Skąd się wzięli Włosi? Co się stało z Rzymianami? Jaki określić w historii moment, w którym naród, czyli istniejąca zbiorowość, znika, a pojawia się inna?
Czym jest zatem naród? Wspólnotą krwi? Jak ją określić? Za pomocą badań genetycznych każdego z osobna? Jak wygląda genotyp Polaka i kiedy zaczął się różnić od czeskiego? Przecież tysiąc lat temu różnice między Polakami a Czechami miały charakter raczej plemienny i nie były odmienne od różnic między mieszkańcami Wielkopolski a Mazowsza. Ci jednak, podlegając innej władzy, rozwijali się inaczej, zajmowali się innymi sprawami, podlegali innym wpływom kulturowym. Z biegiem czasu Polacy i Czesi „odjechali” od siebie. Zatem to, co kształtuje narody, to przede wszystkim sprawa kultury, istniejącego w danej wspólnocie poczucia, że należymy do zbiorowości, którą absorbują podobne sprawy. Im bardziej specyficzne są dla danej wspólnoty te sprawy, tym bardziej skonsolidowany staje się naród, a różnice kulturowe, językowe zarysowują się wyraźniej. Oczywiście, fundamentalne znaczenie ma tu kwestia wiary i języka, gdyż wiara determinuje poczucie wspólnoty wartości, a język pomaga we wspólnym doświadczaniu związanych z nimi przeżyć. Podobny typ urody to element, który pomaga doświadczać poczucia wspólnoty jedynie na poziomie mentalnym.
Czy zatem istnieje naród szwajcarski? Osobiście śmiem wątpić. Szwajcarzy są raczej wspólnotą polityczną. Połączyły ich tylko wspólne dążenia polityczne, ale różnice języka i wiary spowodowały na przestrzeni wieków brak zacieśnienia więzi. Pozostali na etapie wspólnoty politycznej, która utworzyłaby skonsolidowany naród, gdyby nie istniejące różnice; pozwoliło to jedynie na utrzymanie konfederacji. Ale konfederacji kogo? Małych, górskich narodów? Raczej wspólnot, które nie stały się narodami, gdyż zbyt mocno łączyły się wspólnotą polityczną z kompletnie odmiennymi sąsiadami z pobliskiej alpejskiej doliny.
Naród istnieje również w czasie, gdyż w czasie rozłożony jest proces przekazywania spuścizny, dziedzictwa przodków. Umiłowanie tego dziedzictwa to nic innego jak patriotyzm, który nakazuje przekazanie go kolejnym pokoleniom, czyniąc się obowiązkiem, odpowiedzialnością, która determinuje przynależność do owego dziedzictwa. A społeczeństwo? To dana zbiorowość tu i teraz, będąca etapem i elementem istniejącego narodu. Społeczeństwo nie może więc decydować za cały naród, gdyż część nie jest całością. Zachowanie sztafety nie jest kaprysem społeczeństwa, lecz jego obowiązkiem. Stopień świadomości tego obowiązku określa skalę więzi narodowej. Społeczeństwo jest wycinkiem narodu i na poziomie czasu jest czymś węższym od niego. Na poziomie przestrzeni jest z kolei czymś szerszym, gdyż w jego skład wchodzą także ci, którzy do narodu nie przynależą, ponieważ więzi kulturowe nie łączą ich z dziedzictwem przodków tego narodu, a, co za tym idzie, nie mają poczucia obowiązku jego kontynuowania. Społeczeństwo to, właściwie przypadkowa, poniekąd zbiorowość ludzi, zajmująca pewien obszar i związana ze sobą kwestiami najczęściej jedynie politycznymi, chociaż też nie zawsze. Więzy te, nazywane społecznymi, mogą być mocniejsze bądź luźniejsze. Jeżeli są mocniejsze, prowadzą do integracji poszczególnych części społeczeństwa i wtapiania go we wspólnotę narodu. Jeżeli są lżejsze, mogą doprowadzić do zerwania tego łańcucha sukcesji narodu. Dochodzi wtedy do wynarodowienia. Naród zaczyna zanikać, gdyż jego linia życia słabnie. Jeżeli w społeczeństwie ta jego część, która nie należy do narodu, zaczyna górować kulturowo, politycznie czy w jakikolwiek inny sposób nad częścią społeczeństwa związanego z narodem, w dłuższej perspektywie, po wynarodowieniu jej, pod wpływem własnej wytworzonej kultury lub innych czynników może dać początek nowemu narodowi.
Historia świata to niekończąca się plątanina takich nici.
Gdzież są zatem Rzymianie? Nigdy nie zaistnieli jako naród. Plemię Rzymian rozszerzyło swą kulturę i język na całe Imperium, lecz etnicznie rozmyło się w morzu ludów zamieszkujących Italię i sam Rzym. Imperium było tak różnorodne językowo, kulturowo i religijnie, że społeczeństwo to nie było w stanie utworzyć jednego narodu. Różnice kulturowe i językowe na Wschodzie uniemożliwiły nawet utrzymanie jednego państwa, czyli wspólnoty politycznej. Zachód zaś pogłębił plątaninę nici, w której to nić rzymska została stłamszona do poziomu kultury i języka oraz wiary. Za dużo, aby ci, którzy się z nią identyfikowali, porzucili swą tożsamość. Za mało, aby mogli zawiązać nić, która byłaby narodem rzymskim. Nigdy taki nie powstał. Rzymskość istniała więc jako kultura, jako wiara, jako język. Rzymska była średniowieczna Christianitas. Rzymskość oznaczała więc cywilizację. Mieszkańcy Italii zaś, którzy tę rzymskość utrzymali w najbardziej klasycznej formie (z racji geograficznych), w wyniku niekończących się przemarszów i osiedleń obcych przybyszów stali się etniczną mieszaniną budowaną na poczuciu odrębności od świata za Alpami, poczuciu odpowiedzialności za spuściznę cywilizacji rzymskiej, przywiązaną do języka zbyt osadzonego w kulturze, aby dał się przygnieść mową przybyszów. Wywierała ona wpływ na mieszkańców Italii, którzy jednak nigdy nie utworzyli jednego organizmu państwowego, gdyż powstający w takich warunkach naród włoski był słabszy od swych, w pełni już ukształtowanych, sąsiadów. Tamci po prostu na gruzach Imperium szybciej utworzyli swe państwa, które pozwoliły im na scementowanie i zakonserwowanie powstałych nici narodu. I tak Włosi pozostali ogarniającym całą Italię narodem "o luźnej więzi"; więź tę wzmocniłoby stworzenie jednego państwa. Północ Italii przez całe wieki poddana zwierzchnictwu niemieckiemu i francuskiemu nie interesowała się mieszkańcami Południa – podobnie jak oni utożsamiającymi się z kulturą rzymską mieszkańcami Północy. Południe przez wieki martwiło się najazdami muzułmańskimi, normańskimi, poddane bywało także zwierzchnictwu hiszpańskiemu. Gdyby nie niewielkie obszarowo, lecz silne kulturą i pieniędzmi państwa tubylców – jak Genua, Wenecja, Florencja czy leżące w samym centrum Italii Państwo Kościelne – wspólnota włoska nie osiągnęłaby nawet tego poziomu, który dzisiaj uzasadnia określanie jej narodem. Ale i tak jest to poziom płytki. Istniejące od 150 lat jedno, scentralizowane państwo włoskie z pewnością jest czynnikiem umacniającym włoską narodowość. Lecz nie jest to wciąż konsolidacja na tyle silna, by przetrwała ewentualny rozpad Włoch. Włosi to przeciwieństwo Szwajcarów. Przez wieki istnieli jako wspólnota tego wszystkiego, co Szwajcarów dzieli, a to, co Szwajcarów łączyło, u Włochów nigdy, aż do XIX wieku, nie zaistniało.
Czym jest zatem naród? Wspólnotą krwi? Jak ją określić? Za pomocą badań genetycznych każdego z osobna? Jak wygląda genotyp Polaka i kiedy zaczął się różnić od czeskiego? Przecież tysiąc lat temu różnice między Polakami a Czechami miały charakter raczej plemienny i nie były odmienne od różnic między mieszkańcami Wielkopolski a Mazowsza. Ci jednak, podlegając innej władzy, rozwijali się inaczej, zajmowali się innymi sprawami, podlegali innym wpływom kulturowym. Z biegiem czasu Polacy i Czesi „odjechali” od siebie. Zatem to, co kształtuje narody, to przede wszystkim sprawa kultury, istniejącego w danej wspólnocie poczucia, że należymy do zbiorowości, którą absorbują podobne sprawy. Im bardziej specyficzne są dla danej wspólnoty te sprawy, tym bardziej skonsolidowany staje się naród, a różnice kulturowe, językowe zarysowują się wyraźniej. Oczywiście, fundamentalne znaczenie ma tu kwestia wiary i języka, gdyż wiara determinuje poczucie wspólnoty wartości, a język pomaga we wspólnym doświadczaniu związanych z nimi przeżyć. Podobny typ urody to element, który pomaga doświadczać poczucia wspólnoty jedynie na poziomie mentalnym.
Czy zatem istnieje naród szwajcarski? Osobiście śmiem wątpić. Szwajcarzy są raczej wspólnotą polityczną. Połączyły ich tylko wspólne dążenia polityczne, ale różnice języka i wiary spowodowały na przestrzeni wieków brak zacieśnienia więzi. Pozostali na etapie wspólnoty politycznej, która utworzyłaby skonsolidowany naród, gdyby nie istniejące różnice; pozwoliło to jedynie na utrzymanie konfederacji. Ale konfederacji kogo? Małych, górskich narodów? Raczej wspólnot, które nie stały się narodami, gdyż zbyt mocno łączyły się wspólnotą polityczną z kompletnie odmiennymi sąsiadami z pobliskiej alpejskiej doliny.
Naród istnieje również w czasie, gdyż w czasie rozłożony jest proces przekazywania spuścizny, dziedzictwa przodków. Umiłowanie tego dziedzictwa to nic innego jak patriotyzm, który nakazuje przekazanie go kolejnym pokoleniom, czyniąc się obowiązkiem, odpowiedzialnością, która determinuje przynależność do owego dziedzictwa. A społeczeństwo? To dana zbiorowość tu i teraz, będąca etapem i elementem istniejącego narodu. Społeczeństwo nie może więc decydować za cały naród, gdyż część nie jest całością. Zachowanie sztafety nie jest kaprysem społeczeństwa, lecz jego obowiązkiem. Stopień świadomości tego obowiązku określa skalę więzi narodowej. Społeczeństwo jest wycinkiem narodu i na poziomie czasu jest czymś węższym od niego. Na poziomie przestrzeni jest z kolei czymś szerszym, gdyż w jego skład wchodzą także ci, którzy do narodu nie przynależą, ponieważ więzi kulturowe nie łączą ich z dziedzictwem przodków tego narodu, a, co za tym idzie, nie mają poczucia obowiązku jego kontynuowania. Społeczeństwo to, właściwie przypadkowa, poniekąd zbiorowość ludzi, zajmująca pewien obszar i związana ze sobą kwestiami najczęściej jedynie politycznymi, chociaż też nie zawsze. Więzy te, nazywane społecznymi, mogą być mocniejsze bądź luźniejsze. Jeżeli są mocniejsze, prowadzą do integracji poszczególnych części społeczeństwa i wtapiania go we wspólnotę narodu. Jeżeli są lżejsze, mogą doprowadzić do zerwania tego łańcucha sukcesji narodu. Dochodzi wtedy do wynarodowienia. Naród zaczyna zanikać, gdyż jego linia życia słabnie. Jeżeli w społeczeństwie ta jego część, która nie należy do narodu, zaczyna górować kulturowo, politycznie czy w jakikolwiek inny sposób nad częścią społeczeństwa związanego z narodem, w dłuższej perspektywie, po wynarodowieniu jej, pod wpływem własnej wytworzonej kultury lub innych czynników może dać początek nowemu narodowi.
Historia świata to niekończąca się plątanina takich nici.
Gdzież są zatem Rzymianie? Nigdy nie zaistnieli jako naród. Plemię Rzymian rozszerzyło swą kulturę i język na całe Imperium, lecz etnicznie rozmyło się w morzu ludów zamieszkujących Italię i sam Rzym. Imperium było tak różnorodne językowo, kulturowo i religijnie, że społeczeństwo to nie było w stanie utworzyć jednego narodu. Różnice kulturowe i językowe na Wschodzie uniemożliwiły nawet utrzymanie jednego państwa, czyli wspólnoty politycznej. Zachód zaś pogłębił plątaninę nici, w której to nić rzymska została stłamszona do poziomu kultury i języka oraz wiary. Za dużo, aby ci, którzy się z nią identyfikowali, porzucili swą tożsamość. Za mało, aby mogli zawiązać nić, która byłaby narodem rzymskim. Nigdy taki nie powstał. Rzymskość istniała więc jako kultura, jako wiara, jako język. Rzymska była średniowieczna Christianitas. Rzymskość oznaczała więc cywilizację. Mieszkańcy Italii zaś, którzy tę rzymskość utrzymali w najbardziej klasycznej formie (z racji geograficznych), w wyniku niekończących się przemarszów i osiedleń obcych przybyszów stali się etniczną mieszaniną budowaną na poczuciu odrębności od świata za Alpami, poczuciu odpowiedzialności za spuściznę cywilizacji rzymskiej, przywiązaną do języka zbyt osadzonego w kulturze, aby dał się przygnieść mową przybyszów. Wywierała ona wpływ na mieszkańców Italii, którzy jednak nigdy nie utworzyli jednego organizmu państwowego, gdyż powstający w takich warunkach naród włoski był słabszy od swych, w pełni już ukształtowanych, sąsiadów. Tamci po prostu na gruzach Imperium szybciej utworzyli swe państwa, które pozwoliły im na scementowanie i zakonserwowanie powstałych nici narodu. I tak Włosi pozostali ogarniającym całą Italię narodem "o luźnej więzi"; więź tę wzmocniłoby stworzenie jednego państwa. Północ Italii przez całe wieki poddana zwierzchnictwu niemieckiemu i francuskiemu nie interesowała się mieszkańcami Południa – podobnie jak oni utożsamiającymi się z kulturą rzymską mieszkańcami Północy. Południe przez wieki martwiło się najazdami muzułmańskimi, normańskimi, poddane bywało także zwierzchnictwu hiszpańskiemu. Gdyby nie niewielkie obszarowo, lecz silne kulturą i pieniędzmi państwa tubylców – jak Genua, Wenecja, Florencja czy leżące w samym centrum Italii Państwo Kościelne – wspólnota włoska nie osiągnęłaby nawet tego poziomu, który dzisiaj uzasadnia określanie jej narodem. Ale i tak jest to poziom płytki. Istniejące od 150 lat jedno, scentralizowane państwo włoskie z pewnością jest czynnikiem umacniającym włoską narodowość. Lecz nie jest to wciąż konsolidacja na tyle silna, by przetrwała ewentualny rozpad Włoch. Włosi to przeciwieństwo Szwajcarów. Przez wieki istnieli jako wspólnota tego wszystkiego, co Szwajcarów dzieli, a to, co Szwajcarów łączyło, u Włochów nigdy, aż do XIX wieku, nie zaistniało.
Jerzy Juhanowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz