Nie potrzeba mówić, że ludzie są zaskoczeni, słysząc jak ksiądz bluźni. Otóż muszę wyznać, że to właśnie przydarzyło mi się wczoraj, gdy leciałem samolotem. Byłem w trakcie lektury "New York Timesa"; w dziale sportowym dużo miejsca poświęcono olimpiadzie – rzecz jasna. Wiadomości na jej temat było w całej gazecie pełno. Miałem więc otwartego "Timesa" i czytałem opisy tych różnych wydarzeń, gdy stewardesa, starsza kobieta, stanęła za mną, spojrzała mi przez ramię i powiedziała: "Och, widział to ksiądz? To było prostu cudowne!". Zareagowałem na to mówiąc: "Nie, wcale mnie to nie obchodzi. W istocie w ogóle mnie to nie ciekawi". Na jej twarzy pojawił się wyraz takiego szoku, jak gdybym wygłosił straszliwe bluźnierstwo. Zastanawiam się, czy reakcja byłaby choć trochę podobna w starożytnym Rzymie; gdyby ktoś podszedł do chrześcijanina i spytał: "Byłeś ostatnio w Koloseum? Było fantastycznie! Widziałeś, jak upiekli tego człowieka? Widziałeś jak cierpiał? Jejuńciu!". A wy odpowiedzielibyście: "Nie! To było okropieństwo!". Gdybyście tak powiedzieli, byłaby to obraza bogów rzymskiego społeczeństwa, obraza rzymskiej kultury.
Myślałem o tym czytając w zeszłym tygodniu gazetowe relacje z olimpiady – a tego samego dnia wieczorem książkę Henri'ego-Daniela Ropsa Kościół Apostołów i męczenników. Książka ta opisuje życie Kościoła w starożytności – to wspaniała lektura; polecam ją szczególnie tym, którzy są potencjalnie zainteresowani nawróceniem się na katolicyzm, ponieważ pokazuje zupełnie jasno, że studiowanie historii – historii Kościoła – ostatecznie prowadzi każdego uczciwego intelektualnie człowieka do stania się katolikiem.
Henri-Daniel Rops poświęca fragment książki grom w Koloseum oraz męczeństwu chrześcijan w Koloseum. Jakież było to dla ludzi podniecające! Cóż za rozrywka widzieć ludzi męczonych na różne sposoby, widzieć jak walczą z dzikimi zwierzętami, jak próbuje się zmusić ich do walki przeciw sobie nawzajem i tak dalej. Za jak wspaniałe to uważano!
Sądzę, że jest dla nas ważne, jako dla wiernych naśladowców naszego Pana, by nieprzerwanie kwestionować to, co ceni świat. A niewiele rzeczy w naszych czasach ceni się bardziej niż sport. Bardzo dużo się o nim mówi – ze względu na olimpiadę. I w związku z tym rozumiem również pytanie byłego członka Green Bay Packers.
Cóż, dziś mam zamiar powiedzieć wam trochę o sporcie i podjąć próbę spojrzenia nań z perspektywy chrześcijańskiej.
W cytowanym tekście św. Paweł dokonał porównania między pogańskimi sportowcami a chrześcijanami; stwierdził, że pogańscy sportowcy są oddani jednej sprawie: podejmują wyrzeczenia, by osiągnąć mistrzostwo, innymi słowy: dążą do zwycięstwa. Ale – mówi – starają się o wieniec skazitelny. Chrześcijanie z kolei powinni okazywać takie samo oddanie w staraniu o wieniec nieskazitelny. W Ewangelii używa się na określenie tych wyrzeczeń słowa: αγωνία – walka lub zmaganie. Św. Paweł stosuje tę analogię, to porównanie, by powiedzieć, że zamiast walczyć o wieniec w świecie doczesnym chrześcijanie powinni walczyć lub zmagać się o wieniec duchowy. Nie można bowiem zaprzeczyć, że sport jest dominującą siłą w kulturze popularnej. Jest teraz jak religia.
Jeden z bardzo wybitnych baseballistów, których mamy w Cincinnati, Peter Rose, mówił o baseballu jako o grze, którą "ubóstwia". Ów nadmierny podziw widać też względem drużyn i zawodników; są traktowani w naszym społeczeństwie jak bogowie. "Ci są bogowie twoi, Izraelu" [Por. Wyj 32, 4 – przyp. tłum.]. Specjalne traktowanie, popularność, którą cieszą się w szkole średniej, uznanie; w college'u specjalne traktowanie, zwolnienie z uczenia się czegokolwiek; zawodowcy otrzymują zaś olbrzymie wynagrodzenie, zainteresowanie mediów, wszelkiego rodzaju pustosłowie – słuchacie czasem wywiadów ze sportowcami – a to, co mówią, jest brane na serio, jakby to było prawdziwe objawienie. "Jak sądzisz: co zamierzacie zrobić? Jaki przebieg będzie miał mecz, brachu?". "Cóż, wyjdziemy na boisko i zagramy w futbol". No świetnie! Doprawdy świetnie!
Istnieją wyznawcy sportu, którzy dzień w dzień oddają się jego kultowi – miejsce w gazetach poświęcone na doniesienia sportowe; pieniądze i czas poświęcone, by uczestniczyć w różnych obrzędach. Bilet na mecz baseballowy kosztuje teraz fortunę. I w dodatku kultem sportu przesiąknięte są dzieci. Są tacy, którzy mówią: "Wyślę moje dziecko do liceum, w którym jest naprawdę dobra drużyna koszykarzy; tak, aby mogło nauczyć się grać" – albo naprawdę dobry zespół futbolowy.
Cóż, waszym zadaniem jest patrzeć na świat oczami wiary. Podobnie jak Rzymianom grozi wam, że dacie się pochłonąć wartościom – fałszywym wartościom – otaczającej was kultury – niechrześcijańskim postawom społeczeństwa.
Cóż więc powinien myśleć o sporcie katolik? Zadając to pytanie nie mam na myśli zabaw rekreacyjnych, ćwiczeń, które podejmujecie wy albo wasze dzieci dla zdrowia, rozrywki lub relaksu. Nie mam temu nic do zarzucenia. Absolutnie nic. Otóż mówiąc o "dzisiejszym sporcie" mam na myśli współczesne zorganizowane sporty zespołowe, które przepajają amerykańską kulturę: zawodowy futbol, koszykówkę, baseball, hokej i tak dalej. Zawodowcy oraz koledże, a obecnie i szkoły średnie koncentrują się na formowaniu sportowych oddziałów. Jest też – oczywiście – ta okropna olimpiada.
Spoglądamy na historię: Rzym to był chleb i igrzyska – panem et circenses, jak to mówią. Było okrucieństwo, była rywalizacja. Ojcowie Kościoła potępili te zorganizowane sporty zespołowe. Nie pobłażali wiernym w tym zakresie. W epoce chrześcijańskiej – z powodu słów potępienia, jakie padały z ust Ojców Kościoła – nie słyszy się o uprawianiu się tych sportów zbyt wiele – ze względu na nieokiełznane emocje, jakie owe zorganizowane sporty drużynowe wywołują. Więc tego wszystkiego nie było. Nie było ich przez ponad tysiąclecie – przez tysiąć pięćset lat po upadku imperium rzymskiego. Jednakże po roku 1848, który był rokiem socjalistycznej próby wywołania rewolucji w Europie – od tej chwili można było zaobserwować zorganizowane drużyny sportowe nastawione na rywalizację. To zjawisko promowali socjaliści i komuniści. Celem tego było wywołać silne emocje: dać tobie poczucie solidarności z kolegami z zespołu, z innymi kibicami twojej drużyny, nastawić cię na stadne reagowanie, abyś – zamiast myśleć – podążał za tłumem. Tych właśnie sposobów rewolucjoniści mają nadzieję użyć, aby ludźmi manipulować.
A później, pod koniec XIX wieku, baron de Coubertin usiłował wskrzesić ideę igrzysk olimpijskich. I to mu się udało. Miał na celu to, co nazwalibyśmy dziś ideą ujednolicenia świata, koncepcją świata zjednoczonego – jak również ideą panowania pogaństwa; międzynarodowego braterstwa. Stąd to się wzięło – olimpiada w swoim współczesnym wydaniu.
W Stanach Zjednoczonych w XX wieku zorganizowane sporty zespołowe – to już nie tylko rozrywka. One niejako wyewoluowały. Drużynt przeszły na zawodowstwo. Zdominowały koledże, szkoły średnie – sport zastąpił edukację.
Przez wiele lat posługiwałem w kościele pw. św. Klary w Columbus – na obrzeżu uniwersyteckiego kampusu. Widziało się podejście ludzi do sportu, ich podniecenie i tak dalej – kiedykolwiek miał odbyć się mecz: czy to futbolu, czy koszykówki. Miało się wrażenie, jakby obchodzono bardzo ważne święto religijne.
Sport stanowi poza tym substytut pracy. Te sprawy są napędzane przez media, przez reklamodawców, przez wielki biznes – wchodzą tu w grę wielkie pieniądze. Sport staje się zastępczą religią. Masz się emocjonalnie angażować w te panem et circenses, w chleb i igrzyska. naprawdę mocno. Pomyślcie o tym. Jaki jest tego skutek dla sportowca? Buduje to w nim pychę. Na cóż komukolwiek umiejętności w dziedzinie, która jest całkowicie bezużyteczna? Rzucanie piłką przez obręcz – wspaniałe dla rekreacji – ale koncentrować wokół tego swoje życie? Serio? Próżność. Szukasz uznania ze strony innych z głupich przyczyn. Albo rywalizacja – wywołujesz ducha konfliktu z wyimaginowanym "wrogiem". Widzicie jak ci ludzie walczą. Walczą na boisku lub na lodowisku. Albo gniew: na kolegów z drużyny, na trenerów, na przeciwników, na sędziów. I chciwość: możesz stać się niewyobrażalnie bogaty, jeśli jesteś dobry w te bzdury. Wreszcie: fizyczne krzywdzenie przeciwnika. Brutalność bloku w futbolu amerykańskim. I w szkołach średnich są dzieci, które z tego powodu stają się kalekami na całe życie. I po co? Dla fałszywych nadziei. Bierzesz dzieci z biednej dzielnicy, najczęściej murzyńskiej, które przejawiają sportowe aspiracje. Ze względu na uzdolnienia w tej dziedzinie dostają się do koledżu – dobrego koledżu – i niczego się tam nie uczą. Lepiej poświęcić czas nauce niż ciskaniu piłką do kosza. Oni czczą ciało. I to właśnie dostaje zawodnik – cześć dla swojego ciała. A kibice dostają gniew. Gniew z powodu porażek, złych zagrań; dostają przyzwolenie na zło. Niemoralna nieskromność reklam. Niewiarygodne! Promowanie niemoralnego stylu życia. Skandaliczne życie prywatne sportowców – to wasze pieniądze im na to pozwalają. Ponadto wynikające z pasjonowania się sportem zawodowym lenistwo i bierność. Lepiej byłoby spędzić ten czas grając w piłkę z własnymi dziećmi albo wykonując jakieś ćwiczenia. I jeszcze przyjmowanie mentalności tłumu: pozwalasz sobą manipulować w ten sposób, że odczuwasz to, co się dzieje, jako naprawdę ważne. Wszystkie twoje emocje obracają się wokół sportu. Rodzice dają dzieciom zły przykład. Przekazują im – swoim zachowaniem, biorąc sport zawodowy na poważnie – wszystkie fałszywe wartości, które niesie on ze sobą.
Więc – wziąwszy wszystko powyższe pod uwagę – z praktycznego punktu widzenia dostrzegamy problem. Jeśli go rozważysz, musisz przyznać, że ze sportami zorganizowanymi związane jest niebezpieczeństwo. Nie jesteśmy duchownymi, którzy chcą po prostu popsuć wszystkim zabawę. Chodzi o to, że naszym zadaniem jest skłonić was do myślenia na takie tematy i zastanowić się, jak je traktować. Więc jak powinno wyglądać wasze zaangażowanie w sport? Oglądanie rozgrywek albo śledzenie wyników drużyn nie jest złe samo w sobie. Gdy dorastałem, sport był dużo, dużo bardziej niewinny. Ale nie traktowano go tak poważnie jak dziś. Możecie mi wierzyć lub nie, ale sam zbierałem kiedyś karty z baseballistami. Co nawet trudniejsze do uwierzenia – biskup Sanborn też. Żartowaliśmy sobie z tego. Nie – karty z dziedziny teologii, nie – wielcy teologowie – oto wymieniamy się: św. Tomasz za św. Bonawenturę; albo wielcy kanoniści: Feliks Cappello za Rajmunda z Pennafort lub coś podobnego, ale karty z baseballistami. Ale to było dużo niewinniejsze i nie towarzyszył temu taki szum. A potem straszliwie to rozdmuchano. I starsi z nas, którzy się takim kolekcjonowaniem kart zajmowali – teraz zgadzamy się na to, na co nie powinniśmy się godzić. A media przemieniają wszystko w śmieci i szumną reklamę. I tak wiele towarzyszących temu wszystkiemu okoliczności może stanowić okazję do grzechu: niemoralne i wulgarne reklamy, które towarzyszą relacjom. Więc dla dobra waszego i waszych dzieci: nigdy nie sprawiajcie u nich wrażenia, że zaangażowanie w sporty zespołowe to chlubny cel. Nigdy nie dawajcie im tego wrażenia. Zniechęcajcie je do nadawania wysokiej wartości tym sprawom. To tylko gra. Powinna sprawiać ci przyjemność. To właśnie musicie dzieciom uzmysłowić. Uprawiasz sport dla ćwiczenia, dla rekreacji – najlepiej jeśli sam go uprawiasz, aby dobrze się bawić i zrelaksować – ale nie bierz sportu na poważnie.
I wreszcie: lepiej spożytkujcie czas. Strona o sporcie, wiadomości sportowe, tego rodzaju sprawy – nie bierzcie tego na poważnie. Bierzcie na poważnie lekturę duchową. Zróbcie coś, co wzbogaci was duchowo albo czegoś was nauczy – zamiast oglądać w telewizji sporty zespołowe. Poćwiczcie trochę, idźcie na spacer, zagrajcie w coś z dziećmi.
Tytułem podsumowania: święty Paweł mówi, że musimy dążyć do doskonałości, aby zdobyć nagrodę. Oznacza to więc, że musimy wziąć udział w zawodach, by wygrać. Gdy dorastałem, trenerem Green Bay Packers był wspaniały Vince Lombardi. Tak się składa, że wiem, iż co dzień uczestniczył we Mszy – to bardzo budujące. Lombardi powiedział – i z tego jest bardzo znany – że wygrywanie to nie wszystko – to jedyne, co się liczy. Pamiętajmy jednak, że współczesne zespoły sportowe walczą o wieniec skazitelny. My, chrześcijanie, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nasze zainteresowania i nasze dążenia, że cały nasz zapał powinniśmy nakierować na zyskanie wieńca nieskazitelnego.
Wygrywanie to nie wszystko – to jedyne, co się liczy. To powiedzenie ma sens tylko wtedy, gdy oznacza "wygranie" Nieba – jedyne zwycięstwo, które jest dla nas ważne. Niech Was Bóg błogosławi. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Tłum. TŁM & Mikołaj O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz