaj biskupi i dwaj notariusze z powagą zbliżyli się do drzwi kościoła, otworzyli je i mocnym głosem wezwali po łacinie do stawienia się dwóch rywalizujących ze sobą papieży. Nikt nie odpowiedział. „Czy wyznaczono kogokolwiek, aby ich reprezentował?” – dodali. Odpowiedzią była znów cisza. Delegaci wrócili na swoje miejsca i wystąpili z wnioskiem o uznanie Grzegorza i Benedykta za winnych niepodporządkowania się postanowieniu sądu. Przez trzy kolejne dni ceremonię bezskutecznie powtarzano, a przez cały maj słuchano zeznań przeciw pretendentom do papieskiego tronu, lecz formalne ogłoszenie rywali winnymi niestawiennictwa w sądzie nastąpiło dopiero podczas czwartej sesji. W obronie Grzegorza do Pizy udało się z polecenia Roberta z Bawarii, króla Rzymian, 15 kwietnia niemieckie poselstwo niechętne zamysłom zgromadzonych kardynałów. Jan, arcybiskup Rygi, przedstawił soborowi kilka kontrargumentów wielkiej wagi, lecz ogólnie rzecz biorąc niemieccy delegaci przemawiali w sposób tak nieporadny, że wywołali wrogie reakcje i zostali zmuszeni do ucieczki z miasta. Sposób postępowania przyjęty przez Karola Malatestę, księcia Rimini, był bardziej przebiegły. Wskutek osobliwej przyjaźni, jaką darzył Grzegorza, Robert zaszkodził jego sprawie, która była stanowczo do obrony; ale Malatesta bronił jej jako uczony, orator, polityk i rycerz – nie osiągnął jednak spodziewanego sukcesu. Benedykt odmówił osobistego stawienia się na soborze, a jego wysłannicy przybyli bardzo spóźnieni (14 czerwca), ich zaś twierdzenia wywołały sprzeciw i śmiech zgromadzenia. Lud Pizy zasypał ich groźbami i obelgami. Kanclerza Aragonii słuchano bez sympatii, arcybiskup Tarragony złożył zaś – świadczącą o większej śmiałości niż rozwadze – deklarację wojny. Ambasadorowie Benedykta, wśród nich Benedykt Ferrer, przeor Wielkiej Kartuzji, potajemnie opuścili miasto i powrócili do swojego pana.

Kwestionowano często rzekomą przewagę liczebną delegatów francuskich; w istocie Francuzi nie przeważali ani pod względem liczebności, ani wpływów, ani śmiałości koncepcji. Najbardziej charakterystyczną cechą soboru była jedność panująca między pięciuset zgromadzonymi w czerwcu, szczególnie zauważalna podczas piętnastej sesji ogólnej (5 czerwca 1409 r.). Gdy zwyczajowe formalności zakończono, składając wniosek o ostateczne potępienie Pedro de Luny oraz Angelo Corrario, ojcowie soboru pizańskiego wydali wyrok, który w historii Kościoła nie miał precedensu. Wszyscy byli poruszeni, gdy patriarcha Aleksandrii, Szymon de Cramaud, skierował do znamienitego zgromadzenia słowa: „Benedykt XIII oraz Grzegorz XII” – rzekł – „zostają uznani za schizmatyków, stronników i twórców rozłamu, notorycznych heretyków, winnych krzywoprzysięstwa i pogwałcenia uroczystych obietnic, siejących zgorszenie w Kościele powszechnym. W konsekwencji zostają uznani za niegodnych sprawowania urzędu papieskiego oraz ipso facto złożeni ze swoich urzędów i pozbawieni piastowanych godności; co więcej – wykluczeni z Kościoła. Odtąd zakazuje się im uznawania się za suwerennych papieży, a wszystkie decyzje (w tym personalne) traktuje się jako niebyłe. Stolica Święta zostaje uznana za wakującą, wierni zaś zwolnieni z obowiązku posłuszeństwa”. To brzemienne w skutki orzeczenie powitano radosnym aplauzem, odśpiewano Te Deum, a następnego dnia, w święto Bożego Ciała, urządzono uroczystą procesję. Wszyscy uczestnicy soboru złożyli pod powyższym dekretem podpisy i wszystkim zdawało się, że rozłam skończył się raz na zawsze. 15 czerwca kardynałowie spotkali się w pałacu arcybiskupim w Pizie, aby przystąpić do wyboru nowego papieża. Konklawe trwało jedenaście dni. Kilka przeszkód zewnętrznych spowodowało przeciągnięcie się obrad. Twierdzi się niekiedy, że w trakcie konklawe miały miejsce intrygi nakierowane na wybór papieża-Francuza, lecz dzięki wpływom pełnego wigoru i pomysłowego kardynała Cossy 26 czerwca 1409 r. udzielono jednogłośnego poparcia kardynałowi Filipowi Philargiemu, który przyjął imię Aleksandra V. Powszechna radość potwierdziła, że takiego wyboru oczekiwano i pragnięto. Nowy papież ogłosił swój wybór wszystkim władcom chrześcijańskim, od których odebrał wyrazy żywej sympatii dla siebie samego i dla Kościoła. Aleksander V przewodniczył ostatnim czterem sesjom soboru, potwierdził wszystkie decyzje, które kardynałowie podjęli po wypowiedzeniu posłuszeństwa antypapieżom, zjednoczył dwa święte kolegia, a następnie zapowiedział energiczne działania reformatorskie.

Ocena soboru pizańskiego

Prawo kardynałów do zwołania soboru powszechnego w celu położenia kresu schizmie wydawało się im niepodważalne. Był to rezultat zastosowania naturalnej zasady szukania środka zaradczego na kryzys w samych sobie: Salus populi suprema lex esto, rozumianej jako przyznanie pierwszeństwa bezpieczeństwu Kościoła i zachowaniu przezeń nieodzownej jedności. Matactwa i krzywoprzysięstwa obu pretendentów do papiestwa zdawały się usprawiedliwiać postępowanie zjednoczonych kolegiów kardynalskich. „Nie zdołamy zakończyć rozłamu – stwierdziły one – „tak długo, jak obaj ci uparci ludzie będą stali na czele przeciwnych obozów. Nie ma papieża o niepodważalnym tytule do swojej godności, który mógłby zwołać sobór powszechny. Wobec wątpliwości co do ważności wyboru któregokolwiek z papieży Stolica Święta musi zostać uznana za wakującą. Mamy zatem prawowity mandat do wybrania papieża, którego legalność nie będzie podważana, i do zwołania soboru powszechnego, by swoją mocą potwierdził naszą decyzję”. Słynne uniwersytety zachęcały kardynałów do przyjęcia takiego wniosku i utwierdzały ich w przekonaniu o jego słuszności. Niemniej jednak z teologicznego i jurycznego punktu widzenia tok ich rozumowania może wydać się błędny, niebezpieczny i rewolucyjny. Skoro bowiem Grzegorz i Benedykt byli papieżami wątpliwymi, wątpliwi byli też kreowani przez nich kardynałowie. Jeśli źródło ich władzy było niepewne, niepewne było także ich prawo do zwołania soboru powszechnego i wybrania papieża. Tego rodzaju rozumowanie to oczywiste błędne koło. Skoro sprawy tak się miały, jak wybrany przez kardynałów Aleksander V mógłby mieć niezbywalne prawo, by zostać uznanym przez całe chrześcijaństwo? Co więcej: należało się obawiać, że pewne umysły zrobią z zastosowanego tymczasowego środka użytek, usiłując przekształcić go w zasadę ogólną: spróbują ogłosić wyższość kolegium kardynalskiego i soboru nad papieżem i zalegalizować odtąd uciekanie się z apelacjami do przyszłego soboru, co zaczęto stosować już za rządów króla Filipa Pięknego. Środki zastosowane przez kardynałów nie mogły przynieść powodzenia nawet tymczasowego. Sytuacja Kościoła stała się jeszcze bardziej niepewna: zamiast dwóch, było teraz trzech wędrownych papieży, prześladowanych i wygnanych z własnych stolic. Niemniej jednak sytuacja Aleksandra była lepsza niż sytuacja papieży awiniońskich, Klemensa VII i Benedykta XIII, jako że nie został on wybrany w opozycji do uznanego powszechnie papieża ani z użyciem metod schizmatyckich. Panuje niemal jednogłośne przekonanie, że zarówno Aleksander, jak i jego następca, Jan XXIII [Baltazar Cossa], byli prawdziwymi papieżami. Choć papieże awiniońscy mieli na podległym sobie obszarze pozornie uprawniony tytuł do sprawowania papieskiego urzędu, w oczach Kościoła powszechnego bardziej nawet uprawniony tytuł do niego miał Aleksander V. W rzeczy samej papież pizański został uznany przez większość w Kościele: tzn. przez Francję, Anglię, Portugalię, Czechy, Prusy, kilka krajów niemieckich, Włochy oraz Hrabstwo Venaissin, podczas gdy Polska, Neapol, Bawaria i część Niemiec były nadal posłuszne Grzegorzowi, Hiszpania zaś i Szkocja pozostały poddane Benedyktowi.


Teologowie i kanoniści oceniają sobór w Pizie surowo. Z jednej strony zajadły zwolennik Benedykta, Bonifacy Ferrer, nazywa go „zlotem demonów”. Teodor Urie, zwolennik Grzegorza, zdaje się wątpić, czy sobór zebrał się z tymi samymi intencjami, co Datan i Abiron, czy z tymi, co Mojżesz. Święty Antonin, Tomasz Kajetan, Juan de Torquemada oraz Raynald otwarcie nazywają sobór nielegalnym zgromadzeniem, a w każdym razie rzucają cień wątpliwości na jego kompetencje do podejmowania decyzji. Z drugiej strony szkoła gallikańska albo akceptuje sobór, albo podaje na jego usprawiedliwienie okoliczności łagodzące. Noël Alexander utrzymuje, że sobór zlikwidował schizmę do tego stopnia, do jakiego był w stanie to zrobić. Bossuet twierdzi z kolei: „Jeśli wyniszczająca Kościół Boży schizma nie została w Pizie wykorzeniona, w każdym razie otrzymała tam śmiertelny cios, a sobór w Konstancji dokończył dzieła”. Protestanci, wierni wnioskowaniu ze swoich zasad, bez zastrzeżeń pochwalają ten sobór, ponieważ widzą w nim „pierwszy krok ku uwolnieniu świata” i witają go z radością jako świt reformacji (Gregorovius). Pewnie najrozsądniej będzie stwierdzić za Bellarminem, że to zgromadzenie było soborem powszechnym, o którego jednoznaczną ocenę niezwykle trudno. Ze względu na nieprawność oraz niespójności w jego postanowieniach nie można go nazwać soborem ekumenicznym. Niemniej jednak niesprawiedliwe byłoby określenie go mianem konwentyklu czy porównywanie go ze zbójeckim soborem efeskim, pseudo-soborem w Bazylei, czy jansenistycznym soborem w Pistoi. Zgromadzenie pizańskie to nie pretensjonalna, buntownicza i świętokradcza koteria. Liczba ojców soborowych, ich poziom, autorytet, inteligencja oraz pełne gorliwości o dobro Kościoła intencje, niemal jednogłośna zgoda towarzysząca procesowi dochodzenia do decyzji oraz otrzymane wsparcie królewskie wykluczają wszelkie podejrzenie o to, że stanowił spisek. Sobór pizański nie przypomina żadnego innego soboru i ma swoje własne miejsce w historii Kościoła jako nieprawny (jeśli chodzi o sposób, w jaki został zwołany), niepraktyczny (jeśli chodzi o dobór zastosowanych środków), niejednoznaczny co do rezultatów swojego działania i niemający żadnego tytułu do reprezentowania Kościoła powszechnego. Sobór w Pizie stanowi główne źródło wszystkich kościelno-historycznych zdarzeń, do których doszło w latach 1409–1414 i otwiera drogę soborowi w Konstancji.


Autor hasła: Salembier, L.
Council of Pisa. W: The Catholic Encyclopedia. New York: Robert Appleton Company, 1911.

Tłum. Łukasz Makowski

"Św. Stanisław Kostka" („Encyklopedia Katolicka”)


  Z portretu przechowywanego w Saint-Symphorien-d'Ozon w departamencie Isère we Francji


Urodzony w Rostkowie koło Przasnysza ok. 28 października 1550 r.; zmarł w Rzymie w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 r. 28 października 1567 r. wstąpił w Rzymie do Towarzystwa Jezusowego; przewidział swą śmierć na kilka dni naprzód. Jego ojciec, Jan Kostka, był senatorem Królestwa Polskiego i kasztelanem zakroczymskim; matką zaś pochodząca z Drobina Małgorzata z Kryskich, siostra i siostrzenica mazowieckich wojewodów i ciotka sławnego kanclerza Polski, Feliksa Kryskiego. Małżeństwu Pan Bóg pobłogosławił siedmiorgiem dzieci, z których Stanisław urodził się jako drugie. Jego starszy brat, Paweł, przeżył go o tyle lat, że mógł być obecny na uroczystości beatyfikacji Stanisława w roku 1605. Obaj bracia najpierw odebrali naukę w domu; główną cechą tej wczesnej edukacji była stanowczość, wręcz surowość; jej owocami zaś znakomite nawyki: pobożność, skromność, umiarkowanie i posłuszeństwo. Następnie zostali wysłani razem wychowawcą do Wiednia, gdzie uczęszczali do otwartego cztery lata wcześniej jezuickiego kolegium – do Wiednia dotarli 25 lipca 1564 r. Stanisław zaczął się wkrótce wyróżniać wśród uczniów kolegium nie tylko miłym obejściem i wesołym usposobieniem, ale również żarliwością religijną oraz anielską pobożnością. Ten duch pobożności rósł w nim nieprzerwanie w ciągu trzyletniego pobytu w Wiedniu. Brat Stanisława, Paweł, powiedział o nim w trakcie procesu beatyfikacyjnego: „Oddał się tak zupełnie życiu duchowemu, że często tracił świadomość, szczególnie w kościele ojców jezuitów w Wiedniu. To prawda – dodał świadek – że to samo zdarzyło się mojemu bratu w domu, gdy siedział przy wielkanocnym stole z naszymi rodzicami oraz innymi osobami”. Poza innymi pobożnymi praktykami Stanisław wstąpił do Kongregacji św. Barbary, do której należało wielu uczniów jezuickiego kolegium. Jeśli wierzyć temu, co powiedział w zaufaniu swojemu nauczycielowi, a następnie, w Rzymie, zakonnemu współbratu, to święta Barbara przywiodła do niego w trakcie poważnej choroby dwóch aniołów, aby udzieliły mu Eucharystii. Jednak tak wielka pobożność nie podobała się starszemu bratu, Pawłowi; jego rozdrażnienie sprawiło, że zaczął niewinnego Stanisława traktować brutalnie. Ten stracił w końcu cierpliwość i pewnej nocy, doświadczywszy znów surowych komentarzy i ciosów brata, odparł znienacka: „Twoje brutalne traktowanie skończy się tym, że wyjadę stąd i nigdy nie wrócę, a ty będziesz musiał wytłumaczyć się przez ojcem i matką z mojego wyjazdu”. Jedyną odpowiedzią Pawła był stek przekleństw.

Tymczasem myśl o wstąpieniu do Towarzystwa Jezusowego zagościła już na dobre w duszy świątobliwego młodzieńca. Minęło jednak sześć miesięcy, zanim odważył się powiedzieć o tym jezuickim przełożonym. W Wiedniu wahano się, czy go przyjąć, obawiając się ściągnięcia na siebie nawałnicy – reakcji Jana Kostki; Towarzystwo dopiero co uciszyło burzę, która wybuchła po przyjęciu w jego szeregi kilku innych osób. Stanisław szybko pojął sytuację i powziął plan ubiegania się o przyjęcie u generała zakonu w Rzymie. Odległość wynosiła tysiąc kilometrów, które należało przemierzyć pieszo – bez ekwipunku, przewodnika, ani żadnych innych środków poza aktami miłosierdzia, które napotkani mogli – albo i nie – wyświadczyć mu w drodze. Czekające go w takiej podróży ewentualne niebezpieczeństwa i upokorzenia nie odebrały mu odwagi. Tego dnia, którego zamierzał przystąpić do realizacji swojego przedsięwzięcia, wezwał wczesną porą swojego służącego i polecił, aby rankiem powiadomił jego brata, Pawła, oraz nauczyciela, że nie wróci na obiad. Potem wyruszył, przy pierwszej sposobności zamieniając strój szlachcica na ubiór żebraczy – był to jedyny sposób, by nie zwracać na siebie uwagi osób, które mógł napotkać. Z nastaniem nocy Paweł i nauczyciel uświadomili sobie, że Stanisław opuścił ich, tak jak ostrzegał. Opanował ich gwałtowny gniew; pod koniec dnia uciekinier miał na nimi już dwadzieścia cztery godziny przewagi. Wszczęli pogoń, ale nie byli w stanie go doścignąć: albo ich zmęczone konie odmawiały posłuszeństwa, albo łamało się koło ich powozu, albo – jak szczere przyznawał nauczyciel – gubili się, wyjechali bowiem z miasta inną drogą niż Stanisław. Charakterystyczne, że w swoim zeznaniu Paweł nie przedstawia żadnego wyjaśnienia tych niepowodzeń.

Stanisław przebywał przez miesiąc w Dillingen, gdzie ówczesny prowincjał, bł. Piotr Kanizjusz, wystawił powołanie młodego kandydata na próbę, zatrudniając go w szkole z internatem. Następnie Stanisław udał się do Rzymu, dokąd dotarł 25 października 1567 r. Ponieważ podróż wielce go wyczerpała, generał zakonu, św. Franciszek Borgiasz, dopiero kilka dni później pozwolił mu wstąpić do nowicjatu św. Andrzeja. Zgodnie ze świadectwem mistrza nowicjatu, ojca Giulio Fazio, przez pozostałe dziesięć miesięcy życia Stanisław był wzorem i zwierciadłem religijnej doskonałości. Mimo bardzo kruchego zdrowia nie oszczędzał sobie żadnej z pokutnych praktyk (Monument hist. Societatis Jesu, Sanctus Franciscus Borgia, IV, 635). Jego piersi trawiła taka gorączka, że często zmuszony był przykładać do nich zimne kompresy. W wigilię uroczystości św. Wawrzyńca Stanisław poczuł śmiertelną słabość – którą jeszcze pogorszyła wysoka gorączka – i jasno zrozumiał, że nadeszła jego ostatnia godzina. Napisał do Najświętszej Maryi Panny list z prośbą, aby wezwała go do Nieba w takiej chwili, by mógł świętować tam razem z Nią chwalebną rocznicę jej Wniebowzięcia (ibid., 636). Jego zaufanie do Najświętszej Dziewicy, które już wcześniej przyniosło mu wiele niezwykłych łask, ponownie doczekało się nagrody: 15 sierpnia, na krótko przed czwartą rano, gdy, pogrążony w modlitwie, pobożnie wzywał Boga, świętych i Maryję Pannę, jego piękna dusza znalazła się u jej Stwórcy. Twarz Stanisława promieniała niebywale jasnym światłem. Całe miasto świadczyło o jego świętości, a lud pośpieszył ze wszech stron, by oddać cześć jego doczesnym szczątkom i, jeśli to możliwe, uzyskać relikwie (ibid., 637). Stolica Święta potwierdziła powszechne przeświadczenie o świętości Stanisława, beatyfikując go w roku 1605; Stanisław został kanonizowany 31 grudnia 1726 r. Święty Stanisław to jeden z popularnych polskich świętych; wiele stowarzyszeń religijnych obrało go za opiekuna swoich nowicjatów. W sztuce przedstawia się go na wiele różnych sposobów: niekiedy ukazuje się go otrzymującego Komunię Świętą z rąk aniołów; czasami otrzymującego z rąk Maryi Panny Dzieciątko Jezus; albo też pośrodku bitwy, zmuszającego wrogów jego kraju do ucieczki. Czasem przedstawia się go w pobliżu zdroju, kładącego sobie na piersiach mokrą zmoczoną lnianą chustę. Jego wstawiennictwa wzywa się w przypadku palpitacji serca i ciężkich chorób (Cahier, Caractéristiques des Saints).

Powyższy opis został sporządzony niemal wyłącznie w oparciu o zeznania świadków w procesie kanonizacyjnym Stanisława (por. Archivio della Postulazione generale d. C. d. G., Roma). Towarzyszący hasłu portret wyszedł spod pędzla Scypiona Delfine i jego najstarszym istniejącym wizerunkiem św. Stanisława. Namalowany prawdopodobnie w Rzymie w roku jego śmierci – a może już po niej – może zostać uznany za najlepszą podobiznę Świętego. Twarz ma rysy uderzająco słowiańskie, odmiennie niż innych przedstawieniach Stanisława.


Autor hasła: Van Ortroy, F. (1912).
St. Stanislas Kostka”. The Catholic Encyclopedia. Vol. 14. New York: Robert Appleton Company.


Tłum. ŁM