ZBLIŻA SIĘ



Oto jako lew wystąpi z nadętości Jordanu do piękności mocnej”
Jr 50, 43


Wydaje mi się, że można wyczuć narastające napięcie, które przybiera i gęstnieje. Jest ono wyczuwalne w życiu pojedynczego człowieka i w światowej polityce. Niepokój, który ogarnia z coraz większą siłą wszystkie sfery życia. Coś wisi w powietrzu. Ludzie kłócą się sami nie wiedząc dlaczego. Agresja narasta. Nienawiść staje się ostra jak żyletki. Pojedynczy człowiek czuje rosnące podenerwowanie. Ferment można zauważyć w wielkiej i małej polityce. Nerwy puszczają z byle powodu. Przyszłość jawi się mroczna, a jednocześnie nieczytelna. Nie jest to sprecyzowane. Nie da się tego określić, zważyć, zmierzyć, a jednak można odczuć. Niepokój, duch zamętu. Jedno wydaje się pewne – zbliżamy się do punktu przełomowego. Coś się wydarzy w najbliższych latach. To coś, czego nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić, a co zmieni świat w sposób radykalny. Narasta nieuświadomione poczucie, że to wszystko co nas otacza to już tylko na krótki czas. Duchy niezgody, kłótni, kłamstwa szaleją.


Sto lat temu podobne „wibracje” było czuć w Europie. Porządek wydawał się trwały jak skała, a jednak ferment narastał jak ciśnienie powietrza – wyczuwalne, lecz nieokreślone. Każdy (może z wyjątkiem garstki ślepców) zdawał się sobie sprawę, że świat tak dalej istnieć nie będzie, lecz nikt nie wiedział, w jaki powinien się zmienić i w jaki sposób. Gdy wybuchła I wojna światowa, wszyscy się cieszyli. Na licznych fotografiach i zdjęciach można zobaczyć roześmiane twarze, entuzjazm, radość. Ludzie mieli poczucie, że wreszcie nadchodzi zmiana. Nie wyobrażali sobie nawet, jak straszne zastosuje ona metody i jak będzie wyglądał ten świat, gdy zmiana zrobi już swoje. Jednak cieszono się, że to dotychczasowe się kończy.


Podobnie jest teraz. Nadchodzi mrok, czarna chmura, a z oddali słychać pomruki. Bestia nadchodzi. Nikt nie może przewidzieć, jaką przybierze postać, jak zakończy swą manifestację, lecz ona nadchodzi. Zło jest wyczuwalne tak silnie, że niemal się materializuje, przyćmiewa wręcz powietrze. Szatani krążą po świecie z intensywnością dotąd niespotykaną i w ilości do tej pory nie doświadczonej, bo i potępieńców jest liczba olbrzymia. Piekło jest prawdopodobnie niemal puste. Wszyscy jego upiorni mieszkańcy błąkają się po ziemi. Czuć ich niemal w każdej relacji międzyludzkiej. Atmosfera gęstnieje z miesiąca na miesiąc. Historycy zwykli mówić w takich sytuacjach, że „historia przyspieszyła”. Ale to nie Pani Historia przyspieszyła. To Pan Ciemności ogłosił w swym królestwie hasło „wszystkie ręce na pokład”. Zatem srożą się niemiłosiernie, bo wiedzą, że czasu mają mało.


Coś się niebawem stanie. Świat, który znamy, właśnie przemija. Teraz – na naszych oczach – pod taflę wody zanurza się ostatni skrawek Titanica.


To coś będzie nieporównywalne z niczym, co było do tej pory. Będzie to odgłos pękającej pieczęci. Niech nikt nie drwi, że koniec świata odtrąbywany był już w przeszłości setki razy. Nie twierdzę bowiem, że to co nadchodzi będzie ostateczną Apokalipsą. Wątpię by tak było. Będzie to jednak punkt przełomowy. Słupek rtęci termometru osiągnął maksymalny pułap. Pieczęć otwarta. Znaki mnożą się, zaś Arka Zbawienia uderzyła w rafy. Nie popłynie dalej bez Bożej interwencji.


A przecież wiemy, że popłynąć musi. Bożą interwencją jest dopust Boży, oczyszczenie, sacco di Roma.


To naprawdę można wyczuć. Brakuje już tylko iskry, a stanie się tak. Proces się zamyka. Aby domknął się ostatecznie, jego murarze potrzebują już tylko decydującego uderzenia. Ono właśnie nadchodzi. I to będzie ich klęska. Jak zawsze, gdy maska opada, a piekło uderza z otwartą przyłbicą. Nadchodzi konfrontacja i my ją wygramy.


Jerzy Juhanowicz