-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka producenta i reżysera niniejszego scenariusza oraz osób, które byłyby gotowe wynagrodzić godziwą zapłatą tych, którzy przyczynili się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Żeńcy
motto
Bo wiatr siać będą, a wicher pożną.
Oz 8, 7
dedykacja
DEDYKACJA (czarno na białym)
Ojcu Karolowi Meissnerowi OSB +
laboratorium i rewolwer (w tle tytuł i początkowe napisy)
- NAPISY POCZĄTKOWE -
NAPIS
ŻEŃCY
(czarno na białym tle)
SCENA 1. WNĘTRZE.
Makrodetal:
oczy przyglądają się mikroskopowi i bębenkowi sześciostrzałowego rewolweru Taurus Snubnosed revolver.
W tle chór mnichów (nie widać) recytuje po łacinie:
Psalm CXLIII.
U Żydów 144.
Figura w Dawidzie i w Goliacie Pana Chrysta z dusznym przeciwnikiem, którego Chrystus Pan, jako Dawid Goliata, tak zwyciężyć miał.
Ant. Benedíctus Dóminus ‡
Psalmus 143(1-8) [1]
143:1 Benedíctus Dóminus, ‡ Deus meus, qui docet manus meas ad prælium, * et dígitos meos ad bellum.
143:2 Misericórdia mea, et refúgium meum: * suscéptor meus, et liberátor meus:
143:2 Protéctor meus, et in ipso sperávi: * qui subdit pópulum meum sub me.
143:3 Dómine, quid est homo, quia innotuísti ei? * aut fílius hóminis, quia réputas eum?
143:4 Homo vanitáti símilis factus est: * dies ejus sicut umbra prætéreunt.
143:5 Dómine, inclína cælos tuos, et descénde: * tange montes, et fumigábunt.
143:6 Fúlgura coruscatiónem, et dissipábis eos: * emítte sagíttas tuas, et conturbábis eos.
143:7 Emítte manum tuam de alto, éripe me, et líbera me de aquis multis: * de manu filiórum alienórum.
143:8 Quorum os locútum est vanitátem: * et déxtera eórum, déxtera iniquitátis.
V. Glória Patri, et Fílio, * et Spirítui Sancto.
R. Sicut erat in princípio, et nunc, et semper, * et in sǽcula sæculórum. Amen.
Ant. Benedíctus Dóminus suscéptor meus et liberátor meus.
Psalmy {Psalmy, antyfony z Psałterza według dnia}
Ant. Błogosławiony Pan, ‡
Psalm 143(1-8) [1]
143:1 Błogosławiony Pan, ‡ Bóg mój, który uczy ręce moje na bitwę, * a palce moje na wojnę.
143:2 Miłosierdzie moje i ucieczka moja: * wspomożyciel mój i wybawiciel mój.
143:2 Obrońca mój, i w nimem nadzieję miał: * który poddawa lud mój pod mię.
143:3 Panie, cóż jest człowiek, żeś mu się oznajmił? * albo syn człowieczy, że go sobie ważysz?
143:4 Człowiek podobny stał się marności: * dni jego jako cień przemijają.
143:5 Panie, nakłoń niebios twoich, a zstąp: * dotknij gór, a zakurzą się.
143:6 Zabłyśnij błyskawicą, a rozproszysz je: * wypuść strzały twoje, a zatrwożysz je.
143:7 Spuść rękę twoję z wysokości: wyrwij mię, a wybaw mię z wód wielkich: * i z ręki synów obcych.
143:8 Których usta mówiły nikczemność: * a prawica ich prawica nieprawości.
V. Chwała Ojcu i Synowi, * i Duchowi Świętemu.
R. Jak była na początku, teraz i zawsze, * i na wieki wieków. Amen.
Ant. Błogosławiony Pan, wspomożyciel mój i wybawiciel mój.
Ant. Beátus pópulus
chór mnichów recytuje w tle? początkowa scena przygotowywania rewolweru;
Na przemian:
SCENA 3. WNĘTRZE. LABORATORIUM. JASNO JAK W DZIEŃ. LABORATORYJNA BIEL
oraz
SCENA 4. WNĘTRZE. [DOM JUSTYNA] PRZY ŚWIETLE ŚWIECY. NOC.
Detal/Makrodetal
SZYMON (widzimy tylko jego ręce):
[W ramach ICSI:] ręce SZYMONA łamią witkę plemnika.
Ręce JUSTYNA wyjmują bębenek: KLIK!
Ręce SZYMONa wprowadzają plemnik do pipety.
Ręce JUSTYNa wkładają do bębenka pierwszy nabój.
SZYMON zbliża pipetę z plemnikiem do komórki jajowej: sprawa zmechanizowana; jego ręce manipulują maszyną, która dokonuje zapłodnienia. [BLOW-UP, NA CAŁY EKRAN, WIDZ MA TO WIDZIEĆ!].
Podejmuje trzy nieudane próby; po każdej przebitka na ręce JUSTYNA wkładające do bębenka kolejny nabój.
Spokojne i systematyczne ruchy obu bohaterów.
Laborant poczyna nowego człowieka. W ciszy.
Piąta kula znajduje swoje miejsce w bębenku.
salon – POŻEGNANIE Z LOTTĄ I JUNIOREM
SCENA 5. WNĘTRZE. DOM SZYMONA. DZIEŃ.
Zza zasłony ognia (jesteśmy w kominku) dostrzegamy trzy sylwetki. Kamera wychodzi na salon.
W pokoju z dużymi oszklonymi drzwiami wychodzącymi na niemal zachodzące już słońce siedzą przy kominku SZYMON, LOTTA oraz JUNIOR (4,5 roku). Za oknami złota polska jesień. Połowa września. [Zachód słońca ok. 18.50] Okolice godz. 17.30 [jak nadejdzie burza, i tak zrobi się ciemno].
JUNIOR układa puzzle ze Stworzeniem Adama Michała Anioła (duże elementy). Ma kilka takich układanek obok siebie – o różnej liczbie elementów [autyzm]. Teraz wykańcza największą.
Salon pełen elementów religijnych – menora, maski afrykańskie, Swarożyc, prawosławnopodobne ikony, figurka buddy, element katolicki po matce – obraz: Matka Boża Skępska, którego SZYMON nie ważył się wyrzucić; świeca chrzcielna; ramka z napisem NAGRODA Lege artis - NOMINOWANY; stoi w widocznym miejscu; dość nowe, ważne wydarzenie dla SZYMONa; elegancka ramka, rzuca się w oczy, foto SZYMONA w fartuchu lekarskim; świeca chrzcielna ze wstążką
Foto: SZYMON razem z LOT i JUNIOR. JUNIOR stoi pośrodku, każde z rodziców trzyma go za jedną rękę. [Tylko on ich łączy, nic więcej]
Figurki opalonych kolonistów
Na kominku zdjęcia z niezidentyfikowanymi, ale widać że politykami; dyskretne; może jedno; może tak jak z szefem spółki skarbu państwa, z funkcjonariuszem WSI, wiemy, kto, ale nie z pierwszych stron gazet; może tylko ogólna sugestia, że ludzie wpływowi
SZYMON ma klasykę na ścianach: Sąd ostateczny Boscha; obraz ze św. Tomaszem z Akwinu, Vermeer.
Zegar. Liczne zegary, które głośno i punktualnie wybijają kwadranse i pełne godziny.
Dużo książek. Sprzęty elektroniczne dyskretnie umiejscowione.
W domu na ścianach liczne trofea myśliwskie, dwie skóry niedźwiedzi, broń (rewolwer, ale nie snub-nosed w gablocie), dyplomy, okładki gazet z tytułem „Człowiek roku” etc.; broń na ścianach „[teraz już] Lubię czasem postrzelać na strzelnicy, ale nigdy do zwierząt”
Na ścianie czekan.
Zdjęcia z gór – Mnich!
W salonie duży telewizor, ale wyłączony; pusty czarny szklany ekran. [odbicia osób w ekranie]
W otwartej klatce SZYMON ma zwierzę w ciąży – i chroni zarówno matkę jak i małe; ojciec sobie poszedł; króliczkę Trusię; na razie Trusi nie ma w klatce.
SCENA 6. W przedpokoju, przy drzwiach wejściowych do domu.
LOTTA kończy się ubierać. Jeszcze tylko wkłada rękawiczki. Ubrania SZYMONA – smart casual.
LOTTA
(pośpiesznie wkłada rękawiczki)
Mogę wrócić późno. Dziś niedziela. W sklepach będzie tłok.
SZYMON
Spokojnie. My tu się sobą zajmiemy.
LOTTA
(spojrzenie w lustro, obrót w lewo, w prawo)
I do tego jestem spóźniona!
SZYMON
Mnie czeka rozmowa z tym dziennikarzem...
LOTTA
(nerwowo, szybko)
Umówiłam się na osiemnastą, a do miasta dobre pół godziny!
SZYMON
Nie bardzo mi się chce, ale to syn Cześka. Bardzo prosił mnie o tę przysługę. A ja się zgodziłem – przez wzgląd na stare czasy.
LOTTA
No to pa!
SZYMON muska LOTTĘ w policzek. Machinalnie. Bez serdeczności. Twarz LOTTY bez wyrazu.
SZYMON
Pa.
Śpiesz się powoli.
Odprowadzimy cię z Juniorem do bramy.
LOTTA idzie do garażu. SZYMON i JUNIOR wychodzą na ganek, a potem kierują się w średnio szybkim tempie do bramy. SZYMON prowadzi JUNIORA za rękę – trzyma go mocno. JUNIOR próbuje się wyrywać. Dostaje klapsa [grymas złości na twarzy SZYMONA] i już karnie idzie dalej.
SZYMON i JUNIOR dochodzą do bramy. Samochód z LOTTĄ już się zbliża. SZYMON otwiera bramę pilotem, samochód wyjeżdża, brama automatycznie zamyka się.
SZYMON
Wracajmy!
JUNIOR
Zostanę jeszcze chwilkę i popatrzę. [JUNIOR nie mówi nigdy: tato, tatusiu]
SZYMON
(z szelmowskim uśmiechem [wie, że JUNIOR nie ma pilota, a tylko nim albo przyciskiem na domofonie w domu da się bramę otworzyć]. Macha JUNIOROWI przed oczyma pilotem i zabiera pilota ze sobą.)
Dobrze. Tylko nie otwieraj bramy! [Widz jeszcze nie wie, jak traktować postawę SZYMONA. Czy to tylko droczenie się z synem, czy instrumentalne traktowanie]
Spojrzenie z okolic bramy. W oddali:
SZYMON wraca do domu i znika za drzwiami wejściowymi domu.
Z bliska widzimy twarz zza prętów bramy: JUNIOR patrzy w przestrzeń.
PRZED BRAMĄ – POWITANIE JUSTYNA – SALON
SCENA 8. PLENER. PRZED BRAMĄ POSIADŁOŚCI SZYMONA.
JUNIOR wpatruje się w nadchodzącą z daleka/dystansu postać. Zbliża się coraz bardziej, ale jest cały czas na tyle daleko, że nie widzimy jej twarzy.
Ujęcie zza pleców JUSTYNa (western)
Przed solidnych rozmiarów fantazyjnie (lecz bez przesady) zdobioną bramą stoi JUSTYN z teczką w ręku. Na ramieniu płaszcz, jest jeszcze stosunkowo ciepło. W drugim ręku – parasol. Ubrania – smart casual.
Brama z inicjałem rodziny (M) u szczytu. Nie ma furtki. Czerwona skrzynka pocztowa w amerykańskim stylu. SZYMON widzi przed sobą po drugiej stronie bramy JUNIORA.
JUNIOR
Dzień dobry!
JUSTYN
Dzień dobry! Czy tu mieszka profesor Marianowicz?
JUNIOR
Tak, profesor jest w domu.
(wskazuje palcem domofon)
Musi pan zadzwonić.
JUSTYN dzwoni domofonem. Zapala się lampka wokół oka kamery, które patrzy na JUSTYNA.
SZYMON (V.O.)
Halo?...
JUSTYN
Nowak. Byliśmy umówieni.
SZYMON (V.O.)
Już otwieram!
Brama otwiera się.
JUNIOR
(proszalnie)
Mogę pójść razem z panem?
[atmosfera niepokoju i brak poczucia bezpieczeństwa; Junior szuka ich u obcych]
JUSTYN
Oczywiście. Ruszajmy.
Kamera cały czas na wysokości bramy; JUSTYN i JUNIOR oddalają się; widać, że rozmawiają, ale nie słyszymy, o czym.
JUSTYN, a JUNIOR obok niego idą długą aleją w kierunku domu. SZYMON czeka w drzwiach domostwa na końcu alei.
SZYMON
Witam pana!
Szymon Marianowicz.
Widzę, że zaprzyjaźnił się pan już z Juniorem.
JUSTYN
Nowak. Justyn Nowak.
Cóż, miałem w życiu do czynienia z wieloma dziećmi...
SZYMON
To tak jak ja!
(śmiech)
Zapraszam, zapraszam do środka.
SZYMON wchodzi do korytarza. JUNIOR za nim.
SZYMON [nie mówi do juniora: synku]
(do JUNIORA)
A ty, Junior, biegnij do swojego pokoju. Mamy z panem ważne rzeczy do omówienia. Włącz sobie grę.
JUNIOR posłusznie znika.
[JUSTYN sprawia wrażenie, jakby szykował się do jakiegoś niecnego czynu. Rabuś?] Widz lęka się o SZYMONA; zadajemy sobie pytanie, czy JUSTYN zrobi mu krzywdę?]
JUSTYN strzela oczami: koncentrują się kolejno na zbliżenia: każde kolejno odwiedzane pomieszczenie omiatane wzrokiem.
SZYMON dużo się uśmiecha, protekcjonalnie, [obserwuje JUSTYNA od początku jak entomolog z nastawieniem – co też wyrosło z mojego nasienia? w przeciwieństwie do widza nie boi się o swoje bezpieczeństwo]
(uśmiech)
[SZYMON nie mówi LOTCIE o swojej pracy; dla niej liczy się, że przynosi forsę – nie zadaje niewygodnych pytań → scarlet & black, LOTTA nie wie dokładnie, kto odwiedza SZYMONA – tyle, że to syn dawnego dobrego kolegi; ale nawet pamiętając imię CZESIEK niczego nie wniesie do śledztwa]
SZYMON przygląda się JUSTYNOWI bacznie, gdy ten lustruje kolejne pomieszczenia – SZYMON patrzy trochę z pobłażliwością.
SZYMON
Proszę, tu może pan odstawić parasol. Ale chyba nie spodziewa się pan deszczu?
JUSTYN odstawia parasol do stojaka na parasole. Płaszcz kładzie na szafce.
JUSTYN
Przezorny, jak to mówią, zawsze ubezpieczony.
JUSTYN spogląda na wiszące na ścianach trofea. SZYMON to zauważa.
SZYMON
Widzę, że te łby robią na panu wrażenie.
JUSTYN
Widzę, że jest pan zapalonym myśliwym.
SZYMON
Ojciec mnie tym zaraził. Często jeździł na polowania razem z przyjaciółmi z klubu strzeleckiego. Zabierał mnie ze sobą.
JUSTYN
Te trofea na ścianach...
SZYMON
Zgaduję, o co chce pan zapytać: czy to ja ustrzeliłem te okazy, czy ojciec?
JUSTYN wykonuje skinienie głową.
SZYMON wstaje i wskazuje ręką łby w korytarzu.
SZYMON
Te na tej ścianie upolował mój ojciec.
Te tutaj (wskazuje na drugą ścianę) – to moja robota.
JUSTYN wskazuje na III ścianę, z łbami zwierząt cudzoziemskich: antylop etc.
JUSTYN
A te?
SZYMON
To nasze wspólne zdobycze z zagranicznych wypraw. Jak to często bywa: ojciec zaczął, syn kończy. W starszym wieku ojciec miał kłopoty z rękami; tak poważne, że nie mógł już utrzymać strzelby. Na wyprawy jeździliśmy wciąż wspólnie, ale strzelałem już tylko ja.
Przykicuje królik.
SZYMON
(nagle bardziej ożywiony, z uśmiechem)
A oto Trusia!
(do królika:)
Jak się masz, maleńka?
(do JUSTYNA:)
Widzi pan, jakiś czas temu przestałem polować. Jak mogę jednocześnie trzymać tę moją kruszynę i zabijać jej krewnych – inne zwierzęta?
JUSTYN
Przeszedł pan też pewnie na wegetarianizm?
SZYMON
(z uspokajającym uśmiechem)
Nie, proszę się nie obawiać. Zmieniłem się, to prawda – ale z mięsa jeszcze nie zrezygnowałem. Może to hipokryzja, ale... dobre mięsko nie jest złe. [humor]
JUSTYN
(z uśmiechem)
W pełni się zgadzam.
SZYMON
Tylko teraz już nie poluję. Ale zaopatrzenie mam z pewnego źródła.
W salonie na ścianach łby i broń myśliwska.
JUSTYN
(przygląda się, głowa w górze; w zamyśleniu)
Piękne sztuki...
SZYMON
Ma pan na myśli broń czy zwierzęta?
JUSTYN
Jedne i drugie.
SZYMON
Łby zostały – jako pamiątka starych, dobrych czasów. A co do broni – strzelam już tylko rekreacyjnie. Czasem na strzelnicy, czasem tu, u siebie.
Jeśli miałby pan ochotę, może sobie później chwilę postrzelamy?
SZYMON wskazuje JUSTYNOWI gestem miejsce na fotelu.
SZYMON
Proszę, proszę.
JUSTYN siada i wciąż się rozgląda.
SZYMON
Miałem zaproponować panu herbatę i coś słodkiego, ale może chciałby pan zacząć od kawałka wędliny czy pasztetu? Mam w moim zakamarku piękne sztuki mięsa. Skusi się pan?
Trusia odkicuje i chowa się pod kredensem.
JUSTYN
Dziękuję, może potem.
SZYMON
A zatem na dobry początek coś do picia?
JUSTYN
Chętnie. Czy mógłbym poprosić o herbatę z cytryną?
SZYMON
Oczywiście. Proszę się rozgościć. Zaraz wracam.
SZYMON idzie po herbatę, a JUSTYN rozkłada (ale nie z rozmachem) dyktafon, notes & swoje papiery/notatki/wydruki (ma kartki wydrukowane z artykułami, materiałami dot. sprawy) i rozgląda się po salonie. Jego wzrok koncentruje się kolejno na licznych „eksponatach”. Zbliżenia.
SZYMON wraca, stawia na stole dzbanek z herbatą. Wyciąga z kredensu i stawia na stole dwie filiżanki (fanatazyjna porcelana). Są już ciasteczka.
SZYMON
Pamięta pan, co mówił Hitchcock: że dobry film ma się zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem napięcie winno rosnąć? [humor]
JUSTYN
(z uśmiechem)
To jeszcze nie ten moment.
SZYMON
Ale przygotował pan zapewne jakieś „trudne” pytania?
JUSTYN spogląda do notesu.
JUSTYN
Kilka powinno się znaleźć.
SZYMON
Zaczynajmy zatem.
JUSTYN uruchamia dyktafon. Patrzy pytająco na SZYMONA. SZYMON – z uśmiechem skinienie głową, zachęcające mrugnięcie oczami.
SZYMON
Proszę się nie śpieszyć. Mamy dość czasu, żeby spokojnie się rozmówić. Lotta – to moja partnerka – nie wróci tak prędko.
JUSTYN włącza nagrywanie.
JUSTYN
Gdybym zaczął od pytań o tę głośną nagrodę, którą ma pan otrzymać...
SZYMON
(spokojnym pytającym tonem, znacząco spogląda na JUSTYNA; nie wiadomo, czy z fałszywą skromnością)
Mówi pan o TEJ nagrodzie?
JUSTYN
O TEJ właśnie. Gdybym zaczął od pytań o tę nagrodę...
SZYMON
(uspokajająco)
Zgaduję, co chce pan powiedzieć. Wie pan doskonale, że to, co robię, robię z przekonania. Nie dla pieniędzy i nagród. Choć – nie ukrywam – bogactwo i uznanie są bardzo miłe.
Ale przepraszam, bo panu przerwałem.
JUSTYN
Gdybym zapytał pana o nagrodę, byłoby to banalne.
Zaczniemy więc, jeśli pan pozwoli, od czegoś innego.
SZYMON
(uśmiecha się zapraszająco)
Proszę uprzejmie.
JUSTYN
(poważny wyraz twarzy)
Czy kiedykolwiek bał się pan o swoje życie?
Chwila zadumy. SZYMON patrzy JUSTYNowi prosto w oczy.
GÓRY 1
SCENA 1. PLENER. TATRY. DZIEŃ.
Plan ogólny: Lato. Słoneczna pogoda. Pojedyncze chmurki na niebie. SZYMON (50+ lat) stoi z czwórką znajomych (dwie KOBIETY, dwóch MĘŻCZYZN – towarzysze SZYMONA młodsi) u podnóża Mnicha. Lubi ryzyko. Zawsze je lubił. Razem z jednym z przyjaciół szykują się do ataku na Mnicha najtrudniejszą drogą (otwartą w 2004) o nazwie Misterium Nieprawości. Roześmiane twarze. Plan bliższy: SZYMON wskazuje palcem końcowe etapy trasy.
KOBIETA1
Najtrudniejsze wejście. Nic się nie zmieniłeś.
SZYMON
(ze szczerym śmiechem)
Ale tą trasą jeszcze nie wchodziłem. Jakoś się nie składało. A wytyczono ją z górą dziesięć lat temu!
MĘŻCZYZNA 1
(z uśmiechem)
Ten sam ryzykant co zawsze.
SZYMON
Co prawda, to prawda. We własnym łóżku chyba nie umrę! [humor]
Zbliżenie: ręce SZYMONa chwytają linę.
Zbliżenie: Nogi SZYMONa stawiają pierwsze kroki na ścianie.
Plan pełny: Pewne, przemyślane ruchy SZYMONa.
\POWTÓRKA PYTANIA:
JUSTYN
(poważny wyraz twarzy)
Czy kiedykolwiek bał się pan o swoje życie?\
SZYMON
(z uśmiechem, usiłując rozbroić napięcie)
Nie bardzo.
To prawda, dostawałem groźby. Były anonimy, maile. Pewnego razu (wstaje i podchodzi do półki nad kominkiem) znalazłem w skrzynce pocztowej to.
Zbliżenie: sięga po coś i wyciąga rękę w stronę JUSTYNA, ale nie widzimy, co to.
RETROSCENA 10. PLENER. SKRZYNKA PRZED POSIADŁOŚCIĄ. Zbliżenie: skrzynka; ręka otwiera skrzynkę; w środku kula pistoletowa
SZYMON (V.O.)
Szczęście, że nie Lotta ją znalazła. Oszalałaby ze strachu.
Mnie niezbyt to przejęło.
Plan amerykan
SZYMON odstawia pocisk pionowo na stół.
JUSTYN
Mocne ma pan nerwy.
SZYMON
Wychodzę z założenia, że dopóki kulę znajduję w skrzynce, nie mam się czego obawiać. Gdyby ktoś naprawdę chciał mnie skrzywdzić, nie umieszczałby jej w skrzynce, ale gdzie indziej. [humor]
Zresztą, w razie czego mam pod ręką to!
SZYMON zdejmuje z półki, z kominka (niewidoczne na I rzut oka miejsce) rewolwer taurus, ale nie snub-nosed
SZYMON
Właśnie miałem kończyć ładowanie...
Bierze ze stołu kulę.
Kul ci u nas dostatek, ale i tę przyjmuję...
SZYMON ze śmiechem wkłada kulę do bębenka (jako szóstą, ostatnią, pięć jest już w środku) i zamyka bębenek.
Odkłada rewolwer na stół. \kiedy odkłada dalej, wyżej?\
Plan ogólny (na podsumowanie tego wątku; SZYMON jako pan w swoim domowym królestwie)
SZYMON
Podobne rzeczy spotykały moich kolegów po fachu. Niektórzy wciąż obawiają się o swoje bezpieczeństwo. Szpikują swoje posiadłości kamerami, zatrudniają ochronę, instalują kuloodporne szyby... Ja już do specyfiki naszego zawodu przywykłem.
(mocniejszym głosem)
Czy kiedykolwiek któregoś z nas spotkało cokolwiek ponad pogróżki? Nie. Czym więc mielibyśmy się przejmować? Argumentacją przemądrzałych klechów i publicystów? Krzykaczami na manifestacjach?
Nikt nigdy żadnej krzywdy fizycznej nam nie zrobił.
(nakręca się, z naciskiem:)
Niech sobie maszerują, ile chcą, niech się modlą, ile chcą, niech tokują w mediach, ile chcą – my dalej będziemy wykonywać naszą pracę, dawać ludziom szczęście i spełniać ich marzenia.
Chwila milczenia.
JUSTYN
Męczą pana czasem wyrzuty sumienia?
Twarz SZYMONA po chwili milczenia przybiera dobrotliwy wyraz.
SZYMON
Nie. Teraz już nie.
JUSTYN
To znaczy?
SZYMON
(z uśmiechem)
Widzi pan, kiedyś byłem młodszy... Pokutowało we mnie takie pojęcie jak „sumienie”.
Teraz staram się wykonywać swoją pracę najsumienniej jak potrafię. Na tym się skupiam.
Czy kiedykolwiek męczyło mnie wewnętrznie to, co robię?
Matka usiłowała wpoić we mnie poczucie winy. Widzi pan, jestem ochrzczony i bierzmowany. Ale od Kościoła odszedłem. Nauka Kościoła przeszkadzała mi w pracy. Nie mogłem pozwolić, żeby sumienie blokowało rozwój.
JUSTYN
Unieszkodliwił pan swoje sumienie...
SZYMON
Coś w tym stylu.
JUSTYN
Pan się bawi w Boga. Chce pan zająć Jego miejsce.
SZYMON
My Jego miejsce już zajęliśmy.
Jeden z pionierów w naszej dziedzinie powiedział coś takiego – lubimy sobie ten cytat powtarzać: „Chcieliśmy się dowiedzieć, kto tak naprawdę rządzi – czy to sam Bóg, czy też naukowcy w laboratorium – okazało się, że to my! Nigdy nie można niczego zakazywać. Można powiedzieć: «Zaczekajmy chwileczkę». Ale nigdy nie mów «nigdy». Inaczej wyjdziesz na głupka”. Już dawno przyjąłem te słowa za moje credo.
JUSTYN
(ze smutnym i lekko drwiącym spokojem w oczach, patrzy w niebo)
I rozniosło się to credo aż do dnia dzisiejszego.
(chwila przerwy)
W sprawie tego pioniera zadziałała chyba ta znana zasada: najpierw nas ignorują, potem się z nas śmieją, wreszcie walczą z nami, a w końcu wygrywamy.
SZYMON
(coraz bardziej podniecony w miarę jak mówi)
Właśnie tak! Rzucali mu kłody pod nogi: odmawiali środków na badania, nie chcieli znać, potępiali, zakazywali badań. Wszystko na nic. Uparcie dążył do celu. Żeby go skutecznie powstrzymać, trzeba by go chyba zabić!
RETROSCENA 11. WNĘTRZE. LABORATORIUM. SZTUCZNE ŚWIATŁO – LABORATORYJNA BIEL
SZYMON spogląda przez mikroskop; zbliżenie: bardzo mały człowiek w szkle: c.d. ujęcia ze SCENY 1.
[ujawnienie tematu IVF w 1/6 filmu]
SZYMON (V.O.)
Podobnie jak on nigdy nie zapomnę dnia, kiedy po raz pierwszy stworzyłem człowieka. Spojrzałem w mikroskop i zobaczyłem małego ludzika. Gapił się prosto w moje oczy. Mały człowieczek. Pomyślałem: dokonałem tego!
RETROSCENA - KONIEC
C.D. SALON
JUSTYN
„Będziecie jako bogowie”...
SZYMON
(spokojniej, z zastanowieniem)
Nawet więcej! Bo Bóg jest ograniczony działaniem potencjalnych rodziców – a ja mogę stwarzać ludzi właściwie do woli.
Przychodzą do mnie wszyscy: ateiści, protestanci, katolicy...
JUSTYN
Katolicy?
SZYMON
W Polsce ochrzczeni są prawie wszyscy. Czy nasi klienci mają dylematy moralne? Rzadko. Generalnie znają stanowisko Kościoła i się z nim nie zgadzają.
JUSTYN
Może to nie są katolicy... I może też nie mają wyrzutów sumienia...
SZYMON
Były u nas kobiety, które nie chciały skorzystać z zapłodnienia in vitro – choć to była ostatnia szansa. Ale po jakimś czasie wracały i mówiły, że zmieniły zdanie. A gdy urodzą, mówią, że jest to największe błogosławieństwo Boże, jakie je spotkało. Największe.
JUSTYN
A czy ktoś pyta o zdanie te dzieci? Czy chcą być poczynane w takich okolicznościach? Czy chcą, żeby ich rodzeństwo lądowało w zamrażarkach?
Chwila ciszy.
SZYMON
Ma pan dzieci?
JUSTYN
Mam. Syna...
SCENA 3. PLENER. TATRY. DZIEŃ.
JUSTYN
Ruszajmy!
Twoja kolej, Bogusiu. Zaraz wymyślimy dla ciebie zagadkę.
Plan ogólny: Chwilę idą w ciszy. BOGUŚ idzie przodem. JUSTYN i JUSTYNA obok siebie za nim. Skupienie na twarzy BOGUSIA. Wszyscy dostrzegają na ścianie Mnicha SZYMONa. Trójka towarzyszy [ci z kamerami to wspinają się tak jak inni, czy jakoś sobie ułatwiają; ida inną drogą i filmują z góry z dużym zbliżeniem?]
Na chwilę zatrzymują się i przypatrują. Jakby urzeczeni.
Plan ogólny
JUSTYN i JUSTYNA patrzą na BOGUSIA i konsultują się – zbliżają do siebie głowy. Następnie oddalają je od siebie.
Detal
oczy BOGUSIA wpatrzone
Plan ogólny/daleki
SZYMON na ścianie; pewne, przemyślane ruchy, spokojna dynamika; jak maszyna
Plan średni
BOGUŚ
(do JUSTYNA)
Tatusiu, poproszę o lornetkę.
JUSTYN wyjmuje lornetkę z plecaka.
JUSTYN
Proszę. Aha, zagadka już gotowa.
BOGUŚ przykłada lornetkę do oczu.
Zbliżenie
BOGUŚ wpatruje się bacznie w SZYMONa
Zbliżenie
widok przez lornetkę
SZYMON na ścianie
BOGUŚ (wyraz zastanowienia na twarzy) przykłada lornetkę do oczu.
Zbliżenie
SZYMON na ścianie
BOGUŚ (V.O.)
Czy to jest człowiek?
KONIEC RETROSCENY
SZYMON
Ma pan syna... To cóż pan może pan wiedzieć o bólu nieposiadania dziecka?
JUSTYN
A dlaczego dziecka nie adoptować?
SZYMON
Pan nie rozumie. To nie chodzi tylko o to, żeby ostatecznie mieć dziecko. Chodzi o cały proces jego pozyskiwania. Z MOIM materiałem genetycznym – jeśli to możliwe. Z MOIM dzieckiem w MOIM brzuchu. Z MOIM doświadczeniem budowania więzi w czasie ciąży. Z MOIMI narodzinami.
JUSTYN
Używa pan ciągle zaimka „mój”. A czy ktoś pyta o zdanie te dzieci?
SZYMON
A pan pytał swojego syna o zdanie?
JUSTYN
(pewnym głosem)
No nie, ale on powstał po Bożemu.
SZYMON
(z lekko szyderczym, pytającym uśmiechem)
„Po Bożemu”?
JUSTYN
Tak, po prostu ja i jego mama byliśmy otwarci na jego przyjęcie. Nie stawialiśmy Panu Bogu barier. Żyliśmy jak mąż z żoną – bez żadnego „planowania”. I oto: człowiek został nam dany.
Dziecko to niezasłużony dar od Boga, który się z wdzięcznością przyjmuje. Nie ma czegoś takiego jak „prawo do posiadania dziecka”.
SZYMON
Przepisy państwowe mówią co innego.
JUSTYN
Każdy człowiek ma prawo począć się w naturalny sposób w kochającym się sakramentalnym małżeństwie. Nie ma czegoś takiego jak „prawo do bycia ojcem” czy „prawo do bycia matką”. To jest dar, a nie przywilej.
SZYMON
Poza tym: dzieci powstałe w wyniku in vitro powinny być nam wdzięczne. Bez nas by ich nie było.
(Chwila zastanowienia)
Zbliżenie; kamera coraz bliżej twarzy, aż ta zajmuje cały kadr
JUSTYN
(z naciskiem)
Widzi pan – ja wdzięczny nie jestem...
[ujawnienie, że JUSTYN jest z IVF → 1/5 filmu]
SZYMON patrzy z powagą na JUSTYNA
TATRY
Plan ogólny
JUSTYN, JUSTYNA i BOGUŚ idą w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. W dalekim tle kozice.
Półzbliżenie
JUSTYN przykłada do oczu (zawieszoną na szyi) lornetkę
JUSTYN
Są młode!
Zbliżenie
Kozica z – jak się okazuje – młodymi.
Półzbliżenie
BOGUŚ
Tatusiu, poproszę jeszcze raz o lornetkę!
JUSTYN
Za chwilkę, synku. Damy popatrzeć mamie i zaraz ci podam.
JUSTYN podaje lornetkę JUSTYNIE. JUSTYNA przygląda się kozicom.
Zbliżenie
Do jednej kozicy z młodymi dołączają inne dorosłe i młode osobniki.
JUSTYNA
Jest ich więcej!
BOGUŚ niecierpliwie wygląda w dal. JUSTYNA podaje lornetkę BOGUSIOWI.
Zbliżenie na twarz BOGUSIA
BOGUŚ przygląda się bacznie, wodzi lornetką na prawo i lewo. BOGUŚ odsuwa lornetkę od oczu, spogląda na rodziców z powagą. Wszystko na stojąco, nie idą.
BOGUŚ
Mamusiu! Tatusiu! A skąd ja się wziąłem?
POV BOGUSIA: twarze wyżej
JUSTYN
(z ciepłem)
To przecież wiesz – masz rodziców. Mamusia dała ci cząstkę ze swojego ciała. Ja dałem ci cząstkę ze swojego ciała. Ale ty jesteś nie tylko ciało. Umiesz mówić, myśleć, kochać. Jesteś człowiekiem. Twoje człowieczeństwo, twoją nieśmiertelną duszę – stworzył Pan Bóg. Pan Bóg nieskończenie ciebie kocha. I dlatego my ciebie bardzo kochamy.
JUSTYN i JUSTYNA całują BOGUSIA w głowę.
BOGUŚ
(ośmielony tym, że rodzice odpowiadają na trudne pytanie tak normalnie i bezpośrednio; naturalnie)
A jak to się stało, że się urodziłem?
JUSTYN
Ruszymy dalej i opowiemy ci w drodze, dobrze?
BOGUŚ
Zgoda, tatusiu.
Plan pełny
Ruszają.
JUSTYNA
Jak się urodziłeś? To już wiesz – masz rodziców. Tatuś dał ci cząstkę ze swojego ciała. Ja dałam ci cząstkę z mojego ciała. A Pan Bóg dał ci duszę. Nosiłam cię w sobie przez 9 miesięcy. Tak jak Matka Boża nosiła w sobie Pana Jezusa. Potem Matka Boża urodziła Pana Jezusa. Ja też ciebie urodziłam. Bardzo się cieszyliśmy, kiedy cię urodziłam.
JUSTYN i JUSTYNA przytulają BOGUSIA.
BOGUŚ
Którędy ja się urodziłem?
JUSTYNA
No przecież już wiesz. Masz rodziców. Tatuś dał ci cząstkę ze swojego ciała. Ja dałam ci cząstkę ze swojego ciała. Dlatego, że bardzo cię kochamy. A od Pana Boga dostałeś duszę. Ja nosiłam cię w sobie przez 9 miesięcy – tak jak Matka Boża Pana Jezusa. Potem Matka Boża urodziła Pana Jezusa. Ja ciebie też urodziłam. Urodziłam cię przez drogi rodne. Byłeś wtedy malutki. Ważyłeś trzy kilogramy. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy cię urodziłam.
JUSTYN
Pani położna, która słuchała twojego serduszka, zanim się jeszcze urodziłeś, mówiła: „Ależ miłe to dziecko!”.
BOGUŚ
A jak tatuś dał mi cząstkę ze swojego ciała?
JUSTYNA
Ja nosiłam cię w sobie, ja cię urodziłam; moje ciało jest tak zbudowane, że mogłam cię nosić w sobie, urodzić i wykarmić. Tatuś nigdy Mamusią nie będzie! Ma inaczej zbudowane ciało. Może przekazywać cząstkę ze swojego ciała w głąb mojego ciała.
JUSTYN
Jesteśmy mężem i żoną, więc mieszkamy razem. Jemy razem. Modlimy się razem. Jesteśmy mężem i żoną, więc śpimy razem – w jednym łóżku.
Jesteśmy mężem i żoną, więc współżyjemy. Kiedy współżyjemy, przekazuję żonie (czyli twojej mamusi) cząstkę ze swojego ciała.
JUSTYNA
Kiedy współżyjemy i tatuś przekazuje mi cząstkę ze swojego ciała, czasami mogę zostać mamusią – i wtedy nią zostaję.
BOGUŚ idzie zadumany przez dłuższą chwilę; wpatrzony w ziemię.
Zbliżenie
BOGUŚ
A wy – skąd się wzięliście?
KONIEC PRZEBITKI
JUSTYN
Tak, powstałem w szkle.
(chwila przerwy; JUSTYN zaczyna się bawić jakimś przedmiotem; lekko niespokojny)
Moi rodzice zażyczyli mnie sobie.
Czy bez nich, bez dawcy spermy i bez tego laboranta, który powołał mnie do życia, nie zaistniałbym?
Jeden Bóg to wie.
Może też zostałbym poczęty i urodził się – w innych okolicznościach? W normalnej rodzinie?
SZYMON
A może w jakimś afrykańskim kraiku? Jako dziesięciolatek dostałby pan karabin do ręki i kazano by mu strzelać do równolatka? A może urodziłby się pan wśród żebraków i bezdomnych? Nie czuje pan żadnej wdzięczności? Czy w życiu czegoś panu brakło?
JUSTYN
Niczego – oprócz miłości najbliższych.
To wiem na pewno: moi rodzice mnie nie kochali.
(Z naciskiem i szczerym smutkiem w głosie:)
Oni kochali swoje pragnienie, żeby mnie posiadać. Rodzice – którzy wymyślili sobie, że mają do mnie prawo. Mój genetyczny ojciec – anonimowy dawca nasienia – którego nigdy nie poznałem. Laborant łączący komórki moich rodziców i powołujący mnie do istnienia. Bogowie mojego życia...
Kamera odjeżdża. Zbliżenie na Trusię
Trusia siedzi jak trusia i słucha słuchami
SZYMON
Wiadomo: każdy wolałby począć dziecko w sposób normalny. Ale nie każdemu jest to dane. A my, lekarze, nie możemy odmawiać ludziom szczęścia. Wie pan, jak czują się ci, którym się nie udało: jak dzieci, którym odebrano cukierka.
JUSTYN
Lekarz ma zapewniać ludziom poczucie szczęścia czy troszczyć się o ich zdrowie?
SZYMON
(wyjaśniająco, jak krowie na rowie)
Ależ to są nieszczęśliwi ludzie. Nie mogę ich tak zostawić.
JUSTYN
A fakt, że unieszczęśliwia pan dzieci? Bo przecież ma pan do czynienia z dziećmi, z ludźmi, z istotami takimi, jak my.
SZYMON
To prawda: każde dziecko jest człowiekiem od chwili poczęcia. Tego żaden uczciwy naukowiec i normalny człowiek nie kwestionuje. Ale w rozrodzie naturalnym tylko około ¼ embrionów rozwija się. Pozostałe są wydalane. Tak postępuje natura. Nikt nie troszczy się o te wydalone embriony. Tak samo jest z in vitro. Zarodki rozwijają się bądź obumierają.
JUSTYN
To tak jakby mówił pan: powołuję kogoś do życia, wywożę na bezludną wyspę, zostawiam go tam bez środków do życia, a po jego śmierci mówię: „Sam obumarł; ja nie miałem z tym nic wspólnego”.
SZYMON
To są koszty uboczne.
Trusia wykicuje z salonu – nie może już tego słuchać.
SZYMON
Poza tym: pan żyje.
Ja osobiście żadnej krzywdy panu nie zrobiłem.
JUSTYN
No właśnie: ja żyję.
Myśli pan, że łatwo mi żyć? Ze świadomością, że podobni panu zamknęli w pojemnikach moich braci i siostry? Może wciąż żyją w tych prawie dwustu stopniach poniżej zera? Niektórzy zaś pewnie pomarli.
PRZEBITKA:
SCENA 11. WNĘTRZE. LABORATORIUM. DZIEŃ.
Zima za oknem.
Pojemnik z ciekłym azotem, ręce otwierają go, para bucha. Spojrzenie do wewnątrz pojemnika; zimno, drgania, muzyka: sugestia zamarzania, szczękanie zębami?
JUSTYN (V.O.)
Byłem wychowywany w przeświadczeniu, że jestem jedynakiem. Rodzice nigdy nie powiedzieli mi, że mam rodzeństwo. Nie umiem przestać o tym myśleć: dlaczego ja? Kto zdecydował, że akurat ja mam przeżyć. I po co?...
KONIEC PRZEBITKI
JUSTYN
...Bóg czy ślepy przypadek?
SZYMON
Jeśli nie przypadek, to w każdym razie na pewno nie Bóg. Zresztą, któż to jest Bóg? Opinie na ten temat są tak liczne jak gwiazdy na niebie.
JUSTYN
Nauka Kościoła jest w tym zakresie precyzyjna...
SZYMON
O Kościele mam bardzo negatywne zdanie. Odkąd zacząłem wyjeżdżać za granicę – coraz gorsze. Patrząc na rozwój nauki, dochodzę do wniosku, że – jeśli nawet jest jakaś siła wyższa – to na pewno nie jest nią to, co głosi katolicyzm.
Zresztą, mnie nie przekonuje postawa, że dziecko jest darem Boga, a jak go nie ma, to trzeba to znosić z pokorą. Wszystkie dzieci, które się urodziły do tej pory dzięki in vitro, są dziećmi ochrzczonymi, akceptowanymi przez Kościół.
JUSTYN
Dzieci nie ponoszą przecież odpowiedzialności za to, w jaki sposób doprowadzono do ich zaistnienia. Logiczne więc, że Kościół ich nie potępia. Kocha je i przygarnia. Kocha też złych ludzi, którzy angażują się w in vitro. Kocha, więc karci i nawołuje do nawrócenia. Miłość domaga się mówienia prawdy. Bez prawdy miłość nie istnieje.
SZYMON
Cóż to jest prawda?...
JUSTYN
Ale przecież nie do końca wyzbył się pan religii katolickiej... Na kominku stoi Matka Boża...
(wskazuje gestem ręki; wśród innych elementów religijnych na kominku)
ZBLIŻENIE:
Matka Boża z Skępska
W TLE
Trusia przykicuje.
SZYMON (V.O.)
Pamiątka po matce. Stoi tam od zawsze. Nie umiem jej wyrzucić.\
Dawniej stała tu prawie sama. Potem ojciec zaczął przywozić pamiątki ze swoich podróży. A ja razem z nim.
KAMERA ODJEŻDŻA: spojrzenie na pamiątki
PLAN AMERYKAŃSKI
JUSTYN
Pańska matka była osobą religijną.
SZYMON
(poważnie:)
Tak.
(z uśmiechem:)
Usiłowała nawrócić i ojca, i mnie. Ojciec zawsze śmiał się z tych jej przekonań. A ja razem z nim.
ZBLIŻENIE na twarz Maryi [Ona też słucha]
W TLE
Trusia przyciska się płasko do ziemi, kładzie uszy po sobie, zniża również głowę. [Tym gestem zwierzę podporządkowuje się człowiekowi.]
JUSTYN
Czytałem o pańskim ojcu. Również wykształcenie medyczne.
Pańską rodzinę można by właściwie nazwać klanem.
SZYMON
Tak. Można by powiedzieć „My wszyscy z niego”, gdyby nie to, że jestem jedynakiem.
Gdyby nie ojciec, moje życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej...
JUSTYN
Mówi pan o początkach swojej kariery...
SZYMON
Tak...
JUSTYN
Wtedy gdy sumienie pana jeszcze w jakiś sposób ruszało...
SZYMON
(z pojawiającym się w miarę wypowiadania słów uśmiechem; ma świadomość, że spacer może nieco rozładować atmosferę)
Aby zrozumiał pan historię mojego życia, trzeba się przejść. Pokażę też panu moje piękne róże... Pozwoli pan zaprosić się na spacer?
JUSTYN
Z chęcią. Spytam jeszcze tylko za pamięci o tę lalkę po przejściach, z widocznymi śladami naprawy. Musi być bardzo ważna, skoro stoi na tak poczesnym miejscu?...
Kamera powoli najeżdża na lalkę.
SZYMON
To z pracowni Lotty. Junior kiedyś urwał jej głowę. Akurat tego dnia wróciłem do domu w środku nocy; nic to! obudziłem go, sprawiłem tęgie lanie, a potem kazałem ustawić w widocznym miejscu – żeby sobie na zawsze zapamiętał i więcej tego nie robił. Niby nie do końca odpowiada za to, co robi, ale niech sobie lepiej zapamięta... w przyszłości potrącę mu z kieszonkowego za naprawę lalki. [czy humor czy poważnie?]
JUSTYN
Aaa, teraz rozumiem.
SZYMON wstaje.
SZYMON
Chodźmy zatem.
Najpierw przejdziemy się po domu, a potem zapraszam pana do ogrodu.
JUSTYN wstaje.
Korytarz
SCENA 11. WNĘTRZE. KORYTARZ. DZIEŃ
Na korytarzu też pełno trofeów.
Zatrzymują się na chwilę przed najokazalszym łbem jelenia.
JUSTYN
Z tego jest pan chyba najbardziej dumny.
SZYMON
Wie pan, to była satysfakcja ukryć się i zaczaić na zwierzaka. A potem obserwować jak podchodzi do mnie na parę metrów, niczego nie podejrzewając.
RETROSCENA 12. PLENER. POLOWANIE. DZIEŃ.
SZYMON z ojcem na polowaniu
[strzał z budynku – całkowite bezpieczeństwo myśliwego
por. https://www.youtube.com/watch?v=v1JNAZbHLbw]
SZYMON (V.O.)
A potem strzelić... Zwierzę nie wie, co i jak je trafiło.
POWRÓT
SZYMON
Teraz jest mi trochę przykro.
[Ale opowiada z dumą].
Dlatego skończyłem z polowaniami na zwierzęta.
JUSTYN
Skończył pan z nimi, ale...
SZYMON
Ale właściwie pyta pan, jak to się stało, że jestem tym, kim jestem.
JUSTYN
Może wyda się to panu śmieszne, ale sam zacząłem zadawać sobie to pytanie pod wpływem gry komputerowej, którą poznałem jako dziecko.
SZYMON
O, ciekawe...
Na temat gier więcej mógłby pewnie powiedzieć Junior... On jest w tej dziedzinie ekspertem.
JUSTYN
Bohater gry zostaje „wyprodukowany” w laboratorium na życzenie ludzi, którzy chcą go wykorzystać do swoich celów. No i zaczyna sobie zadawać pytania o tożsamość.
SZYMON
(stwierdzająco)
Nie radzi sobie z tym, kim jest, i buntuje się?
JUSTYN
Niezupełnie. Ale gra – nawet najmądrzejsza – pozostaje tylko grą, a nam idzie o życie. O duchowe, cielesne i psychiczne życie realnych osób.
SZYMON
W tym pana.
JUSTYN
Ja jestem w całej tej sprawie najmniej ważny.
Mówi pan o szczęściu rodzinnym, jakie daje in vitro. Czy badał pan dalsze losy dzieci, które w ten sposób powołał pan do istnienia? Z pewnością słyszał pan o Gracie Crane. Jak wytłumaczy się pan przed nastolatką, która twierdzi, że wolałaby się nie urodzić? Jak wytłumaczy się pan z tego, że Gracie nie czuje się częścią rodziny, a do swoich przybranych rodziców nie jest podobna w żadnym stopniu – nawet fizycznie?
[pokazujemy współudział różnych osób w procederze, Gracie się nie wypowiada, bo jej nikt nie pytał o zdanie]
RETROSCENA 13. WNĘTRZE. LABORATORIUM.
[FOTOGRAFIE GRACIE I RODZICÓW jedna po drugiej, nakładają się]
REWIND: zdjęcia Gracie coraz młodszej, aż do poziomu embrionu; razem w trzema innymi – jej rodzeństwem
Nad embrionem stoją jej rodzice genetyczni i biologiczni – jak nad obserwowanym z ciekawością insektem, zebrali się nad nią jak konsylium decydujące o życiu i śmierci – oraz laboranci.
GŁOSY GENETYCZNYCH RODZICÓW GRACIE, niewyraźne twarze, zarys postaci: para w wieku ok. 30 lat: biała kobieta; ciemnoskóry mężczyzna; afro na ciemnoskórym majaczy.\przebitka na kominy komór gazowych
GŁOSY GENETYCZNYCH RODZICÓW GRACIE
(z pretensją:)
Zamknij się i bądź wdzięczna, że żyjesz – za to, że cię nie zabiliśmy, gdy byłaś bardzo mała!
BIOLOGICZNI RODZICE
Zamknij się i bądź wdzięczna, że żyjesz – za to, że cię nie zabiliśmy, gdy byłaś bardzo mała!
Ty i twoje rodzeństwo mieliście zostać spaleni. A myśmy was przyjęli.
GENETYCZNI RODZICE
Z naszej próby in vitro mieliśmy czwórkę dzieci.
(Wybierają paluchami jeden zarodek; zostają trzy).
Jedno urodziliśmy, a trójkę zostawiliśmy zamrożonych w klinice. Poinformowaliśmy ośrodek, że planujemy nie powiększać rodziny. Laboranci mieli was, zgodnie z procedurami, spalić.
LABORANCI
Ale zanim was spaliliśmy, zapytaliśmy rodziców, czy zgodziliby się przekazać was parze, która nie była w stanie począć dziecka.
GENETYCZNI RODZICE
A myśmy się zgodzili.
BIOLOGICZNI RODZICE
(pokazują Gracie wydruk z USG; zdjęcie z jej embrionem; mówią z uśmiechem:)
To byłaś ty, kochanie. Tak kiedyś wyglądałaś.
Głos GRACIE
A moje rodzeństwo?
KONIEC RETROSCENY
POWRÓT
JUSTYN
Jak może się czuć osoba, która czyta o sobie w gazecie, że cudem uniknęła śmierci? Że jako bardzo małego człowieka z rozmysłem nie spalono jej na popiół? Z pewnością słyszał pan o syndromie ocaleńca?
SZYMON
To, co pan mówi, zaczyna brzmieć jak opowieści o komorach gazowych.
JUSTYN
Czyż to nie ich współczesna wersja?
SZYMON
Wiem, że Gracie odmówiono prawa do informacji o rodzicach biologicznych.
JUSTYN
Przepisy państwowe mówią, że nigdy się o nich nie dowie. Ona żyje z tą świadomością.
SZYMON
Zgadzam się – to niełatwe...
JUSTYN
„Niełatwe”... Gracie – nie jest jedyna.
Idą chwilę w milczeniu.
JUSTYN
Jak wytłumaczy się pan dziecku z tego, że jest bratem własnego ojca i synem swojej babci?
SZYMON
Z humorem. Wiem, że rodziny w ten sposób starają się oswajać temat.
JUSTYN
Uważa pan za śmieszne, że samotny Brytyjczyk zażyczył sobie dziecka, które z jego nasienia urodziła jego własna matka? To kazirodztwo.
Mijają sypialnię SZYMONa i LOTTY.
SZYMON
(z uśmiechem wskazuje łóżko zza półuchylonych drzwi)
Ale do łóżka ze sobą nie poszli?
JUSTYN
Jak dobrze panu wiadomo, odbywa się to trochę inaczej: na początku są grzech, poniżenie...
HISTORIA IVF KROK PO KROKU
SCENA 13. WNĘTRZE. WANK ROOM. anti-climatic
Widok kątem zza ekranu; mężczyzna ogląda film pornograficzny [odgłosy].
Twarz starego onanisty, choć mężczyzna młody.
Za drzwiami pomieszczenia do masturbacji/pozyskiwania nasienia.
Ujęcie i podpis jak w filmie dokumentalnym:
WANK ROOM, GODZINA 16:44
LABORANT
(o twarzy pedofila, mówi z obleśnym uśmieszkiem)
Za tymi drzwiami nasz klient właśnie się masturbuje.
(Słychać film i klienta)
(Znaczące spojrzenie. Szelmowski uśmieszek:)
Z tymi pomieszczeniem wiąże się zabawna historia. Klienci mieli kiedyś do dyspozycji filmy na płytach DVD i non stop je kradli. Nam zostawiali puste pudełka, a płyty zabierali do domu. Wciąż trzeba było na nowo je zamawiać. Wreszcie wpadliśmy na pomysł: trzeba przerzucić się na streaming z internetu. I to rozwiązało problem! Ha ha ha! [humor]
LABORANT odchodzi; idzie do położonej nieopodal recepcji zamienić słowo z RECEPCJONISTKĄ. Chwilę rozmawiają. kamera wciąż na drzwi do wank room.
Drzwi do WANK ROOM otwierają się. Wychodzi czerwony na twarzy mężczyzna. W ręku trzyma pojemnik ze spermą. Idzie w stronę lady recepcji. KLIENT omiata wzrokiem LABORANTA i RECEPCJONISTKĘ; spotykają się ich oczy. Idzie dalej; LABORANT i RECEPJONISTKA przez chwilę patrzą za KLIENTEM, potem kontynuują rozmowę.
KONIEC RETROSCENY
POWRÓT
JUSTYN
(kończy myśl)
…i wstyd.
SZYMON
Wstyd? A co to takiego?
Trzeba się do tego wszystkiego uśmiechnąć.
JUSTYN
Uśmiecha się pan do tego całego chaosu?
Do tego, że dziecku mówi się o różnych typach rodziców: genetycznych, biologicznych i społecznych?
Kim jest dziś rodzic? Co znaczy to słowo?
Co ma powiedzieć dziewczyna, której biologicznym ojcem jest jej dziadek?
SZYMON
Znam taką historię. Mąż jej matki cierpiał na bezpłodność. Nasienie dostarczył więc ojciec męża.
JUSTYN
Pamięta pan: oni wszyscy mieszkali w jednym domu. Po zapłodnieniu kobieta nie chciała już oglądać teścia.
Niech pan sobie wyobrazi, co by się stało, gdyby dowiedzieli się o tym jego koledzy...
SZYMON
Tak to bywa, kiedy dawcą jest ktoś z rodziny. Dlatego wiele osób wybiera dawcę anonimowego.
Jedna z pacjentek powiedziała mi, że gdyby się z dawcą spotkała, miałaby go zawsze przed oczami i stałby się rzeczywisty. Zawsze pamiętałaby, że to on jest ojcem jej dziecka. A jeśli przeprowadza się to wszystko anonimowo, to się o tym nie myśli. Wtedy łatwiej znieść to wszystko psychicznie.
JUSTYN
Tak, wygoda i duchowy komfort tych, którzy sobie dziecka zażyczyli. A kto z nich liczy się z dobrem i prawami dziecka?
Dziecko ma dziś rzekomo prawo do wszystkiego, ale do naturalnego poczęcia, narodzenia i wychowania w normalnym katolickim małżeństwie – już nie.
pokój juniora
Mijają drzwi pokoju JUNIORA.
SZYMON
Przepraszam na chwilkę. Zajrzę tylko do Juniora.
Na ścianie wewnątrz plakat gry Deus Ex.
Kamera narusza prywatność pomieszczenia.
FPP: SZYMON.
JUNIOR gra w DX.
\jakiś charakterystyczne txt pada z ekranu, światło ekranu komputerowego, ale nie widzimy obrazu: może słyszymy charakterystyczny dialog z DX?\
SZYMON zagląda do prywatnej szafki JUNIORA – jego syn nie ma prywatności: zabawki poukładane w idealnym – chorobliwym wręcz – porządku. [Autyzm]. \Przy szafie\szafce deskorolka, snowboard? napis „piotruś” na sankach z citizena kane'a różyczka
Na podłodze jedna tylko zabawka – samochodzik-ambulans.\a może liczne zabawki ułożone w sekwencje
SZYMON
(staje za plecami JUNIORA i mówi podniesionym głosem wskazując palcem ambulans)
Co ma znaczyć ten bałagan?!
JUNIOR nerwowo odrywa się natychmiast od gry, staje niemal na baczność.
SZYMON bierze zabawkę z podłogi, otwiera, wyjmuje baterie. Zabawkę odstawia na podłogę, nie zamyka klapki od baterii. Baterie chowa do kieszeni spodni.
SZYMON
(zdecydowanie)
Koniec z graniem. Myć zęby i spać. Za pięć minut masz być w łóżku.
[Łazienka koło pokoju JUNIORA. SZYMON nie musi sprawdzać posłuszeństwa – wie, że JUNIOR zrobi to, co on mu każe].
SZYMON wychodzi z pokoju JUNIORA. SZYMON i JUSTYN idą dalej korytarzem.
JUNIOR śpi; przechodzą obok pokoju JUSTYN widzi na sankach (albo na czym innym; sanki spoczywają w idealnym porządku w piwnicy) napis „Piotruś” i różę
JUSTYN
Przepraszam za niedyskretne pytanie: Czy z Szymusiem (patrzy na SZYMONA pytająco szukając potwierdzenia, że tak faktycznie brzmi imię jego syna)) wszystko jest w porządku?
SZYMON
„Szymuś, Szymuś”. Junior zawiódł moje oczekiwania. Sprawdzaliśmy go po wszelkmi kątami i urodził się niby normalny. Kończy dwa lata i nagle diagnoza – autyzm! Co tu zrobić? Nie mieszkamy w Holandii. Tam sprawę bym już załatwił... [czarny humor, SAM bym załatwił – zdanie matki dziecka się nie liczy]
JUSTYN
Junior to nie jedyne pańskie dziecko. Współodpowiada pan za poczęcie setek ludzi.
SZYMON
Niech pan nie robi ze mnie Bertolda Wiesnera!
Jestem, że tak powiem, laboratoryjnym ojcem tych dzieci. O, widzi pan, jeszcze czwarta kategoria rodzica – poza trzema, o których już wspominaliśmy! [humor]
Ale z naprawdę własnych dzieci to oprócz Juniora mam jeszcze dwie córki z moją byłą żoną. Teraz są już pełnoletnie.
Ale przypadek Juniora jest dla mnie szczególnie bolesny. To przecież jedyne moje dziecko poczęte w naturalny sposób.
JUSTYN
Ooo...
SZYMON
Córki poczęły się in vitro. Sam dokonałem zapłodnienia. Sam też urodziłem moje bliźniaczki – cesarskim cięciem.
Ale potem Katarzyna nie chciała już więcej dzieci.
(z uśmiechem)
Między nami mówiąc to prawda, że procedura dużo kosztuje fizycznie i psychicznie i zdaje mi się, że bała się przechodzić to wszystko jeszcze raz.
A ja potrzebowałem syna. Rozstaliśmy się więc. Zapewniłem mojej byłej bezpieczeństwo finansowe. Niczego jej nie brakowało. Córki zostały ze mną. Dałem im wszystko to, co najlepsze: opiekunki, edukację, wyjazdy...
JUSTYN
A jak pan wybrał, które z embionów mają pozostać przy życiu i urodzić się jako pańskie córki, a które zostaną uśmiercone albo zamrożone?
SZYMON
Z pomocą kolegów-fachowców. Sam też mam o jakości człowieka niejakie pojęcie.
(śmiech) [humor]
JUSTYN
A więc jest lepszy i gorszy gatunek człowieka?...
SZYMON
Jakoś trzeba wybrać...
Idą chwilę w ciszy. Skupienie na twarzach.
SZYMON
Po hucznej osiemnastce obie córki jak jeden mąż zdecydowały, że się wyprowadzają i zaczynają samodzielne życie. Takie niespokojne duchy! [humor]
Idą chwilę w ciszy.
SZYMON
Potem była Ksymena. Ta w końcu dała mi Juniora. [SZYMON miał już od dawna zaplanowane imię dla syna – wszystko ma zaplanowane\ Matką Juniora nie jest Lotta, więc jej na nim nie zależy]. Ale umarła przy porodzie. Pozostał mi Junior.
No a teraz jest Lotta. (uśmiech) [humor]
Idą chwilę w ciszy.
JUSTYN
Mam nadzieję, że nie przerażam pana moimi pytaniami. Moi rozmówcy twierdzą czasem, że bywam napastliwy.
SZYMON
Jest pan synem mojego przyjaciela, którego darzyłem pełnym zaufaniem. Ze względu na niego jestem w stanie naprawdę dużo znieść! Ja i Czesiek byliśmy jak rodzina... [złowrogi humor]
JUSTYN
„Czesiek”? Przecież mój ojciec miał inaczej na imię...
SZYMON
Tak nazywaliśmy go w naszym gronie strzeleckim. Taka wewnętrzna ksywka. Nie mógł pan o tym wiedzieć...
JUSTYN
(po chwili zastanowienia)
Mogę się wydać panu monotematyczny, ale...
SZYMON
(ze śmiechem)
Proszę się nie przejmować i drążyć. Nie znoszę pozostawiać problemów nierozwiązanych. [humor]
(dziarskim głosem:)
Chodźmy tędy.
(pewnym głosem pana domu:)
Lotta nie obrazi się, jeśli skorzystamy z tego skrótu.
pracownia lotty
Pomieszczenie pełne dziecięcych manekinów – większych i mniejszych. Części manekinów: ręce, nogi, głowy osobno, na sznurkach, na półkach. Na biurku laptop w wielkim ekranem – projektancki.
JUSTYN nie potrafi ukryć wyrazu zaciekawienia na twarzy.
SZYMON
(spostrzega to i mówi wyjaśniająco)
Lotta projektuje ubranka dla dzieci.
To jej pracownia. Dawniej był tu gabinet ojca.
Ja nie łączę już pracy z domem.
JUSTYN patrzy na półkę z częściami do manekinów.
SZYMON bierze w ręce jeden z manekinów, przymierza mu leżącą obok sukienkę – białą, jak ślubna. Potem odkłada i bierze kolejne manekiny, mniejsze lalki; „przymierza” im wyjęte z szuflady części ciał. [Szuflada z pokawałkowanymi manekinami, lalkami. → Tworzenie człowieka].
SZYMON
Zaawansowane projekty chowa w tej szafie.
(pokazuje głową)
Ale nie pozwala nikomu patrzeć, dopóki nie osiągną perfekcji.
JUSTYN
Pan działa podobnie. Tylko nie projektuje pan ubranek, lecz ludzi.
SZYMON
[usiłuje połączyć części ciała lalki; nie pasują mu, ze złością wrzuca do szuflady, bierze następną rękę/nogę – próbuje dalej]
Zacytuję jeszcze raz naszego pioniera: „Wkrótce uzna się za grzech rodziców, jeśli narodzi im się dziecko obciążone chorobą genetyczną. Wchodzimy w epokę, w której musimy brać pod uwagę jakość naszych dzieci”.
JUSTYN
Dlatego prowadzi się kontrolę jakości. Nazywa się to przedimplantacyjnym badaniem zarodka. Wyciąga się z małego człowieka komórkę, bada genom i ocenia, czy się nadaje, czy nie… Czysta eugenika w hitlerowskim stylu.
SZYMON
Ja tylko troszczę się o dobro tych ludzi... Z niektórymi do dziś utrzymuję kontakt. Interesują mnie ich losy. Ciekawi mnie bardzo, na kogo wyrosną...
JUSTYN
Dziecko nie jest już traktowane jak człowiek. Staje się przedmiotem. Przedmiotem konkretnych oczekiwań jakichś ludzi. Przedmiotem „planowania” i „programowania”.
Zaczyna się od dbania o „czystość genetyczną”, a kończy na hodowaniu ludzi na części zamienne.
SZYMON odkłada lalki.
SZYMON
Brzmi jak z Matrixa.
JUSTYN
Tylko to nie maszyny robią nam Matrix. Sami go sobie robimy.
Pan, zamiast pacjentów leczyć, pomaga im bawić się w... projektantów ludzi.
Proponuje pan ludziom, żeby bawili się życiem jak jakąś grą komputerową – wszystko możesz sobie wybrać: płeć, wiek, zdolności, kolor włosów... Trzeba mieć tylko odpowiednio dużo środków, by kupić sobie to, co się chce. To motto tego świata: płacisz i masz.
SZYMON
Nazywa się to wolnością...
JUSTYN
Raczej: dowolnością. Mało kto pamięta, że w świecie doczesnym mamy tylko jedno życie, a potem następuje game over i sąd szczegółowy...
Zresztą: pan przecież wcale nie leczy niepłodności. Nie leczy pan problemu, tylko go unika.
SZYMON (zirytowany, uderza ręką w grupę manekinów; te zaczynają się huśtać)
SZYMON
Ciągle słyszę, że zapłodnienie in vitro nie leczy niepłodności, bo nie przywraca płodności. A ja odpowiadam: nie leczy się niepłodności, tylko się ją eliminuje przez to, że się posiada potomstwo! Jak się posiada potomstwo, to chyba się już nie jest bezpłodnym, prawda? Czy mi logika gdzieś szwankuje?
JUSTYN
Jeśli ukradnę komuś złotą monetę – to jestem złodziejem. Jestem złodziejem – i nie zmienia tego fakt, że w danej chwili dysponuję czymś wartościowym. Nabyłem to złoto nieuczciwie. Nie mam do niego prawa.
Pan chce „wykradać” Panu Bogu dzieci. Czasem się panu udaje. Lecz ludzie, na których zlecenie pan działa, nadal pozostają niepłodni.
SZYMON porusza palcem kilka wiszących manekinów i rusza w stronę wyjścia.
SZYMON
(w jakby zamyśleniu)
Ale dzieci mają...
JUSTYN
Tak jakby dziecko można było „mieć”, czy „posiadać”...
SZYMON w drzwiach, patrzy na JUSTYNA zachęcając, by już szedł za nim.
SZYMON
Chodźmy. Zaraz będziemy na miejscu.
zamrażarka prezentacja
SZYMON
(z dumą)
Jesteśmy na miejscu.
Oto mój zakamarek. Proszę spojrzeć.
Otwiera drzwi pomieszczenia chłodniczego za pomocą panelu sterującego. Zbliżenie: widać, który przycisk SZYMON naciska, aby otworzyć drzwi. Słychać odskakujący zamek. SZYMON chwyta za klamkę i ręcznie odchyla drzwi. Zapraszający gest ręki.
Na hakach wiszą całe zwierzęta, dziczyzna, sztuki mięsa jak w rzeźni, kiełbasy etc.
SZYMON
Proszę się nie obawiać. Drzwi można zablokować.
SZYMON blokuje drzwi za pomocą panelu.
SZYMON
Aktualna temperatura…
SZYMON podchodzi do panelu kontrolnego i sprawdza temperaturę.
SZYMON
…cztery stopnie na plusie – idealnie!
SZYMON i JUSTYN wchodzą do środka.
SZYMON
Ojciec wymyślił i zbudował to pomieszczenie. Ja tylko modernizowałem.
Podchodzi do mięs, z dumą wskazuje wypatroszone cielsko dzika.
SZYMON
Ale piękny okaz!
JUSTYN
Ileż zachodu wymaga przygotowanie mięsa do takiego przechowywania!
SZYMON
Specjaliście sprawia to nawet przyjemność. Ale bywa czasochłonne – to prawda.
Skoro mówimy o czasie – jesteśmy już chwilę tu w środku. Nie zaczyna się panu robić chłodno?
JUSTYN
Faktycznie, zaczynam odczuwać zimno...
SZYMON
Chodźmy więc...
SZYMON zamyka pomieszczenie, klika na panelu przycisk i zamyka drzwi na zamek. JUSTYN i SZYMON idą w kierunku bocznego wyjścia.
JUSTYN
A skoro wspominamy o czasie i przygotowaniach... Mówiliśmy już o tym, co musi zrobić w sprawie in vitro mężczyzna.
SZYMON
Teraz chciałby pan pewnie porozmawiać o tym, co musi przejść kobieta?
JUSTYN
Bombarduje się nas dziś nakazami prowadzenia naturalnego i zdrowego trybu życia. Wszyscy mamy być „eko”.
SCENA 15. WNĘTRZE. DOM. DZIEŃ.
JUSTYN (V.O.)
Cóż naturalnego i zdrowego jest w faszerowaniu kobiety dzień w dzień zastrzykami hormonalnymi?
Kolejne przebitki; terapia hormonalna, zastrzyki – jeden po drugim z fade outem; dzień w dzień; ból, grymas twarzy kobiety
SCENA 16. WNĘTRZE. LABORATORIUM/GABINET. DZIEŃ.
Pobieranie komórek jajowych.
JUSTYN (V.O.)
A pobieranie komórek jajowych? Zmusza się organizm, by wytworzył ich nienaturalnie wiele...
A potem wyciąga się je z ciała...
Kobieta przywiązana do fotela chirurgicznego. Lekarz operuje na niej. Po ekstrakcji komórek jajowych kobieta mdleje.
POWRÓT
SCENA 17. DOM SZYMONA
SZYMON
Nie potrafi pan z szacunkiem spojrzeć na to, co ona przechodzi?
JUSTYN
Robi się z niej psychiczny wrak. Gdyby jej powiedziano, że zajdzie w ciążę, jeśli skoczy z mostu (z gwarancją, że ten skok przeżyje) – skoczyłaby. Do takiego stanu zostaje doprowadzona.
SZYMON
A wie pan, jaki ból przeżywa para, gdy dowiaduje się, że się „nie udało”?
JUSTYN
Wiem, że to ból ludzi, których bolą ich własne niespełnione ambicje. Nie boli ich to, że bez szacunku traktują swoje ciała. Nie boli ich to, że za próbę spełnienia ich marzeń mali ludzie płacą życiem.
Nie przejmują się również tym, że poddając się in vitro poważnie narażają własne zdrowie.
Do jednego zła dokładają drugie zło, które z tego pierwszego wynika.
SZYMON
Mówi się o ryzyku związanym z samą procedurą, ale również o długoterminowych skutkach – takich jak rak. Tym bardziej powinien pan docenić poświęcenie kobiet, które są gotowe tak się narażać.
JUSTYN
A gdzie są mężczyźni, którzy powinni powstrzymać kobiety przed takim ryzykiem?
SZYMON
Przecenia pan rolę mężczyzn we współczesnym świecie.
JUSTYN
Czyżby? Oni po prostu z męskich zachowań gremialnie zrezygnowali. Przestali kobiety chronić, potrafią je tylko wykorzystywać.
SZYMON
In vitro to wyzwolenie kobiet. Nie potrzebują już mężczyzn, aby urodzić dzieci.
JUSTYN
To kłamstwo. Potrzebują ich: skąd się bierze nasienie, którym zapładnia się ich komórki jajowe? Dziecko nie bierze się z przeciągu. Każde ma ojca i matkę.
Tylko że mężczyźni powszechnie skapitulowali i uciekają od odpowiedzialności.
Antykoncepcja, aborcja, in vitro – to wszystko dzieje się w imię wygody mężczyzn.
SZYMON
Innymi słowy: twierdzi pan, że zamiast pociągać mężczyzn do odpowiedzialności, odsuwa się ich na jeszcze dalszy tor. A oni – jako z natury leniwi – nie dają się długo prosić.
JUSTYN
Normalne kobiety od świtu do nocy harują, zajmując się domem, a nierzadko również pracą zawodową. Zamiast zachęcać je, aby zdopingowały leni do pracy, wmawia się im, że należy utwierdzać ich w lenistwie i „wziąć sprawy w swoje ręce”.
SZYMON
I biorą.
JUSTYN
Bo mężczyźni stchórzyli.
W imię chorych ambicji godzą się uczestniczyć w tworzeniu człowieka na zamówienie – jak towaru na sklepowej półce.
Nie kochają dzieci i boją się ich. Kto z nich ma tyle odwagi, by zasugerować żonie adopcję?
Tyle porzuconych dzieci czeka na dom...
Szybkie przejście kamery przez liczne niezamieszkałe pomieszczenia domu – pokoje gościnne przygotowane na przyjęcie przybyszów – puste, idealnie przygotowane, ale puste.
Wychodzą z domu. Zatrzymują się w drzwiach. Obaj podziwiają. Krajobraz piękny. Zachód słońca.
Obchodzą dom. Widok panoramiczny na posiadłość SZYMONA.
spacer po posiadłości
SZYMON
Proponuję pójść w stronę jeziora.
JUSTYN
A róże?
SZYMON
(z uśmiechem)
A róże zostawimy sobie na finał. Tam są.
(wskazuje palcem).
Poczekają na nas. [humor]
JUSTYN
(z uśmiechem, słońce na twarzy)
Dobrze...
SZYMON i JUSTYN idą drogą w stronę lasku na horyzoncie.
SZYMON
Oskarża pan mężczyzn, oskarża pan kobiety, oskarża pan lekarzy, a gdzie samooskarżenie? Gdzie w tym wszystkim są katolicy?
Mówi pan o adopcji. Gdzie są katolicy gotowi przyjmować niechciane dzieci?
JUSTYN
Oni są, tylko pan jest na nich ślepy.
Ogląda pan telewizję i internet zamiast rozejrzeć się wokół siebie.
W mediach pokażą wyjątek – jednego katolika, który raz nie stanie na wysokości zadania – a potępią wszystkich.
Katolicy gotowi przyjąć dzieci są wśród nas. Żeby im tylko nie utrudniano...
SZYMON
Sposobem na uniknięcie niechcianych ciąż i niechcianych dzieci jest antykoncepcja...
Zniechęcanie niczego tu nie przyniesie. Szczególnie jeśli chodzi o młodych – oni tak czy inaczej będą współżyć. Zalecanie wstrzemięźliwości prowadzi do większego zainteresowania seksem. To reguła zakazanego owocu. Jako podstawową metodę zalecałbym korzystanie z prezerwatyw. A dla młodych dziewcząt dobrym rozwiązaniem jest antykoncepcja hormonalna.
JUSTYN
I znów: dziewczęta mają niszczyć swój organizm, żeby mężczyzna mógł sobie poużywać?
Na pewno oburzyłoby pana, gdybym zerwał i przywłaszczył sobie którąś z pięknych róż, o których pan mówi?
SZYMON
To zrozumiałe. Są przecież moje.
Czemu pan pyta?
JUSTYN
Twierdzi pan, że „młodzi i tak będą współżyć”. To ja „tak czy inaczej” zetnę i zabiorę panu różę – mimo zakazu – więc czemu chce mi pan tego zabronić?
SZYMON szczerzy się w milczeniu.
JUSTYN
Ci młodzi, o których pan mówi, najpierw współżyją z kim popadnie – a pan ich do tego zachęca. Potem w wieku 40 lat nagle budzą się: a dzieci? „Chcę mieć dziecko!”
(podnosi ręce na wysokość twarzy, potrząsa nimi)
I, gwałcąc prawa natury, usiłują w niegodziwy sposób nadrobić stracony czas.
SZYMON
A co z ciążą pozamaciczną?
JUSTYN
Z takich ciąż rodziły się już zdrowe dzieci. A wy, invitrowcy, zamiast angażować siły w ratowanie większej liczby matek i dzieci w takich sytuacjach, robicie z nich temat zastępczy.
Racjonalizujecie popełniane przez siebie zło, zamiast go zaniechać.
Polujecie na wyjątki; ale od zakazu tworzenia człowieka na zamówienie i od zakazu morderstwa nie ma wyjątków.
SZYMON
A Tomasz z Akwinu?
JUSTYN
Hipokryci! Zawsze cytujecie tylko jeden urywek ze świętego Tomasza – ten, w którym wyjątkowo się pomylił, bo brakło mu wiedzy medycznej. Wycieracie sobie gęby wielkim świętym. A jak często cytujecie inne fragmenty jego dzieł?
Wciąż zachodzące słońce. Piękna panorama. Zdjęcia poglądowe: promienie słońca przez liście drzew.
SZYMON gestem ręki ogarnia całą przestrzeń.
SZYMON
Zostawmy na chwilę świętego. Rozkoszujmy się widokiem!
(chwila milczenia; SZYMON robi szeroki gest ręką; SZYMON i JUSTYN patrzą na krajobraz)
Jak okiem sięgnąć – wszystko moje.
Najpierw to był skromniejszy domek z działką. Mieliśmy ledwie hektar.
Potem ojciec dokupywał od okolicznych rolników kolejne kawałki ziemi.
Mieszkałem tu z rodzicami od dnia narodzin.
Podziwianie krajobrazu.
SZYMON
Pokażę panu moje drzewa.
Ruszajmy!
Ruszają.
DRZEWO SZYMONA
SCENA 16. PLENER. DRZEWO.
Drzewo posadzone dla SZYMONA przez jego ojca. Teraz już rosłe. Pełne złotych i czerwonych liści.
SZYMON
(z uśmiechem)
To moje drzewo. Mój ojciec posadził je w dniu, gdy dowiedział się, że matka jest w ciąży.
Wyrosło pięknie – jak i ja.
(śmiech)
A tutaj:
(wskazuje ręką drzewo nieopodal)
nasza ukochana jabłonka.
jabłoń
SCENA 17. JABŁOŃ. [dwa drzewa jak w raju → silmarillion]
Jabłoń obsypana owocami.
SZYMON zrywa jabłko, podaje JUSTYNOWI.
SZYMON
Proszę, niech pan spróbuje. Naturalne, zdrowe, niepryskane.
JUSTYN
Dziękuję, może później.
SZYMON
Cóż, pańska strata.
(sam zaczyna jeść jabłko)
Lotta chciała to drzewo wyciąć – wyobraża pan sobie?
Nie zgodziłem się, rzecz jasna. Ale sam miałem wątpliwości, czy jabłonka jeszcze zaowocuje. Nie rodziła przez długie lata.
Idą dalej aleją wśród drzew.
oliwia
Wyjątkowo piękne słońce zza chmur. SZYMON i JUSTYN przystają.
RETROSCENA 18: OLIWIA
Ujęcie zza pleców
Obok SZYMONA – zamiast JUSTYNA – OLIWIA.
SZYMON
Tu stawaliśmy i patrzyliśmy w niebo z Oliwią...
KONIEC RETROSCENY
POWRÓT
Wzruszenie na twarzy SZYMONa.
ZBLIŻENIE
Twarz zacięta, ale nie płacze.
SZYMON
To była moja wielka miłość.
Zmarła nie dożywszy nawet dwudziestki!
JUSTYN
(przejęcie na twarzy)
Co się stało?
Chwila ciszy.
SZYMON
Mieliśmy wtedy po osiemnaście lat. Wie pan, jak to jest... Burza hormonów, wakacje we dwoje... I dziewczyna w ciąży! Cóż było robić? Ojciec akurat był za granicą – nie mógł przeprowadzić zabiegu osobiście; polecił mi lekarza, dał pieniądze, a ja dałem jej, aby usunęła. Zrobiła jak kazałem. Lekarz spartaczył robotę. Oliwia zmarła tydzień po zabiegu...
To wtedy zdecydowałem, że nie pozwolę, aby komuś innemu przydarzyło się to samo. Będę pomagał kobietom w sposób bezpieczny.
JUSTYN
Wybrał pan karierę abortera...
SZYMON
To brzydkie słowo. Przeprowadzałem zabiegi. Setki i tysiące zabiegów. W dokonaniu tego wyboru ważną rolę odegrał mój ojciec. Był wziętym lekarzem. Pewnego razu powiedział: ja ciebie wybrałem i przeznaczyłem, abyś kontynuował mój fach. Jeśli tak zrobisz, masz z mojej strony pełne wsparcie. Jeśli wybierzesz inaczej, musisz radzić sobie sam.
JUSTYN
A pańska matka?
SZYMON
Matka mówiła: „Nie wybieraj łatwego tylko dlatego, że jest łatwe”. To tylko pomogło w podjęciu decyzji. W pewnym sensie podjąłem łatwą drogę – ojciec ją dla mnie przygotował. Ale nawet gdybym miał jakieś wątpliwości, to po historii z Oliwią już ich nie miałem.
JUSTYN
Ojciec jest dla pana wielkim autorytetem...
SZYMON
Z jego zdaniem liczę się najbardziej. To on zaczął budować wszystko, co nas otacza.
To on pomógł mi dostać się na studia. To dzięki niemu mogłem w ciężkich czasach wyjeżdżać za granicę. A możliwości były tam bez porównania większe niż w kraju.
JUSTYN
To poza Polską zetknął się pan po raz pierwszy z zagadnieniem in vitro.
SZYMON
Kiedy na świat przyszło pierwsze dziecko poczęte tą metodą, miałem niespełna dwadzieścia lat.
Jeszcze nie do końca rozumiałem, jakie fantastyczne perspektywy daje nowy sposób powoływania ludzi do życia. Ale byłem pewien: chcę się tym zajmować. Chcę położyć w Polsce fundamenty pod tę procedurę.
JUSTYN
I zrobił to pan.
SZYMON
Zrobiłem.
Szlify zdobyłem za granicą.
Miałem dość wyjątkową sytuację – dzięki ojcu.
JUSTYN
Zanim in vitro upowszechniło się w Polsce, pan już widział za granicą rezultaty, niebezpieczeństwa, kryzysy... Miał pan styczność z większą liczbą sytuacji niż my tutaj.
SZYMON
Tak, szczególnie państwo brytyjskie bardzo otwarcie podchodzi do wszelkich nowości w naszej branży. Na bieżąco śledzę dokonania tamtejszych specjalistów.
Oczywiście, wiem o kryzysach przeżywanych przez dzieci poczęte tą metodą.
JUSTYN
(wtrąca)
To nie kryzysy, to rezultaty.
SZYMON
Znam na przykład historię dziewczyny, którą matka urodziła z nasienia dawcy. Po rozwodzie jej mąż powiedział, że Pauliny nie uznaje, bo nie jest jego biologicznym dzieckiem. A Paulina? Od lat bezskutecznie usiłuje znaleźć biologicznego ojca. Ma do niego mnóstwo pytań: o jego rodzinę, historię chorób, o to, czym się interesuje. Matka? Jest bezradna. Ale – niech pan uważa – mówi z pełnym przekonaniem:
(z naciskiem)
„Nie przeproszę za to, że urodziłam”.
JUSTYN
U mnie było tak samo. Rodzice zawsze strasznie się przy tym upierali. Był taki nacisk na wdzięczność. Ojciec zawsze powtarzał: „Powinieneś nam dziękować. Bez nas ciebie by nie było”. A matka używała dokładnie tych samych słów: „Nie przeproszę za to, że urodziłam”.
SZYMON
A widzi pan...
JUSTYN
Bo i nie za urodzenie powinna przeprosić, ale za to, że w doprowadziła do rozpoczęcia mojego życia w sposób, w jaki to zrobiła. Oraz za śmierć lub zamrożenie mojego rodzeństwa. To samo dotyczy mojego ojca.
Są miliony historii takich jak moja. I miliony powodów do przeprosin. Ze strony wszystkich odpowiedzialnych. Ojców – genetycznych, biologicznych i przybierających nas sobie, matek – genetycznych, biologicznych i przybierających nas sobie. Lekarzy takich jak pan. Wreszcie: wszystkich tych, którzy myślą i mówią, że to w porządku i że można traktować nas jak produkty na zamówienie.
SZYMON
Lista oskarżonych jest całkiem długa...
Załapali się na nią nawet zwykli ludzie – postronni.
JUSTYN
Pan sądzi, że to postronni? To właśnie ze względu na ich wrogość lub obojętność na los dzieci może pan uprawiać swój proceder. Jakoś tak się składa, że zwolennicy in vitro to ci sami ludzie, którzy nienawidzą rodzin, w których dzieci przychodzą na świat normalną drogą. Nienawidzą tych dzieci, bo gdy pocznie się nowe, pytają: „Nie dosyć was? Rodzice nie wiedzieli, jak się zabezpieczyć?”.
SZYMON
To kwestia odpowiedzialnego planowania rodziny...
JUSTYN
To jest kwestia nienawiści.
Nienawidzą ludzi widzianych i niewidzianych.
Widzialne zabijają w duszy, a fizyczną śmierć niewidzialnych gołym okiem – tolerują.
Są gotowi mrozić i zabijać nawet własne dzieci.
SZYMON
Te „dzieci” w naszych klinikach określa się mianem „zarodków”.
JUSTYN
W nazwach tkwi sedno.
Zapytałem kiedyś ciężarną panią doktor z kliniki in vitro, kto jest u niej w brzuchu. Wie pan, co odpowiedziała?
SZYMON
Słucham z ciekawością.
RETROSCENA 19: KLINIKA (ta sama, co wank room):
JUSTYN (V.O.)
Powiedziała:
DOKTOR1
Zarodek.
JUSTYN
A nie dziecko?
DOKTOR1
Dziecko będzie, jak się urodzi.
POWRÓT
JUSTYN
Traf chciał, że przy tej rozmowie obecny był mąż tej lekarki. Wie pan, jak zareagował?
SZYMON unosi pytająco brwi.
MIKRORETRO. RETROSCENA 20.
MĄŻDOKTOR1
Hela, co ty pleciesz? Przecież to Kuba jest. Już nie pamiętasz, jak wybieraliśmy dla niego imię?
POWRÓT
SZYMON
Zadziwiające.
JUSTYN
No ale w waszych klinikach takie panuje myślenie. To nieuświadomiony mechanizm obronny.
Gdybym miał zabić kogoś, kogo nazywam „człowiekiem”, może bym się zawahał. Ale zarodek?
Wasze myślenie i działanie niszczy ludziom mózgi.
Jego skutki trafnie ujął, o paradoksie, pewien właściciel hipermarketu ze spermą. Powiedział tak: „Tych dzieci nikt nie ma ze względu na same dzieci. To zawsze przypadek albo egoizm”. Przynajmniej nie kłamał.
SZYMON
Ale nadal zajmuje się tym, czym się zajmuje?
JUSTYN
Tak jest. Robi to, rzecz jasna, dla pieniędzy. Tak samo jak wy.
Nazywacie dzieci zarodkami, aby oszukiwać samych siebie i swoich klientów. Bo klienci oznaczają dla was pieniądze.
SZYMON
Za skuteczną pracę słuszna zapłata chyba się należy?
JUSTYN
Wasze myślenie i działanie niszczy ludziom mózgi. Zniszczyło też w części mój.
Wiem, to chore i głupie, ale ilekroć widzę na ulicy parę małych bliźniaków, zaczynam się zastanawiać: czy to normalnie poczęte czy spod mikroskopu?
Nie chcę tak myśleć, bronię się przed tym, ale to pytanie mi się narzuca.
Muszę bardzo się strzec, aby nie zarażać nim innych.
SZYMON
Sądzi pan, że od pańskiego zdania tak wiele zależy?
JUSTYN
Nie przeceniam go. Ale obawiałbym się go nie doceniać. Zdaje pan sobie sprawę, jak silny wpływ na nasze decyzje ma zdanie bliskich...
RETROSCENA 21. WNĘTRZE. DOM.
Wielki dom. Pusty. Tylko dwoje ludzi.
PARA KLIENTÓW
MĘŻCZYZNA
Wewnętrzny głos mówił nam, że in vitro to coś złego. Ale utonął w pełnych nalegania głosach lekarzy, którzy stwierdzili, że bez tego praktycznie nie mamy szans na dziecko. Rodzina i przyjaciele również nas wspierali – powiedzieli, że mamy prawo spróbować wszystkiego, by zaradzić naszej bezdzietności.
KOBIETA
Nie zapominajmy o naszym własnym głębokim pragnieniu dziecka. Ono mi się jako kobiecie należało. Ale wahaliśmy się. Ostatecznie opinia bliskich przeważyła. Wsparli nas i zdecydowaliśmy się!
(śmiech)
KONIEC RETROSCENY
SCENA 22.
JUSTYN i SZYMON zbliżają się do lasku.
LASEK. Dzięcioł na drzewie; stuka w pień i pałaszuje robaki.
Drzewa liściaste. Dęby, klony.
SZYMON
Bardzo lubię patrzeć na pracę dzięcioła.
JUSTYN
Ja też. Jeszcze więcej radości sprawia mi poszukiwanie go na drzewie. Słyszę stukanie coraz bliżej, tak jak my teraz...
Dzięciołek. Wydaje z siebie podobne do głosu pustułki wysokie, ostrzegawcze „ki-ki-ki-ki...”. Bębni krótko, do 1,5 sekundy. Pary bębnią razem, w cienkie konary, często wysoko. Uderzenia długie, równomierne.
Kamera ślizga się po gałęziach, szuka dzięciołka razem z JUSTYNem.
JUSTYN (V.O.)
Kieruję się głównie słuchem. Staram się go dostrzec. Wreszcie – mam go! Kuje na wysokości. Widzi go pan?
Kamera znajduje dzięciołka.
SZYMON rozgląda się po koronach drzew.
SZYMON (V.O.)
Jeszcze nie.
Podobnie jak robaki, które właśnie giną.
Śmierć z zaskoczenia. A może coś słyszą, przeczuwają?
JUSTYN
Tak jak dzieci, które bezpardonowo pan morduje?
Nie zaprzeczy pan, że nierzadko wszczepia się kobiecie kilku ludzi, a następnie wybranych zabija?
Nazywa się to „redukcją liczby zarodków”.
SZYMON
Oj, zdarzają się naprawdę bolesne historie.
Miałem pacjentkę, u której poczęło się pięcioro człowieczków. Nie chciała pięcioraczków. Mówiła, że nie jest gotowa. Poza tym – co za ryzyko! Zredukowano więc ciążę do pojedynczej. Czwórce podano „leki”, a piąty człowieczek w tym środowisku, niestety, nie wytrzymał i też zmarł. Dramat był straszliwy. No, ale z ryzykiem takich sytuacji musimy się liczyć.
JUSTYN
Przyznaje pan więc, że in vitro prowadzi do aborcji, ma z nią ścisły związek.
Wiadomo, że kobiecie, która zażyczyła sobie dziecka, podajecie takie ilości hormonów, aby w nienaturalny sposób wyprodukowała kilka lub kilkanaście komórek jajowych. Potem je pobieracie, ale organizmu z bomby hormonalnej nie zdołacie wyczyścić. Powoduje to zaburzenia.
SZYMON
Zespół hiperstymulacji...
JUSTYN
W skrajnych przypadkach może prowadzić to do śmierci. Ale sytuację można szybko przywrócić do normy.
SZYMON
Tak dzieje się, gdy nastąpi poronienie.
JUSTYN
Proponujecie więc wywołanie go w sztuczny sposób...
Po latach starań, po wydaniu fury pieniędzy – kobieta już po teście ciążowym, w euforii – pan przychodzi do niej i mówi: „Musimy zrobić aborcję, aby ratować pani życie. Musimy zabić pani dziecko”.
SZYMON
To się zdarza.
JUSTYN
A pan zachęca do takiego ryzyka i do takiego manipulowania człowiekiem.
I na tej ludzkiej krzywdzie buduje swoje imperium.
SZYMON
To kwestia perspektywy. Kto nie ryzykuje, ten nie je. [humor]
(z uśmiechem)
Ja ryzykuję i jem. A za niebezpieczną pracę należy się słuszna zapłata.
Ktoś mi w tej sprawie najwyraźniej sprzyja. Na zarobki nigdy nie narzekałem.
Wychodzą z lasku.
SZYMON
Niech pan tylko spojrzy, na co mi pozwoliły!
WIDE SHOT: jezioro
Jezioro, łódka na przystani.
Nad jeziorem altana.
JUSTYN
Faktycznie, pozwolił pan sobie!
Podchodzą na brzeg jeziora.
SZYMON
Pozwalam sobie nawet kąpać się teraz, we wrześniu, a nawet później. Niektórzy mówią, że to sport ekstremalny, ale można się przyzwyczaić.
altana NAD JEZIOREM
SZYMON kuca, zanurza rękę w wodzie.
SZYMON
Dziś jeszcze ciepła.
SZYMON wstaje.
JUSTYN
Pewnie zna pan całe jezioro jak własną kieszeń.
SZYMON
(w zamyśleniu)
Nie mam jeszcze dokładnej odpowiedzi na jedno pytanie: Co kryje się jego głębinie?
JUSTYN
Próbował pan to już zbadać?
SZYMON
Do dna jeszcze nie nurkowałem. Od dawna planuję to zrobić, ale zawsze coś staje mi na przeszkodzie.
Tymczasem proponuję: usiądźmy i porozkoszujmy się widokiem.
Idą w stronę altany [→ Gierymski altana – PL; polska sztuka].
Siadają.
JUSTYN
Nie wydaje się, panu, że zatraciliśmy szacunek dla tajemnicy?
SZYMON
Oj, chyba nie.
Jak Junior pisze jakiś test, to zamiast nazwiska podpisuje się numerem identyfikacyjnym.
W mieście listy lokatorów znikają z klatek schodowych...
JUSTYN
A jednocześnie w internecie czy telewizji podglądamy coś tak intymnego jak sam początek życia człowieka – moment zapłodnienia. Taki Truman Show do kwadratu. Nikt nie pyta małego człowieka, czy życzy sobie, aby pokazywano go w takiej sytuacji.
SZYMON
(prześmiewczo)
Ale jak go spytamy, co nam powie?
JUSTYN
Jak go spytamy, gdy będzie na tyle dojrzały, by odpowiedzieć, to się dowiemy.
SZYMON
Ale na to trzeba by czekać latami...
JUSTYN
Ale na to trzeba by czekać latami. A świat się niecierpliwi, chce już, natychmiast, żąda, życzy sobie...
SZYMON
Świat jest jaki jest.
JUSTYN
W pewnej chwili powszechne stało się przeświadczenie, że ludzie zdołają odkryć wszystko.
Pańskie róże – które są tak wielką pańską chlubą – piękne, kruche i tajemnicze. Czy zdołał pan przeniknąć ich naturę? Czy myśli pan o nich wyłącznie w kategoriach naukowych?
SZYMON
Wiem o nich całkiem sporo...
JUSTYN
Kiedy wręcza pan komuś kwiaty – wymienia pan dane dotyczące wielkości pąka czy długości łodygi?
SZYMON
Nie, ale cały czas jestem świadomy tego, jak kwiat jest zbudowany.
JUSTYN
To prawda, ale pozostawia ją pan niedopowiedzianą.
Jesteśmy świadomi, jak zaczyna się życie człowieka – ale czy mamy prawo rejestrować to i upubliczniać?
SZYMON
Ma pan ulubiony kolor?
JUSTYN
Biały, zdecydowanie.
A pan?
SZYMON
Jako lekarz mam z bielą kontakt nieustannie.
Ale najbardziej upodobałem sobie czarny.
JUSTYN
Kwiaty też?...
SZYMON
O nie! Może wyda się to dziwne, ale kwiaty najbardziej lubię różowe.
JUSTYN
Wręczając komuś kwiaty, niekoniecznie tłumaczy pan znaczenie ich koloru?
SZYMON
Niekoniecznie.
JUSTYN
Zostawia pan to niedopowiedziane.
A przecież kolor kwiatu ma swoje znaczenie.
SZYMON
Tak, ale nie trzeba wszystkiego tak od razu – kawa na ławę...
JUSTYN
Tajemnica czasami łączy się z tym, co święte. A świat świętości depcze.
I wy też – w sprawie człowieka – rzeczywistości bardziej złożonej niż kwiaty – nie chcecie żadnych tajemnic. Chcecie wedrzeć się wszędzie, wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze i zrobić z człowieka użytek. Nie macie szacunku dla tajemnic.
SZYMON
Pan Bóg dał człowiekowi naukę, aby z niej korzystał...
JUSTYN
Dał też człowiekowi przykazania, aby ich przestrzegał. I Kościół, aby wyjaśniał naukę Bożą.
SZYMON
Teraz nie jesteśmy już związani przykazaniami ani nauczaniem Kościoła. Jesteśmy w stanie panować nad naturą. Dziś to my decydujemy.
JUSTYN
Pan Bóg aż do ostatniej chwili jest nam gotów wybaczyć. Siostra natura nie zawsze jest do wybaczania taka skora...
SZYMON
Dlatego i ją staramy się coraz bardziej okiełznać.
Słychać pierwszy grzmot w oddali.
JUSTYN
Taki wiatr? Deszcz? Burza? Jesteśmy w stanie nad nimi panować?
SZYMON
Zdziwiłby się pan, do jakiego stopnia jesteśmy w stanie kontrolować pogodę.
JUSTYN
Ale nie do końca...
SZYMON
Z każdą chwilą jesteśmy coraz bliżej tego celu.
SZYMON spogląda na zegarek. Zbliżenie na okolice dwunastki: wskazówka sekundowa zbliża się do dwunastki; zaraz będzie pełna minuta (18.37).
SZYMON
Panujemy nad rzeczywistością tak jak ja zapanuję w tej chwili nad ciemnością.
SZYMON wstaje; pstryka kciukiem i palcem wskazującym prawej ręki.
Lampy ogrodowe zapalają się automatycznie – widzimy jak lekko rozświetlają krajobraz (zmrok dopiero zapada).
SZYMON
(z szerokim uśmiechem)
O, widzi pan?
JUSTYN uśmiecha się.
SZYMON
Pokażę panu coś, co na pewno pana zainteresuje: kapliczkę.
Wstają i idą wzdłuż brzegu jeziora. Dochodzą do płotu. Kapliczka w rogu – na skraju posiadłości. Kapliczka z Matką Bożą Matemblewską.
SZYMON wskazuje ręką pola za płotem.
SZYMON
Konsekwentnie dokupuję kolejne kawałki ziemi. Ale ten sąsiad nie chce mi swojego sprzedać. Ciągle odmawia, choć oferuję mu coraz większe pieniądze. Cóż, kwestia czasu, kiedy się złamie...
SZYMON obraca się w stronę kapliczki. SZYMON i JUSTYN podchodzą do niej.
JUSTYN robi znak krzyża.
kapliczka
Kapliczka przydrożna/przypłotowa (wiejska rezydencja – Konstancin/Powsin). Maryja i Jan pod krzyżem.
SZYMON
Ta kapliczka stoi tu właściwie od zawsze. Była tu jeszcze zanim kupiliśmy ten kawałek ziemi. Zanim mój ojciec zbudował nasz dom.
Tu matka przychodziła się modlić.
RETROSCENA 24. PLENER.
MATKA SZYMONA jak św. Monika pod krzyżem
SZYMON (V.O.)
Biedna! Do końca wierzyła w to wszystko.
Grzmot – nieco bliżej niż poprzednio.
SZYMON (V.O.)
Dobra była – pracowita, pedantyczna, kochana – tylko omotana przez Kościół. \dlatego nie powyrzucał dewocjonaliów i kultywuje pokój po matce\
Na szczęście ojciec nie wpadł nigdy w tę dewocję.
Gdy wyjeżdżał, matka też zabierała mnie pod figurę.
I wciąż wspominała dzień mojego chrztu...
Chrzest
RETROSCENA 25. WNĘTRZE. KOŚCIÓŁ. DZIEŃ
Plan ogólny (widok z góry; gdy zaczynają iść, kamera idzie równolegle z idącymi zza filarów jednej z bocznych naw): W kościele półmrok. Przez witraże wpadają nieśmiało promienie słońca. Chrzest SZYMONA.
Tylko cztery osoby w kościele. KAPŁAN (młody), CHRZESTNI (ludzie w sile wieku), MATKA SZYMONA (widać, że zmęczona życiem; głębokie bruzdy zmarszczek na twarzy, spracowane ręce). OJCIEC SZYMONA nieobecny. OJCIEC CHRZESTNY trzyma na ręku spore już dziecko – roczne.
Wszyscy idą środkiem kościoła od drzwi kościoła do baptysterium. KAPŁAN (ma fioletową stułę) trzyma stułę na dziecku. Jakby z oddali słychać recytowane przez idących Pater noster.
Przechodzą przed głównym ołtarzem – w nim Sąd ostateczny. Skręcają do baptysterium. Kamera jeszcze przez chwilę patrzy na obraz – grupa już wyszła z kadru.
Kamera: Grupa zbliża się do balasek i zatrzymuje przed wejściem do baptysterium.
Plan bliski/Półzbliżenie: KAPŁAN stoi zwrócony w kierunku dziecięcia, w lewej ręce trzyma książeczkę z rytuałem; prawą czyni w odpowiednich momentach znak krzyża.
KAPŁAN
Exorcízo te, omnis spíritus immúnde, in nómine Dei + Patris omnipoténtis, et in nómine Iesu + Christi Fílii eius, Dómini et Iúdicis nostri, et in virtúte Spíritus + Sancti, ut discédas ab hoc plásmate Dei Simone, quod Dóminus noster ad templum sanctum suum vocáre dignátus est, ut fiat templum Dei vivi, et Spíritus Sanctus hábitet in eo. Per eúmdem Christum Dóminum nostrum, qui ventúrus est iudicáre vivos et mórtuos, et saeculum per ignem.
Zbliżenie na dziecko: KAPŁAN (widzimy tylko rękę) dotyka kciukiem uszu dziecka.
KAPŁAN
Ephpheta, quod est, Adaperire.
KAPŁAN (widzimy tylko rękę) dotyka kciukiem nozdrzy dziecka, mówiąc
KAPŁAN
In odórem suavitátis. Tu autem effugáre, diábole; appropinquábit enim iudícium Dei.
Promienie słońca padają na zgromadzone osoby.
Półzbliżenie:
KAPŁAN (biała stuła – przełożył stułę na drugą stronę; pod spodem jest fioletowa)
podaje OJCU CHRZESTNEMU zapaloną świecę; dziecko trzyma MATKA SZYMONA
KAPŁAN zwraca się twarzą w kierunku dziecka, w lewej ręce Rytuał.
Zbliżenie na płomień świecy.
KAPŁAN
Accipe lámpadem ardéntem, et irreprehensíbilis custódi Baptísmum tuum: serva Dei mandáta, ut, cum Dóminus vénerit ad núptias, possis occúrrere ei una cum ómnibus Sanctis in aula caelésti, et vivas in saecula saeculórum.
PODPISY: Weźmij świecę płonącą i nienagannie strzeż Chrztu swojego, zachowuj przykazania Boże, abyś, gdy Pan przybędzie na gody, mógł wyjść na jego spotkanie ze wszystkimi Świętymi w przybytku niebieskim i żył na wieki wieków.
Kamera płynnie przechodzi do: Zbliżenie na OJCA CHRZESTNEGO, który trzyma świecę i (razem z pozostałymi zgromadzonymi) mówi pewnym głosem:
OJCIEC CHRZESTNY
Amen.
KONIEC RETROSCENY
POWRÓT
SZYMON
Ale ojciec pokazał mi wcześnie, jak trzeba żyć. Mądrze. Żeby zrealizować swój potencjał i odnieść sukces. Kościoła już nie potrzebowałem.
JUSTYN
Wspominał pan, że jest bierzmowany...
SZYMON
Moje bierzmowanie miało charakter wyłącznie formalny.
Od dawna nie wierzyłem już Bogu.
JUSTYN
A co się stało z chrzestnymi?
SZYMON
Okazali się oszołomami. Gdy ojciec na poważnie wziął sprawę mojego wychowania w swoje ręce, zerwaliśmy z nimi kontakty.
Ojciec był człowiekiem zdecydowanym.
Nauczył mnie gardzić religią katolicką, bo to religia słabych: ciągle i bez ustanku miłość, miłosierdzie i troska o najsłabszych. To nie przystaje do rzeczywistości.
A ja potrzebuję być silny – psychicznie i fizycznie.
(pręży muskuły rąk)
Właśnie!
(z przekąsem:)
Mówił pan, że interesują go moje róże. To bardzo dobrze.
Pan jest pewnie ode mnie ze dwa razy młodszy. Ale założę się, że jestem od pana szybszy.
Zróbmy wyścig – meta będzie przy różach. To ledwie jakieś pół kilometra. [rekord:
600 m
1:12.81
Johnny Gray
United States
24 May 1986]
Jeśli mnie pan wyprzedzi, pozwolę panu zerwać wybrany kwiat i zabrać ze sobą.
JUSTYN
Nie bardzo jestem w formie...
SZYMON
A tam, a tam! Dajcie mi człowieka, a wytłumaczenie się znajdzie. Ma pan taką chrapkę na różę – czemu by nie spróbować?
JUSTYN
Trudna sprawa. Ale może trzeba się śpieszyć, bo i pogoda niepewna...
Niebo ciemnieje coraz bardziej.
SZYMON
(już podniecony perspektywą możliwości wykazania się)
No właśnie! No właśnie!
JUSTYN
A Junior nie przestraszy się burzy?
SZYMON
Gdzie tam! Duży już jest, musi sobie radzić! Zresztą: mamy piorunochron. [cf. scena końcowa, czyli bezpośrednia interwencja Boża]
(śmiech)
[wytłumaczył; wraca do tematu próby sportowej:]
Ja częściej trenuję; pan mówi, że nie w formie – chwila rozgrzewki i daje pan znak do startu.
próba fizyczna
JUSTYN i SZYMON rozgrzewają się chwilę. JUSTYN podskakuje, rozciąga się. SZYMON rozgrzewa się profesjonalnie, lekko leniwie (he knows the routine): opuszczanie rąk do ziemi, obszerne krążenia wszystkich stawów we wszystkich możliwych płaszczyznach, wymachy nóg w różnych płaszczyznach, skłony, skoki, podskoki jednonóż i obunóż, skręty tułowia.
Rozgrzewka trwa trzydzieści sekund.
JUSTYN
(nieco zmęczonym, zrezygnowanym (?) głosem typu „co musi być, będzie”)
Możemy chyba zaczynać.
SZYMON
Świetnie! A zatem... Klasycznie: Do biegu...
JUSTYN
Gotowi!
SZYMON i JUSTYN stają lekko pochyleni, jak na starcie biegu długodystansowego.
JUSTYN
Start!
Ruszają.
SZYMON daje JUSTYNOWI objąć prowadzenie. W okolicach jabłoni wyprzedza go, znacznie odsadza i dobiega do róż. SZYMON odwraca się i widzi, że JUSTYN słania się na nogach.
JUSTYN opiera się o drzewo SZYMONA, szybko mruga oczami.
JUSTYN POV
JUSTYNOWI ciemnieje w oczach
FADE OUT
Na czarnym tle wyłaniają się rozmazane świecące kolorowe plamy.
RETROSCENA 27. WNĘTRZE. MODNY KLUB. CIEMNOŚĆ. JARZĄCE SIĘ ŚWIATEŁKA W TONACJACH CZERWIENI
W klubie uczęszczanym przez sławy.
Gwar.
Zbliżenie na ekran tabletu:
na nim pocztówka z Helu:
Witamy na Helu! angielski napis: Welcome to Hel!
Kamera odjeżdża dalej
INVTR1 pokazuje INVTR2 zdjęcia z wakacji – zdjęcia z dziećmi
W nim lekarze-invitrowcy, wszyscy około trzydziestki: grupa zawodowa zamożna, ubiór stylowy, ubrania markowe, gustownie dobrana droga biżuteria, markowe buty; kobiety mają na sobie ‘małe czarne’, buty koniecznie na wysokim obcasie, mężczyźni prezentują sportową elegancję…
Jeden SZYMON wyróżnia się nieco starszym wiekiem – mentor, ale duchem wciąż młody. Pasuje do towarzystwa. Wiedzie prym.
SZYMON spogląda na ekran z Helem.
SZYMON
Widzę, że nie wyjechałaś na wakacje, ale zostałaś w kraju.
INVTR3 (KOBIETA KOŁO 40-STKI)
Pojechałam z dzieciakiem. W zeszłym roku wybraliśmy się na takie zagraniczne tournee. Ale był za mały na taką podróż. Cały czas marudził. Dotrwaliśmy do końca; w końcu wydaliśmy na to dobrych parę tysięcy – szkoda, żeby przepadło. Ale tym razem zostaliśmy w kraju.
URYWKI ROZMÓW (→ por. SZYMBORSKA POGRZEB)
Kamera skacze od jednej do drugiej twarzy. Ujęcie z góry – nie do końca wiadomo, kto wygłasza daną kwestię
A moje były ze mną w tym roku w...
...ale który z nas chciałby mieć dziecko z in vitro?
A innym to fundujemy.
CZARNA1 („MAŁA CZARNA” BRUNETKA CAŁA CZARNA)
A inni fundują nam za to takie wakacje!
Patrzcie, jestem tu z moim w Monte Carlo.
A tu w Szwajcarii.
przy drzewie okta. astma. atak astmy
JUSTYN opiera się o drzewo SZYMONA. oddycha coraz ciężej; kaszle raz czy dwa.
SZYMON podbiega (lekko dyszy) do JUSTYNA ze śmiechem
SZYMON
Co to, panie kolego? Pan taki młody!...
JUSTYN
(dusi się)
Astma.
Inhalator został w teczce. Mógłby pan...?
JUSTYN ciężko dyszy.
SZYMON
Pędzę!
I pędzi.
JUSTYNOWI znowu ciemnieje w oczach.
SCENA. POWRÓT: KLUB
Planujesz dzieci?
On się upiera, że chciałby syna, ale ja na razie nie.
Zestarzejecie się w bezdzietności.
Zdziwiłbyś się...
(Gest ręki, żartobliwy ton)
Mam znajomych, którzy mi w razie czego pomogą.
Z tymi znajomymi to trzeba uważać. Pamiętacie naszego czarującego Czarusia? Co robić z takimi partaczami?
Sprawa z Nawłoci?
No właśnie. Bliźniaki trafiły nie do tej macicy co trzeba. Z drugą babą – to samo. Rany, co za partactwo!
Ale to jeszcze nic.
Najpierw jedna baba poroniła – dzieciaki drugiej. Potem druga – jak się dowiedziała, że nosi nie swoje – postanowiła je usunąć. Zrobiła to w naszej klinice. Osobiście się tym zajmowałem. Z Czarusiem nie chciała mieć już nic wspólnego.
SZYMON
Teraz, jak dzieci nie ma – nikt nie musi płacić alimentów.
Ale odszkodowania!...
My tu dokładamy starań, robimy wszystko lege artis, a Czaruś robi nam koło pióra. Paranoja!
Ale to nie koniec. Okazuje się, że to nie pierwszy raz. Tylko teraz, gdy nagłośniono ostatnie sprawy, zgłosiła się kobieta, której zrobił to samo – tylko że po wykryciu pomyłki bez pytania jej o zgodę usunął dzieciaki!
Szóstka dzieci na kompost. A nam zrobiono czarny PR.
SZYMON
(prześmiewczo)
W końcu żyjemy w katolickim społeczeństwie! [humor]
INNY PIĘKNIŚ
Ja też jestem katolikiem, ale niepraktykującym. Zresztą, katolicy też do nas przychodzą i nie mają z procedurą problemów.
SZYMON
A jeżeli mają, pomagamy im je przezwyciężyć.
PIĘKNY TRZYDZIESTOLETNI
(z zadumą, smutna napięta twarz)
Pewnie wszyscy będziemy się razem smażyć w piekle.
SZYMON zapala papierosa. Zaciąga się, po czym wyjmuje go z ust.
SZYMON
(szyderczo, szczerząc zęby)
Ja się też kiedyś modliłem z matką pod figurą.
Będziemy jeszcze mieli czas się nawrócić – młodzi jesteśmy! [humor]
Zbliżenie
SZYMON ze spokojem na twarzy wkłada papierosa do ust. Żarząca się końcówka papierosa. Dym. Ogień. Przejście CUT TO
POWRÓT
Ogień w kominku – od środka. Zza zasłony ognia widzimy jak:
SZYMON wpada do salonu, otwiera teczkę, sięga szybko do zewnętrznej kieszeni – jest! instynkt go nie omylił – właśnie w tej kieszeni znajduje się inhalator. Chwyta go i biegnie do JUSTYNA.
JUSTYN przymuje pierwszą dawkę.
JUSTYN
(słabym jeszcze głosem)
Dziękuję!
Druga dawka.
JUSTYN stoi jeszcze chwilę przy drzewie. Uspokaja się.
SZYMON
Chodźmy do środka. Odpoczniemy nieco. Róże mogą poczekać.
SZYMON bierze JUSTYNa pod ramię i prowadzi do domu.
JUSTYN znowu półświadomy. Ciemnieje mu w oczach.
w salonie po ataku
SCENA. DOM SZYMONA. WNĘTRZE
Ogień w kominku.
JUSTYN zapada w fotel; odstawia inhalator na stół.
SZYMON
(z uśmiechem)
„Panie doktorze: czy mi to przejdzie?”; „Tak, przejdzie – na żonę i na dziecko”. [humor]
Gdzie pan złapał tę astmę?
JUSTYN
Konsekwencja in vitro.
Łapie mnie zwykle przy większym wysiłku. Ale żeby akurat dziś...?
SZYMON
Cóż, nie umiemy do końca panować nad naszym ciałem. Ale staramy się osiągnąć taką kontrolę.
JUSTYN
Wszystko łączy się w całość. Antykoncepcja, aborcja, in vitro.
Dążenie do panowania nad ludzkim życiem. W waszym nowym wspaniałym świecie wszystko da się zaplanować. To świat zaprogramowanej stabilności.
SZYMON
To odwieczne marzenie ludzkości. Pan najwyraźniej ma na ten temat inne zdanie.
JUSTYN unosi się nieco w fotelu, zaraz potem znów weń zapada.
JUSTYN
Malo periculosam libertatem.
SZYMON wstaje z fotela i dorzuca do kominka. Znów siada.
JUSTYN
W swoim dążeniu nie liczycie się z kosztami – nawet gdy chodzi to ludzkie życie. Traktujecie człowieka jak towar na zamówienie. Zna pan historię tych dwóch głuchych dewiantów, którzy zaprojektowali sobie, że urodzone na ich zamówienie dziecko też ma być głuche? Jak zaplanowali, tak zrobili. Nikt im skutecznie nie przeszkodził.
SZYMON
Faktycznie, w takich przypadkach i ja mam wątpliwości...
Przypominam sobie historię tej prawie siedemdziesięcioletniej Hiszpanki, która urodziła bliźniaki. Zmarła niedługo po porodzie.
Podejmuje się jednak próby regulowania takich kontrowersyjnych sytuacji.
JUSTYN
Na tę kobietę spadła lawina krytyki. Że samolubna. Że za stara. Że nie zatroszczyła się o to, kto zajmie się dziećmi po jej śmierci.
SZYMON
Ale jej śmierć można zaliczyć do tak zwanych wypadków losowych. Jej matka żyła ponad sto lat. Ona też liczyła na długowieczność...
JUSTYN
Nie spodziewała się, że o jej duszę upomną się tak prędko...
Ale w sprawie in vitro nie chodzi wcale o wiek i „okoliczności”. To są skutki, a nie przyczyny. Chodzi o ludzi, którzy „chcą”, „pragną”, „marzą” i wyobrażają sobie, że mają do dziecka „prawo”. Wspomnianej Hiszpance tak właśnie się zdawało.
Genetycznych rodziców dla dzieci wybrała, jak sama mówi, na podstawie zdjęć w katalogu. „Przypominało to trochę przeglądanie broszury z nieruchomościami i wybieranie dla siebie domu”.
SCENA 29. WNĘTRZE. NIEMAL PUSTY POKÓJ.
Niemal pusty pokój, szare ściany [na czarno-biało nakręcić].
Metalowy Stół ze szklanym blatem, dwa metalowe krzesła, metalowy kosz na śmieci
(Inaudible dialogue) MUZYKA
Kobieta i mężczyzna siedzą przy stole naprzeciwko siebie, jak gracze w szachy (karty → Cezanne). Widać pewne zmęczenie na twarzach. Nad czymś żywo dyskutują. Coś przesuwają na stole – jakby żetony. Zbliżenie na blat: blat szachowy czarno-biały, połyskliwy, przezroczysty, szare szkło. Na blacie na szalkach Petriego leżą embriony. Kobieta i mężczyzna wskazują palcami, dyskutują, zamieniają je miejscami w rzędzie. Wreszcie oboje wskazują palcem na jeden; mężczyzna przesuwa go na środek planszy. Resztę zgarnia ręką do drugiej ręki i wrzuca do kosza. Dźwięk szkła o metal. Zgrzyt. \szachownica króle przewracane
tylko króle na szachownicy
kolejno przewracane; same się nie poddają – są poddawane przez graczy
\
POWRÓT
JUSTYN
Zamiast skupiać się na dramatycznych skutkach in vitro, trzeba podważyć to, co do nich prowadzi: przeświadczenie, że wolno sobie człowieka zażyczyć, zaprogramować i do woli nim manipulować.
Na przykład: planowo pozbawić je ojca lub matki.
SZYMON
Mówi pan o samotnych kobietach i mężczyznach, którzy pragną dziecka.
Ale przecież w życiu spotykamy wdowy i wdowców. Oni siłą rzeczy samotnie wychowują dzieci i nikt nie mówi, że to nienormalne.
JUSTYN
(ze smutkiem)
Wdowieństwo albo nawet tragedia śmierci obojga rodziców – nikt celowo do tego nie dąży. A uczestnicy in vitro powodują nienormalną sytuację działając z rozmysłem, wspólnie i w porozumieniu.
Chwila ciszy. JUSTYN i SZYMON patrzą na ogień w kominku.
SZYMON
Ta gra, o której pan wspominał... Są tam elementy science-fiction?
JUSTYN
Tak mi się kiedyś wydawało.
SZYMON
A teraz?
JUSTYN
A teraz myślę, że prawie wyłącznie science, nie zaś fiction.
SZYMON
Słyszał pan o koncepcji sztucznej macicy? Wybranych człowieczków wkłada się do takiego superinkubatora...
JUSTYN
Nikt nie ma prawa tego robić. A skoro mówimy już o prawach...
Na rachunek powierzonych sobie dzieci każdy działa od początku swojego życia, a szczególne zobowiązania zaciąga w momencie bezpośredniego powołania ich do istnienia.
Żydowski sąd miał do rozstrzygnięcia taką sprawę: dwoje ludzi zażyczyło sobie dziecka; uzyskali je – tak, więcej niż jedno! – drogą in vitro; dzieci zamrożono w laboratorium, a tymczasem rodzice rozeszli się. Matka nadal chciała wykorzystać dzieci (dać jedno z nich do urodzenia surogatce), ale ojciec się sprzeciwił.
SZYMON
[wspólne opowiadanie/rozwijanie historii]
Sąd najpierw uznał, że matce nie wolno skorzystać z tych ludzi – bo nie ma na to zgody ich biologicznego ojca.
JUSTYN
Ale ten werdykt obalono...
SZYMON
Uzasadnienie brzmiało: „prawo do posiadania dziecka jest ważniejsze niż prawo do nieposiadania dziecka”.
JUSTYN
Tak jakby dziecko można było „posiadać”.
Tak jakby istniało „prawo do dziecka”.
Tak jakby dziecko jeszcze się nie poczęło.
Nas istniejącym człowiekiem odbywa się sąd. Sanhedryn decyduje, jaki los spotka małego człowieka, którego życie zostało tymczasowo „zawieszone” w próżni, a raczej w ciekłym azocie.
Jak się panu wydaje – w którym momencie człowiek nabywa praw przysługujących istocie ludzkiej?
SZYMON
Wyglądałoby na to, że w chwili, gdy staje się człowiekiem.
JUSTYN
A kiedy to następuje?
SZYMON
Teorie są różne. Z medycznego punktu widzenia – to trzeba uczciwie przyznać – dzieje się to z chwilą poczęcia.
Ale trzeba podejmować decyzje za dziecko, w jego imieniu. To wynika z natury. Przecież ono samo nie jest w stanie podjąć świadomej decyzji. Ale kto miałby być adwokatem takiego człowieczka? Kto się tego podejmie?
JUSTYN
Zbyt wielu chętnych dzisiaj nie widać...
W tym klimacie przyzwolenia manipuluje się małym człowiekiem do woli. Manipuluje się w kodzie genetycznym żyjącego organizmu. Tworzy zwierzęco-ludzkie hybrydy.
(z przekąsem i smutkiem)
Dokąd nas to zaprowadzi?
zamrażarka reprise
SZYMON
Na razie zaprowadzi nas do propozycji, aby czymś się pan wzmocnił.
Proszę, niech pan jeszcze trochę odpocznie w fotelu, a ja przyniosę panu coś dobrego z mojego zakamarka.
JUSTYN
Dziękuję, bardzo chętnie. Czy mógłbym tymczasem skorzystać z toalety?
SZYMON
Moja toaleta będzie zaszczycona! [humor]
(wskazuje ręką)
Jest tam, po prawej!
(wstaje; ze śmiechem)
Do zobaczenia za chwilę!
Telefon SZYMONa zostaje na stole w salonie.
SZYMON wychodzi.
JUSTYN odczekuje chwilę, po czym wstaje z fotela i podąża tropem SZYMONa.
Światła na korytarzach i w pomieszczeniach, którymi przechodzi – SZYMON zamierza je gasić wracając.
SZYMON zachodzi do pokoju JUNIORA i wchodzi do środka. JUNIOR śpi niespokojnie na boku skulony w pozycji embrionalnej. Jest odkryty. SZYMON nie przykrywa JUNIORA kołdrą. Nie przymyka okna, choć w środku ziąb (JUSTYN wstrząsa się z poczucia zimnego powiewu ciągnącego od drzwi; długie korytarze) [Zasada: sam tak zrobił – niech sobie radzi].
Samochód LOTTY zajeżdża przed dom. LOTTA wysiada. Ujęcie na jej buty. Buty idą w kierunku drzwi wejściowych. Dopiero przed drzwiami widzimy całą postać.
JUSTYN podchodzi do zamrażarki, za której zamkniętymi drzwiami [żeby nie tracić chłodu] (przezroczyste szybki jak w starych ikarusach – po jednej w każdym skrzydle) widać, jak SZYMON szpera na półkach. Przegląda butelki.
JUSTYN podchodzi, zamyka drzwi za pomocą panelu.
JUSTYN staje obok drzwi zamrażarki, pozostając niewidoczny dla SZYMONA.
[Musi się elektronicznie zamykać, żeby nie było pewności, że to JUSTYN zamknął; możliwość awarii panelu]
SZYMON jeszcze się nie zorientował, nadal przeszukuje półki. Wreszcie – jest. Znalazł. Bierze butelkę i kawał mięsa i zmierza do drzwi. Niespodzianka! – zamknięte.
Sprawdza, potrząsa klamką. Nie da się wyjść.
LOTTA naciska klamkę drzwi wejściowych (niezamkniętych na klucz) rękami w rękawiczkach (jest zimno) i wchodzi do środka.
LOTTA
(woła)
Szymonie!
Bez odpowiedzi.
LOTTA wyjmuje telefon i dzwoni na numer SZYMONA. Odzywa się melodyjka w telefonie na stole w salonie. LOTTA wchodzi do salonu. LOTTA rozgląda się podejrzliwie. [JUSTYN musiał wejść na szybko w ubraniu; aby LOTTA nie miała pewności, czy wciąż jest on w domu, czy już poszedł].
LOTTA
Szymonie!
SZYMON szarpie klamkę, dobija się do drzwi.
Cisza. Ogień trzaska w kominku.
JUSTYN wycofuje się do sąsiedniego pomieszczenia.
SZYMON spogląda na zegarek [pamięta, że LOTTA zapowiedziała powrót]
LOTTA wyciąga z torebki rewolwer taurus (taki jak na początku z rękami). Idzie tropem zapalonych świateł. Coraz szybciej. Rozgląda się bacznie na boki, ale coraz to przyśpiesza kroku.
JUSTYN słyszy kroki nadchodzącej LOTTY i chowa się głębiej.
LOTTA staje przed drzwiami zamrażarki.
Twarz SZYMONa rozjaśnia się. Pokazuje LOTCIE palcem panel sterujący.
LOTTA opuszcza rewolwer, przekłada go do lewej ręki; podchodzi do panelu, nieco teatralnym gestem podnosi prawą rękę i wycelowuje palec wskazujący (cały czas w rękawiczce) w stronę panelu. Dokładniej: w stronę przycisku zwalniającego zamek drzwi.
SZYMON już uśmiecha się pełną gębą i bierze głęboki oddech.
LOTTA kieruje palec wskazujący w inne miejsce panelu (guzik z dużym minusem): przestawia temperaturę na możliwie najniższą (–18 stopni? EXTRA FREEZE –24?, PO POLSKU NAPIS). SZYMON orientuje się, że drzwi się nie otwierają, przygląda się pytająco. Temperatura spada szybko. SZYMON cały czas rusza się, aby dostarczyć ciału maxymalnej ilości ciepła.
SZYMON
(ze środka, nie słychać; widać tylko ruch ust)
Zielony guzik po prawej!
LOTTA patrzy SZYMONOWI głęboko w oczy; ich spojrzenia spotykają się na dłuższą chwilę.
LOTTA
(z pełną powagą)
Nienawidzę cię!
LOTTA chowa rewolwer do torebki. Wyciąga palec wskazujący prawej ręki w kierunku SZYMONA, markuje, że do niego strzela.
LOTTA
Zdychaj!
LOTTA odwraca się i odchodzi.
Kamera (nieruchoma, z jednego miejsca) patrzy za LOTTĄ: LOTTA odchodzi. Widzimy jej plecy, gdy przechodzi przez kolejne pomieszczenia i sukcesywnie gasi za sobą kolejne światła.
Ujęcie z zewnątrz drzwi zamrażarki: SZYMON za drzwiami zamrażarki; w zamrażarce pali się światło. Przed drzwiami (na pierwszym planie) – ciemność.
LOTTA z trzaskiem zamyka drzwi wejściowe.
Plan ogólny: LOTTA zapala silnik w samochodzie i odjeżdża. [liczy na spadek, zna testament? testament niesporządzony: Szymon wciąż szuka dziedzica]
JUSTYN czeka w półmroku. Po pięciu minutach od samozamknięcia SZYMONA [pięć minut filmowych – niech się dłuży – pokazać ten czas] JUSTYN wychodzi z cienia, przyświecając sobie latarką w telefonie (LOTTA zgasiła światła), i rozglądając się podchodzi do drzwi zamrażarki – jakby dopiero co przybył.
SZYMON na kolanach, porusza się za drzwiami, ale już mniej energicznie – na tyle jednak, by wskazać JUSTYNOWI panel i że trzeba tam coś przycisnąć.
JUSTYN podchodzi do panelu, przyciska – błędnie – wreszcie: poprawnie. Słychać odskakujący zamek. JUSTYN otwiera drzwi. SZYMON na czworakach wypełza. Kładzie się na ziemi.
JUSTYN zamyka drzwi zamrażarki.
JUSTYN
Niech pan nie wstaje. Zaraz wracam!
JUSTYN wybiega; po chwili wraca niosąc futro niedźwiedzia. Kładzie je na ziemi.
JUSTYN
Niech pan się kładzie. Przyniosę drugie do okrycia.
SZYMON kładzie się. JUSTYN za chwilę wraca z drugim futrem.
Przykrywa SZYMONA futrem. Łby niedźwiedzi w bezpośredniej bliskości twarzy SZYMONA, jakby chciały go ugryźć. Chwila odpoczynku.
SZYMON
Pierwszy raz mechanizm tak się zbiesił. Całe szczęście, że pan się zorientował, że coś nie gra.
SZYMON próbuje wstać.
JUSTYN
Długo pana nie było...
(z uśmiechem)
Jeszcze chwila!
SZYMON leży, oddycha głęboko.
JUSTYN: skinienie głową.
SZYMON odrzuca skórę i wstaje. Opiera się o ścianę, potrząsa głową jak otrzepujący się z wody psiak.
SZYMON bierze z zamrażarki butelkę i kawałek mięsa, które wybrał. Zamyka drzwi zamrażarki. Podchodzi do panelu – przestawia temperaturę na +4 stopnie.
SZYMON
Ależ mamy dziś przygody!
Ja uratowałem pana od zaduszenia, a pan mnie – od zamarznięcia. [humor]
Ujęcie: oko w oko – jak przeciwnicy.
JUSTYN
(z uśmiechem)
To teraz jesteśmy kwita.
SZYMON
Chodźmy.
Z powrotem w salonie
SZYMON kładzie mięso na blacie – aneks kuchenny.
JUSTYN i SZYMON siadają z powrotem w fotelach. SZYMON wstaje i nalewa herbaty z podgrzewanego cały czas podgrzewaczem czajniczka. Ręce leciuteńko mu się trzęsą.
SZYMON
No, chwila dłużej, a wzmocniłby się pan mrożonką! [humor] Jak te drzwi mogły się zatrzasnąć?
JUSTYN
(z uśmiechem ironii)
Wybaczy pan ironię: a co mają powiedzieć dzieci z in vitro, które pan zamraża? Pyta je pan, czy tego chcą, czy też zamyka je pan w ciekłym azocie znienacka?
SZYMON
Ale przecież one nic nie czują...
JUSTYN
Oszukuje się pan, że dziecko nie czuje, jak je pan mrozi; że go nie boli – tylko dlatego, że jest bardzo małe i nie umie o tym powiedzieć?
SZYMON
Nas uczono, że taki człowieczek nie ma jeszcze świadomości, więc można tak robić.
JUSTYN
Jeszcze chwila w zamrażarce i pan też straciłby świadomość – i co? Utraciłby pan z tego tytułu swoje człowieczeństwo? Miałbym prawo zostawić pana, żeby „obumarł”?
SZYMON
A może uspokoiłoby pana trochę, gdyby w trakcie procedury nikt nie ginął? Gdyby tworzono i transferowano do ciała kobiety jednego tylko człowieczka?
JUSTYN
Gdyby człowieka udało się wytworzyć sterylnie, laboratoryjnie i bezpiecznie; gdyby wyeliminowano wszelkie ryzyko pomyłki; nawet gdyby w trakcie procederu in vitro nikt nie ginął – i tak byłby on niegodny.
SZYMON
(cytuje z pewnym przekąsem [ale zapamiętał i wiernie powtarza!])
„Każdy człowiek ma prawo począć się w naturalny sposób w kochającym się sakramentalnym małżeństwie.
Nie ma czegoś takiego jak «prawo do bycia ojcem» czy «prawo do bycia matką». To jest dar, a nie przywilej”.
SCENA 31.
PRZEBITKA: pojemniki z ciekłym azotem liczne [→ matrix killing fields]
JUSTYN (V.O.)
Ośrodki warunkowania, panowie życia i śmierci, ludzie w kanistrach – to widać i o tym powszechnie wiadomo. Ale pańska działalność przynosi też mniej widzialne, a złowieszcze skutki.
Czy wie pan, ile dzieci z in vitro rodzice porzucają? Ile trafia do domów dziecka? To się próbuje przemilczać.
Przebitka: dzieci w domu dziecka za szybą, patrzą tęsknie w przestrzeń; krople deszczu.
SZYMON
Z in vitro częściej rodzą się wieloraczki. Niektórych to przerasta...
JUSTYN
Zacytuję panu: „To są biologicznie zdrowe dzieci, śliczne, wesołe, uśmiechnięte... Jedyne, czego im brak, to miłość rodzicielska”.
To nie kryzys – to rezultat traktowania człowieka jak towaru, który można sobie zamówić.
Czasem taki rodzic budzi się jednak do rzeczywistości. I zamiera.
RETROSCENA 31.
Mail na ekranie; twarz kobiety mówiącej; matka i ojciec – oboje ze śladami łez na twarzy; mają przed sobą wózek dwuosobowy, ale siedzi w nim tylko jedno dziecko. Obok puste miejsce.
MATKA I OJCIEC OPAMIĘTANI
Raz w roku opłacamy pobyt naszych dzieci zamrażarce. Do tej pory nie myśleliśmy o nich dużo. Teraz jesteśmy pewni, że trzeba to jakoś rozwiązać. Wracamy do kliniki.
SCENA 33. PRZY BIURKU W KLINICE. Uśmiechnięta pani w białym fartuchu obecna.
Zbliżenie na pióro. Podpsywanie dokumentu o przekazaniu dzieci obcym ludziom.
MATKA I OJCIEC OPAMIĘTANI
Podpisujemy oświadczenie o przekazaniu zarodków innej parze. W sterylnym, białym pokoju, w obecności uśmiechniętej pani, oddajemy nasze dzieci i nie mamy żadnej możliwości, by zapewnić im bezpieczeństwo.
KONIEC SCENY. POWRÓT.
JUSTYN
I tym sposobem powstaje niesprawiedliwość nie do naprawienia.
SZYMON
O wszystkich negatywnych konsekwencjach in vitro wiem.
Ale w zasadniczej sprawie mamy odmienne zdanie: według mnie człowiek ma prawo do dziecka.
JUSTYN
To znaczy, że jeśli mi go brakuje, mam prawo Komuś je porwać?
SZYMON
Choćby nie wiem jak się pan starał, nie przekona mnie pan. A ja nadal będę robił to, co robię.
Zaczyna wiać mocny wiatr. Burzowe chmury już nad domem. Grzmoty słychać wyraźnie.
JUSTYN
Na tym moglibyśmy zakończyć nasze spotkanie... Gdyby nie to, że mam do pana jeszcze jedno, ostatnie pytanie, dla mnie chyba najważniejsze.
„czy zna pan tę kobietę?” + końcowa walka
SZYMON
(spokojny)
Słucham z ciekawością.
SZYMON zapala papierosa. Zbliżenie: zapalniczka i koniec papierosa
JUSTYN wyciąga z teczki zdjęcie (około dwudziestopięcioletniej kobiety – widać, że smutna); trzyma w rękach pokazując SZYMONowi.
JUSTYN
Czy zna pan tę kobietę?
SZYMON spogląda na fotografię, podnosi oczy i patrzy na Justyna; bierze od niego zdjęcie, po czym dosyć wolno kręci przecząco głową. Oddaje zdjęcie i mówi powoli, zaintrygowany:
SZYMON
(powoli, zaintrygowany)
Nie.
JUSTYN odkłada zdjęcie na stolik. Pokazuje kolejne foto: tym razem dziewczyny kilkunastoletniej – zadumanej.
JUSTYN
A tę dziewczynę?
Podaje SZYMON zdjęcie do ręki; SZYMON bierze foto, patrzy.
SZYMON
(tonem lekkiego zastanowienia)
Nie, nie...
Oddaje JUSTYNowi zdjęcie; ten kładzie je na poprzednim zdjęciu zakrywając je w znacznej części.
JUSTYN pokazuje SZYMONowi jeszcze jedno zdjęcie – kilkuletniej dziewczynki – roześmianej.
JUSTYN
A to dziecko?
SZYMON bierze foto do ręki, ogląda.
SZYMON
Też nie...
Widzi pan, mam do czynienia z tyloma dziećmi...
(uśmiech)
Skąd miałbym znać właśnie to?
JUSTYN wyjmuje foto z ręki SZYMONa, dość gwałtownie (zdałoby się, że wyrywa), jakby nagle wewnętrznie poruszony jego słowami.
JUSTYN
Bo powołał je pan do życia.
To jedna i ta sama osoba.
Moja żona. A właściwie matka naszego dziecka – Justyna.
Jest dzieckiem in vitro.
Wyszła, by tak rzec, spod pańskich rąk.
(chwila przerwy)
I również z pańskiej ręki zginęła.
SZYMON unosi pytająco brwi.
JUSTYN
Skoczyła z mostu.
SZYMON
Ale co ja mam z tym wspólnego?
JUSTYN
(jakby nie zwracając uwagi na słowa SZYMONa)
Wie pan, co mówiła, zanim się zabiła?
JUSTYN podchodzi do okna – na zewnątrz już ciemno; tylko blask lamp i latarni oświetlających ogród. Jawi mu się (wyłania się z głębi obrazu) Justyna, która wyciąga rękę do szyby – ale szyba stanowi granicę – jak w więzieniu. JUSTYN wyciąga rękę i przykłada do ręki JUSTYNY.
JUSTYNA
Kocham cię, ale muszę odejść. Nie mogę tego znieść...
JUSTYNA odsuwa rękę i ginie w mroku.
JUSTYN odwraca się do SZYMONA.
JUSTYN
Nie rozumiałem, że przez „odejście” rozumiała samobójstwo.
SZYMON
Nadal nie pojmuję. Dlaczego się zabiła?
JUSTYN
Nie mogła żyć ze świadomością, że żyje z własnym bratem.
SZYMON
(wyraz zupełnego osłupienia na twarzy)
JUSTYN
(z naciskiem)
Moja żona nie była moją żoną.
SZYMON
(wyraz jeszcze większego osłupienia na twarzy)
JUSTYN
Nie mogła nią zostać.
Była moją siostrą.
SZYMON
Jak to możliwe?
JUSTYN bierze ze stołu lewą ręką leżącą na nim sześćdziesięciościenną kostkę [do planszowych gier RPG] w kolorze szarego kamienia, zaczyna obracać ją w palcach.
JUSTYN
Dziwne, że pyta o to pan – zatwardziały invitrowiec.
SZYMON
Komuś pomieszał się materiał biologiczny?
JUSTYN
Nic podobnego. To było celowe działanie.
SZYMON
Jak pan się o tym dowiedział?
JUSTYN
Narodził nam się syn.
Okazało się, że cierpi na anemię sierpowatą.
RETROSCENA. TATRY. REPRISE.
BOGUŚ
A wy – skąd się wzięliście?
Duże zbliżenie:
JUSTYN i JUSTYNA patrzą na siebie jakby lekko zaskoczeni, na ich twarzach rysuje się zakłopotanie.
Plan pełny
BOGUŚ idzie dalej, patrzy na rodziców pytająco.
Zbliżenie: żółty szlak na kamieniu.
But BOGUSIA. BOGUŚ potyka się.
Plan pełny
JUSTYN podtrzymuje BOGUSIA; ten przelewa mu się przez ręce; JUSTYN przyklęka; trzyma BOGUSIA na rękach.
Półzbliżenie
JUSTYN
Co ci jest, synku?
BOGUŚ
Nie wiem, tato. Boli mnie... Strasznie boli...
JUSTYN
Gdzie?
BOGUŚ wskazuje na klatkę piersiową.
BOGUŚ
Tu.
(wskazuje na brzuch)
I tu.
JUSTYN
Gniecie czy kłuje?
BOGUŚ
(słabszym głosem)
Gniecie...
JUSTYN
Od dawna cię boli?
Półzbliżenie, POV JUSTYNA
BOGUŚ
Dopiero teraz za...
BOGUŚ traci przytomność, głowa opada na ramię JUSTYNA.
JUSTYN
(do JUSTYNY)
Dzwoń po pomoc!
JUSTYNA wyciąga telefon.
Detal
pasek zasięgu – żadnej kreski
JUSTYNA (V.O.)
(zawód w głosie)
Nie ma zasięgu!
Półzbliżenie
JUSTYN z BOGUSIEM na rękach wstaje i szybkim krokiem zawraca szlakiem
JUSTYN
Próbuj dalej! Ruszamy!
JUSTYNA rusza za nimi, co chwilę sprawdza telefon.
Detal
pasek zasięgu – dwie kreski
POV: BOGUŚ
BOGUŚ jest półprzytomny, widok zza otwieranych i zamykanych na przemian powiek
JUSTYNA (V.O.)
(nieco przytłumiony, ale zrozumiały)
Jest!
BOGUŚ POV: powieki zamykają się; ciężki oddech, bicie serca BOGUSIA
SCENA 4. PLENER. MNICH. DZIEŃ
Plan pełny
ciężki oddech, bicie serca SZYMONA, tętno podwyższone, ale miarowe
SZYMON słyszy helikopter (nie widzi go); zatrzymuje się na ścianie.
Zbliżenie
Widok z kamerki SZYMONa (już wszedł trochę wyżej, więc odpowiedni wyciąg, ile czasu trwa wejście tam?\);
SZYMON
(komentarz żartobliwy do kamerki, która wodzi wzrokiem za helikopterem, nawet nie do żadnego człowieka:)
O, przylecieli nas filmować! [humor]
Plan ogólny
Helikopter mija SZYMONa, leci dalej; nie krąży wokół Mnicha, ale leci prosto
BOGUŚ POV
znów otwiera na chwilę oczy
Dźwięk: dźwięk śmigła i ciężki oddech BOGUSIA.
Widać podbrzusze helikoptera. Helikopter zniża się, będzie lądował.
Powieki BOGUSIA zamykają się. FADE OUT to white
SZYMON
To straszliwa i podstępna choroba.
JUSTYN
Z początku przeraziliśmy się objawami. I dzień w dzień zadawaliśmy sobie pytanie...
RETROSCENA 33. WNĘTRZE. DOM NOWAKÓW. NOC.
JUSTYNA
(zrozpaczona)
Dlaczego on jest chory?
JUSTYN przytula JUSTYNĘ.
KONIEC. POWRÓT.
JUSTYN
Był pan kiedyś na Islandii?
SZYMON
Tak.
(w pewnym zamyśleniu, ale i z dumą:)
Gdzie ja nie byłem!?... [humor]
JUSTYN
Wie pan, że normą jest tam badanie, czy osoby zamierzające zawrzeć małżeństwo nie są ze sobą spokrewnione. Mieszkańców Islandii nie jest w końcu tak wielu.
Poszliśmy tym tropem.
SZYMON
I okazało się...?
JUSTYN
Zarówno rodzice Justyny jak i moi milczeli na temat naszego pochodzenia. Zmarli jeszcze przed naszym ślubem.
Byliśmy sierotami.
Gdy ujawniła się choroba Bogusia, nasze babcie – jakby się umówiły – znalazły dokumentację medyczną. Rodzice skrzętnie ją poukrywali.
RETROSCENA 34. WNĘTRZE. STRYCH. DZIEŃ.
Światło wpada przez okna w dachu.
Babcia na strychu, szpera w skrzyni, wyjmuje wydrukowane kartki.
JUSTYN (V.O.)
Prawda o moim pochodzeniu pomogła mi zrozumieć wiele z mojego życia.
Justyna reagowała bardziej emocjonalnie...
RETROSCENA 35. WNĘTRZE. DOM NOWAKÓW. NOC.
JUSTYNA
(kolejno: wściekła (uderza pięściami w stół), ze łzami w oczach, bezsilna)
Dlaczego nam nie powiedzieli?
Zażyczyli nas sobie! Moja matka – chciała mieć dziecko, chciała je samotnie wychowywać – dostała, czego chciała.
Wcale się nie prosiłam, żeby mieć za rodzeństwo setkę nieznajomych i nie mieć kontaktu z ojcem! [czyli wiemy, że z cudzego nasienia]
KONIEC RETROSCENY. POWRÓT.
JUSTYN
Potem jeszcze tylko testy DNA...
PRZEBITKA – RETROSCENA 36. WNĘTRZE. LABORATORIUM.
Wirówka do próbek dna. Światełka. Ręce.
POWRÓT
JUSTYN
...i już wiedzieliśmy, dlaczego Boguś jest chory. Czysta genetyka. Nieświadome kazirodztwo. Dziecko z nieuleczalną chorobą. Boguś umarł na moich rękach...
Justyna obwiniała się o śmierć naszego synka...
Pan, jako laborant łączący komórki, które dały początek naszemu życiu, ponosi za to wszystko współodpowiedzialność.
SZYMON
(jak entomolog)
Jako pański współtwórca – można by mnie poniekąd nazwać pańskim ojcem – bardzo się cieszę z naszego spotkania. Historia pańskiego życia jest dla mnie fascynująca. Gdyby...
JUSTYN
Katolicka nauka moralna jest bardzo prosta i rzetelna. Zamiast gdybologii – co by było, gdyby? – mamy zasady: pewnych czynów nie wolno się dopuszczać – niezależnie od spodziewanych korzyści – i tyle.
Śmierć mojej siostry, śmierć Bogusia – zamrożenie naszego rodzeństwa – wydał pan wyrok nie tylko na nich.
SZYMON
(z pewnym rozbawieniem, choć i zaintrygowaniem)
Na kogo jeszcze?
JUSTYN siada z powrotem na swoim miejscu, odkłada kostkę, chowa do teczki inhalator; wyjmuje z teczki rewolwer, trzyma go na razie pod stołem; widzimy rewolwer z profilu; SZYMON jeszcze go nie widzi.
JUSTYN
Na siebie.
[zagrożenie życia; wyciąga broń; W 87% filmu; w praktyce ok. 90%, bo napisy końcowe i scena po napisach]
SZYMON
(autentycznie zdumiony)
To chyba jakiś żart.
JUSTYN
To pan uczynił się władcą życia Justyny i mojego.
To pan zabił i zamroził nasze rodzeństwo.
To przez pana umarł nasz syn.
To pan ponosi główną winę za śmierć mojej siostry.
Pan stanowi zagrożenie publiczne.
SZYMON
(z przekąsem)
Co zamierza pan z tym zrobić?
JUSTYN
Myślałem nad tym, żeby pana zabić.
SZYMON
(śmiech)
Nie mówi pan poważnie!
JUSTYN
(śmiertelnie poważnie)
Śmiertelnie poważnie.
Śmiech SZYMONA powoli gaśnie.
SZYMON
(jeszcze nie wierzy w to, co przed chwilą usłyszał)
Chce mnie pan zabić? Doprawdy? Jakim sposobem?
(żartobliwie, ale i rzeczowo:)
Trucizna byłaby najłatwiejsza. [humor]
JUSTYN
To zbyt proste.
Może zrobię z panem to, co pan robi z bardzo małymi ludźmi: wsadzę pana do zamrażarki albo poddam eksperymentom: poćwiartuję i podpalę...
Ale ze względów praktycznych może pana po prostu zastrzelę.
JUSTYN wyciąga broń. JUSTYN opiera rewolwer na stole, cały czas trzymając broń w ręku.
SZYMON
(z pewnym przekąsem)
No, tego to się nie spodziewałem. Ledwie co wpuściłem do domu? Kogo? Myślałem, że dziennikarza.
Ale pan blefuje? To straszak, prawda?
JUSTYN szybko podnosi pistolet i strzela w zdjęcie rodzinne SZYMONA. [Burzenie „szczęścia rodzinnego”]. Zbliżenie, slo-mo (zwolnione tempo): Szklana ramka rozpryskuje się, kula przebija środek czoła SZYMONA.
SZYMON próbuje zachować równowagę i mierzy oczami JUSTYNa; szuka swojej szansy; jest wysportowany (chciałby oszukać śmierć); zmiana głosu zauważalna.
SZYMON
(stara się mówić spokojnie, jak negocjator)
A może zamiast mnie zabijać spróbuje mnie pan pobić na innym polu?
JUSTYN
Jakim?
SZYMON
Medialnym. Prawnym. Przed opinią publiczną. Niech pan wystąpi w telewizji i przekona widzów, że to, co pan głosi, jest prawdą.
JUSTYN
(z sarkastycznym, pełnym politowania uśmiechem)
Jak pan myśli – po czyjej stronie staną: państwo i jego sądy, media i opinia publiczna?
Sam pan chyba nie wierzy w to, co mówi?
Pobić pana na polu medialnym? Przecież te dziennikarzyki przekręcą każde moje słowo, wytną to, co niewygodne, zmanipulują – a co gorsza: przyklasną im ci, którym wmówiono, że nic i nigdy nie uzasadnia użycia przemocy.
Zdumiewają mnie ci katolicy, którzy twierdzą, że nie można karać morderców śmiercią. Mówią: „Nie możemy być tacy sami jak oni”. Dali się omamić: nie widzą różnicy między niesprawiedliwą śmiercią niewinnego nienarodzonego człowieka, a sprawiedliwością wymierzoną zdolnemu ponosić odpowiedzialność człowiekowi, który ma niewinną krew na rękach.
Pokonać pana przed sądem? Przecież takich jak pan przepisy państwowe i jego funkcjonariusze chronią.
Opinia publiczna? Ta sama, która daje się wodzić za nos bandzie sprytnych medialnych manipulatorów? Ta sama opinia publiczna, której wmówiono, że dzieci w beczkach to skandal, a dzieci w pojemnikach z ciekłym azotem to coś normalnego?
Chwila przerwy.
JUSTYN
Przecież nawet rodzice dzieci z in vitro zdają sobie sprawę, że ich zamrożone potomstwo to ludzie.
SZYMON
Jak zatem wyjaśni pan to, że jednak porzucają je i traktują przedmiotowo?
JUSTYN
Pan i jemu podobni wmawiacie im, że mają do tego prawo. Spełnić siebie, spełnić swoje marzenia – za wszelką cenę...
SZYMON
„Spełniamy marzenia” – to hasło mojej firmy.
JUSTYN
Marzenia, mrzonki – a nie nauka. W sukurs idą wam arbitralne decyzje administracyjne sprzeczne z ustaleniami medycznymi.
Tak jak w sprawie „śmierci mózgowej”: nauka przestaje się liczyć, a ludzie stają się przedmiotem sądowej rozgrywki.
Niech mi pan szczerze powie: jak pański syn ma się czuć bezpiecznie, skoro na jego oczach dyskutuje się, czy jego młodsi koledzy i koleżanki, krewni, znajomi, przyjaciele, potencjalni małżonkowie – mają prawo do godnego poczęcia i do życia?
RETROSCENA 33. SALA OPERACYJNA. KONSYLIUM LEKARSKIE
paralela
Zamglony widok
Człowiek w probówce POV
Widok FPP z probówki; CZŁOWIEK widzi, co z nim robią; opisy jak przy śmierci klinicznej – ludzie do zamordowania/transplantacji/organ harvesting; co słyszy dziecko?, rozmowa laborantów → NAPISY PO POLSKU, bo dziecko nie słyszy tego, co mówią, ale JEST jako równoprawny człowiek
Texty laborantów jako podpisy.\co mówią?\
KONIEC RETROSCENY. POWRÓT.
SZYMON
Kim pan jest, żeby mnie rozliczać?
Gdzie pan był, kiedy tworzyłem historię medycyny?
Ja wychowałem setki ludzi i nauczyłem ich mojego fachu. Ja dowodzę umysłami setek, tysięcy, milijonów!
Ja pana zgniotę jak robaka!
Kto dał panu prawo czynić się oskarżycielem, sędzią i katem w jednej osobie?
JUSTYN
Ksiądz powiedział mi tak: „Synu, to jest wojna. Weź w niej udział w niej jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa”. Dlatego będę was zwalczał.
SZYMON
Akwinata mówi, że do rozpoczęcia słusznej nawet wojny potrzeba realnej możliwości zwycięstwa. Ocenił pan swoje szanse?
JUSTYN
Jeśli pana powstrzymam, nigdy nie skrzywdzi pan już żadnego człowieka.
SZYMON
Przecież gdzieś pan pracuje...
JUSTYN
Moje zajęcie pozwala mi zarabiać w dowolnym miejscu na świecie. W dodatku pracuję w zgodzie z moim powołaniem. Pan Bóg jest łaskawy a miłościwy.
Tylko że nie pracuję dla korporacji. Szukam zleceniodawców o czystych rękach.
SZYMON
(z przekąsem)
Nie jest pewnie łatwo...?
JUSTYN
Władcy korpoludków finansują mrożenie komórek jajowych swoich pracownic – po to, aby maksymalnie wykorzystać je przed czterdziestką – a jak zawodowo już się wypalą, zafundować im in vitro.
SZYMON
Jest pan szalenie konsekwentny.
JUSTYN
Od lat unikam podatków. Nie chcę, aby choć grosz z mojej kieszeni posłużył wrogom Boga i ludzkości do walki z człowiekiem – czy to pod postacią finansowanej z podatków aborcji, in vitro, czy antykoncepcji.
A tam, gdzie mogę, osobiście przeciwstawię się zbrodni.
SZYMON
Pan jest błędnym rycerzem.
JUSTYN
Nie. Jestem po prostu człowiekiem, który obowiązek obrony najsłabszych bierze naprawdę poważnie.
Na was argumenty rozumowe nie działają, więc trzeba do was przemówić inaczej.
Wielokrotnie i na różne sposoby ostrzegano was, żebyście przestali robić to, co robicie. Czy okazało się to skuteczne? Ma pan niewinną krew na rękach. I pan się nie zmieni. Dalej będzie pan robił to samo.
SZYMON
Uwierzyłby mi pan, gdybym powiedział teraz, że już, teraz, od zaraz przestaję zajmować się dziełem mojego życia?
JUSTYN waży pistolet w ręku (iustitia – waga w ręku).
Ważąca perły Vermeera za plecami SZYMONa.
JUSTYN
Nie.
SZYMON
I słusznie.
Nie jest pan naiwny. Nie jest pan wariatem. Pan pewnie naprawdę uważa się za rycerza. Może więc stoczymy rycerski pojedynek na śmierć i życie?
JUSTYN
Od kiedy to walczy pan po rycersku?
SZYMON
Rozumiem. Proponuję zatem negocjacje.
Chce pan odebrać mi życie. Mogę w zamian coś zaoferować.
JUSTYN
(uśmiecha się; SZYMON bierze to przez chwilę za dobrą monetę)
Cóż takiego?
SZYMON
Pieniądze.
Rozgłos i popularność.
To wszystko będzie pańskie.
(z lekkim uśmiechem, trochę spokojniej) Może pana to zdziwi, ale jeszcze nie sporządziłem testamentu. Uczynię pana swoim dziedzicem...
Będzie pan ustawiony do końca życia.
JUSTYN uśmiecha się z politowaniem.
(chwila przerwy)
SZYMON
(z coraz większym przejęciem i przekonaniem o swojej wyjątkowości)
Mam wpływy!
Jestem pionierem in vitro za żelazną kurtyną! To do mnie przyjeżdżali jak do Mekki ludzie ze wschodu i z zachodu!
Nie zastanawia pana, że ludzie u władzy się wymieniają, a ja trwam? Chyba nie wydaje się panu, że mógłbym rozkręcić mój interes bez patronatu służb specjalnych?
Pan nie wie, na co się porywa!
(dyszy, ale uspokaja się nieco)
JUSTYN
(spokojnie)
Długo zastanawiałem się nad tym, co mógłbym panu odebrać.
Mienie? Śmieszne. Środków do życia mi nie brakuje.
Sławę? Przecież uwielbiają pana miliony.
Zdrowie? Strzelano już dzieciobójcom w ręce, żeby nie mogli dalej mordować. Czasami skutecznie.
Trzeba czegoś więcej.
SZYMON
Czego pan chce?
JUSTYN
Tylko sprawiedliwości. Dlatego musi pan zginąć.
SZYMON
(bardziej już przerażony)
Lotta zaraz wróci i zadzwoni na policję!
JUSTYN [wargrave]
Nie wydaje mi się. Raczej z radością powita pańską śmierć.
SZYMON
(zaczyna się bać nie na żarty [i podejrzewa, że JUSTYN coś wie na temat sytuacji z LOTTĄ])
Pan jednak jest wariatem.
JUSTYN
Bynajmniej.
Jeśli pozostawię pana przy życiu – gdy tylko stąd wyjdę, wykonuje pan jeden telefon i rzucają się na mnie jak psy gończe. A pan dalej robi to, do czego nie ma prawa: tworzy i zabija dzieci.
(chwyta rewolwer i kieruje w stronę SZYMONA; zdecydowanie i głośno:)
Idziemy na zewnątrz!
SZYMON
Co pan...?
JUSTYN
Powiedziałem: na zewnątrz!
Pan przodem.
Obejrzymy pańskie róże!
SCENA 35. PLENER. RÓŻE. WIECZÓR (CIEMNOŚĆ).
W świetle księżyca. Silny wiatr.
SZYMON i JUSTYN dochodzą do róż.
JUSTYN
Stać!
JUSTYN patrzy z ciekawością na łan róż.
JUSTYN
Rzeczywiście, piękne kwiaty.
Trzeba będzie trochę je okopać.
Wskazuje palcem lewej ręki wbity w ziemię szpadel.
JUSTYN
Szpadel w dłoń!
Kopać!
Zacznie pan od tej.
Wskazuje ręką najdorodniejszą, rosnącą nieco w oddaleniu od innych, różową.
SZYMON
Mam zniszczyć moją ukochaną różę?
JUSTYN
Nie żałuje pan tysięcy istnień ludzkich, a szkoda panu kwiatu?
Kopać!
SZYMON zaczyna kopać.
[róże na torfowisku]
W pewnym momencie muzyka: zgrzyt. Grzmot i piorun uderza w dom – wewnątrz gasną światła. [piorunochron nie pomógł] Gasną też światła ogrodowe. Deszcz już kropi.
Widać fragment czegoś bielejącego w ziemi.
SZYMON kopie wolniej, jakby się wahał.
SZYMON kaleczy się drzazgą, ma krew na rękach.
JUSTYN
Pan wie, co to jest...
SZYMON przestaje kopać.
JUSTYN
Pan wie, kto to jest...
SZYMON puszcza szpadel, który głucho pada na ziemię.
JUSTYN
Pan stoi nad grobem...
Kawałek ziemi osuwa się ujawniając szkielety bardzo małych dzieci.
SZYMON patrzy na szkielety pustym wzrokiem.
Zbliżenie: Szkielety dzieci odziewają się w pokrwawione ciała, na prześwitującej w tle ziemi pojawiają się przyrządy, którymi je mordowano.
JUSTYN odwodzi kurek rewolweru.
JUSTYN
Na kolana!
SZYMON osuwa się na kolana.
SZYMON
To nie ja! To mój ojciec! To on zakopywał te dzieci!
JUSTYN
Co to za dzieci?
SZYMON
Te, które abortował w swoim gabinecie na górze!
(panicznie przerażonym głosem)
Ale ja zawsze byłem w porządku! Lege artis.
JUSTYN podchodzi do SZYMONA, celuje mu z rewolweru w środek czoła.
SZYMON
(błagalnym głosem)
Ostatni telefon...
JUSTYN
A dzieciom, które tworzyłeś i mordowałeś, dałeś prawo do telefonu?
(chwila przerwy; JUSTYN odsuwa rewolwer, wciąż trzyma SZYMONA na muszce)
Wstawaj! Idziemy dzwonić!
Trzęsący się SZYMON wstaje i chwiejnym, choć z chwili na chwilę coraz pewniejszym krokiem idzie w stronę domu – za nim JUSTYN. Drogę w pozbawionym światła domu JUSTYN oświetla latarką w swoim telefonie.
W kominku się pali. JUSTYN odpala świecę chrzcielną SZYMONa od kawałka drewna z kominka. JUSTYN zapaloną świecę – niczym znicz dla Justyny – stawia koło jej zdjęcia.
JUSTYN bierze ze stołu telefon SZYMONA. SZYMON stoi. JUSTYN cały czas trzyma go na muszce i patrzy na ekran telefonu. JUSTYN wchodzi do "Kontaktów" w telefonie.
JUSTYN
Który numer wybrać?
SZYMON
Ten.
JUSTYN wciska numer i podaje telefon SZYMONOWI.
ANONIMOWY GŁOS ZE SŁUCHAWKI
The number you are currently trying to reach is unavailable. Please try again later.
[nawet nie po polsku]
SZYMON
Nie odbiera...
JUSTYN
Dostałeś swoją szansę.
SZYMON odkłada telefon na stół koło dyktafonu.
SZYMON
Nie zrobisz mi tego – jako dzieło moich rąk... [obywatel kane]
JUSTYN
Jako dzieło twoich rąk. Tak, to prawda: Jesteś moim ojcem.
SZYMON
Wiem, już to mówiłeś.
JUSTYN
(z naciskiem, bardziej stwierdza niż pyta:)
Rozumiesz?, co do ciebie mówię:
JESTEŚ MOIM GENETYCZNYM OJCEM.
Błyskawica rozdziera niebo.
SZYMON
(z pewną rezygnacją w głosie)
Wiem...
RETROSCENA. Po polowaniu. Myśliwi przy ławach raczą się mięsem i alkoholami (hubertówką m.in.).
„SPOŁECZNY” OJCIEC JUSTYNA/PŁK WSI
[niech to sugerują np. odznaczenia]
...a ja nie mogę i nie mam czasu. Potrzebuję dziecka i to już. Rozumiesz... potrzebujemy możliwie najlepszego materiału genetycznego... Żeby nie trafił nam się jakiś down i żeby nie trzeba było usuwać.
SZYMON
(z uspokojającym, a jednocześnie szelmowskim uśmiechem)
Będziesz miał materiał genetyczny jak się patrzy – z najlepszego źródła!
KONIEC RETROSCENY
W tle cały czas błyska się i grzmi.
SZYMON
Kto cię tu przysłał?
JUSTYN
Widziałem dokumentację.
Nie mogłeś mieć dziecka w sposób naturalny, więc zapładniałeś klientki własną spermą!
Moją matkę też...
SZYMON
Nie zabijesz rodzonego ojca!
JUSTYN
Zrobię to, co mam zrobić.
SZYMON
A gdzie nadstawianie drugiego policzka?
JUSTYN
Nadstawiać drugi policzek mogę we własnym imieniu, jako Justyn Nowak.
Ale kimże ja jestem, by przebaczać w imieniu tych, których w niegodziwy sposób powołałeś do życia i zamordowałeś?
SZYMON
A ja się spodziewałem, że religia katolicka...
JUSTYN
Masz fałszywe pojęcie o religii katolickiej. To religia miłości. A miłość domaga się prawdy i obrony niewinnych.
Sam pomogłeś mi to sobie uświadomić: Nie jestem tu po to, aby mścić własne krzywdy. Jestem tu po to, by wymierzyć ci sprawiedliwość. I zapobiec kolejnym morderstwom.
Koniec z tobą!
JUSTYN podnosi rewolwer i celuje w głowę SZYMONA.
SZYMON
(błagalnie, ale z przekonaniem i wyjaśniająco)
Nie zabijaj mnie. Sam to zrobię. Odejdę na własnych zasadach.
JUSTYN
To droga prosto do piekła. Nie pozwalam! [inaczej niż sherlock holmes czy poirot, niezgoda na samobójstwo]
SZYMON
Jestem ochrzczony. Chcę się wyspowiadać...
JUSTYN
Tu potrzeba rachunku sumienia. A do tego trzeba mieć sumienie!
SZYMON robi rękami ruch jakby chciał się zasłonić.
SZYMON
Wezwij do mnie księdza... Proszę...
JUSTYN
Nie potrzeba.
SZYMON
Ty, prawdziwy katolik, odmawiasz mi spowiedzi? Nie wezwiesz księdza?
JUSTYN
Powiedziałem: "Nie potrzeba". Widzisz: ja jestem księdzem...
SZYMON
(po chwili milczenia; pozornie spokojniejszy)
\Mogłem się tego spodziewać.\ Pozwól mi spowiadać się ze świecą chrzcielną w ręku.
JUSTYN odkłada na chwilę rewolwer w zasięgu swojej ręki i podaje SZYMONowi świecę. Zbliżenie na rewolwer i na oczy Szymona (Good, Bad & Ugly). JUSTYN sięga do walizki\torby po sutanellę, komżę i stułę.
SZYMON w ułamku sekundy ciska świecę w JUSTYNa i rzuca się w kierunku czekana na ścianie – ten sam czekan co w Tatrach na początku. Świeca trafia JUSTYNa w twarz, a następnie ląduje na dywanie. JUSTYN wypuszcza rewolwer z ręki. Dywan zajmuje się ogniem.
SZYMON z czekanem staje nad JUSTYNem. Bierze zamach...
Grzmot i błysk.
Błyskawica zabija SZYMONa (czekan jako piorunochron).
Ujęcie na dyktafon. Właśnie skończył nagrywać – koniec pamięci. Widać napis w rodzaju: MEMORY FULL / albo czemu nie po polsku: PAMIĘĆ PEŁNA
JUSTYN pędzi do pokoju JUNIORA.
JUNIOR stoi przerażony w otwartych drzwiach swojego pokoju – z pozbawionym baterii ambulansem w opuszczonej ręce. „Sanki” już płoną. JUSTYN chwyta go na ręce i biegnie do wyjścia. Biegnie naprzeciw płomieni, które obejmują coraz to nowe obszary domu.
Przebiegają przez salon.
Odzywają się piski. JUSTYN rozgląda się w biegu. JUNIOR natarczywie i nerwowo pokazuje palcem na kredens [wie, że TRUSIA ma zwyczaj się za nim chować].
JUNIOR
Tam! Tam!
Jest! TRUSIA siedzi schowana za kredensem. TRUSIA popiskuje i kładzie uszy po sobie – do zewnątrz.
JUSTYN chwyta TRUSIĘ w drugą rękę i, dusząc się, biegnie do drzwi; wydostaje się na zewnątrz.
Lekko poparzony i całkowicie zmoczony JUSTYN otwiera auto. Wskazuje JUNIOROWI miejsce koło kierowcy. Wyjmuje TRUSIĘ zza poły marynarki. Wkłada TRUSIĘ do środka \do klatki\.
Zegar wybija pełną godzinę – 20.00.
JUSTYN nieco teatralnym gestem (na tyle, na ile pozwala sytuacja: pożar etc.) zamyka bramę pilotem – jakby wyłączał straszny film w telewizji [ale to, co się zdarzyło, zdarzyło się naprawdę]. Rozdział zamknięty. Nadal wieje mocny wiatr. Rzęsisty deszcz.
JUSTYN wsiada do auta. Rozpętuje się prawdziwe piekło. Burza i pioruny. Ulewa. [Justyn poniekąd zabiera dziecko lotcie – taka myśl: odbierać dzieci rozwodzącym się rodzicom i przekazywać pełnym rodzinom] [czy JUSTYN ma w samochodzie fotelik? sugestia: przyjechał wiedząc o wszystkim i planując uwiezienie brata; przyjechał z dwoma fotelikami, na różny rozmiar dziecka, bo nie wiedział, ile lat będzie miał ew. uratowany człowiek]
Z wnętrza samochodu JUSTYN widzi jak piorun trafia w drzewo SZYMONa. Drzewo zajmuje się ogniem i płonie w środku. [Drzewo JUNIORA zostaje nienaruszone.]
Dom płonie.
JUSTYN
(do JUNIORA, głosem pewnym)
Piotrze, jedziemy do domu.
Ujęcie: widać na tyle samochodu Justyna nalepki:
Nie krzywdź unborn child
Dziecko w drodze (Agnieszka Rydlewicz; http://wiwopowiwo.blogspot.com/2017/10/dziecko-w-drodze-projekt-naklejki-np-do.html)
MOTTO NA KONIEC
Którego łopata w ręku jego, a wyczyści bojewisko swoje i zgromadzi pszenicę swą do gumna, a plewy spali ogniem nieugaszonym.
Mt 3, 12
NAPISY KOŃCOWE:
Uwzględnijmy w nich napis:
ŻADEN CZŁOWIEK NIE UCIERPIAŁ W TRAKCIE REALIZACJI TEGO FILMU.
zakończenie – z synkiem za rękę
(może wakacje następnego roku, bo żniwa kończą się zwykle 15 viii)
SCENA 40. PLENER. POLNA DROGA. DZIEŃ.
Ranek.
JUSTYN idzie z JUNIOREM/PIOTREM za rękę polną drogą. [Reprise/Lustro sceny z początku: JUSTYN, a JUNIOR obok niego idą długą aleją w kierunku domu.] Obok – pole pszenicy, na którym pracują żeńcy. JUSTYN i PIOTR głaszczą kłosy rękami.
ŻNIWIARZE
(śpiewają)
...my się jeszcze obudzili
Byśmy Cię, Boże, chwalili.
JUSTYN i JUNIOR/PIOTR/PIOTRUŚ podchodzą do ŻNIWIARZY
JUSTYN
Braciszku, pozdrówmy braci w wierze!
JUNIOR/PIOTR
Szczęść Boże!
OSTATECZNY KONIEC
-----------------------------
Wirtualne Wydawnictwo WiWo szuka producenta i reżysera niniejszego scenariusza oraz osób, które byłyby gotowe wynagrodzić godziwą zapłatą tych, którzy przyczynili się do jego powstania. Zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy na adres
wirtualnewydawnictwowiwo[malpa]gmail.com
-----------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz