Bałwochwalstwo prawosławnych



Przy ulicy Puławskiej między Warszawą a Piasecznem rośnie (powoli, ale jednak) cerkiew prawosławna. Chociaż jest jeszcze na etapie budowy, widać już wyraźnie zarysowujące się kształty kopuł. Smutkiem napawa świadomość, że gdy kopuły te zostaną pomalowane na charakterystyczny złoty kolor lub inne typowe dla estetyki wschodniej jaskrawe barwy, krajobraz całej okolicy zmieni się bardzo na niekorzyść.
Trzeba pamiętać, że każda cerkiew to siedlisko wrogie cywilizacji łacińskiej. Nie mam złudzeń, że prawosławie jest tak samo wrogie Kościołowi Chrystusowemu jak islam. Wyznawcy jednego i drugiego cieszą się perspektywą upadku Zachodu. O politycznych przypadłościach prawosławia przyjdzie jeszcze napisać. Dzisiaj chciałbym wyjaśnić, dlaczego prawosławie jest tak obce cywilizacji rzymskiej.
Cały myk polega na sposobie rozumienia władzy i relacji jednostki do niej. To bowiem determinuje życie społeczne, a co za tym idzie: tworzy kontekst kulturowy. Prawosławie rozumiane jako świat bizantyński. Otóż w prawosławiu nie istnieje bezpośrednia relacja człowieka z Bogiem. Relacja ta jest przepuszczona przez pośrednika, swoistego nadczłowieka, człowieka-świętość – cara. Nazwa car jest tutaj umowna. Chodzi bowiem w praktyce o władcę jako takiego. To on jest pośrednikiem między człowiekiem (tym zwykłym, pospolitym) a Bogiem. Co Bóg zamierzył w stosunku do człowieka obwieszcza mu przez wyroki władzy, bo to władza, car jest jedynym źródłem, z którego tryska Boża wola. W praktyce nie jest ważne, co jest dobre, a co złe. Nieważne, co jest moralne, a co nie, gdyż jedynym źródłem oceny tego, co jest dobre, a co złe, co moralne, a co niemoralne, jest władca. Przez niego Bóg obwieszcza swą wolę, przez władcę Bóg spuszcza kary na lud lub obdarza go łaskami, przez władcę w końcu Bóg wyznacza całą moralność. Dla człowieka (z wyjątkiem władcy) nie ma znaczenia odgadnięcie woli Bożej, czy jakiekolwiek używanie rozumu w podejściu do wiary i decyzji o skutkach moralnych. Człowiek jest z tego zwolniony, bo za niego decyduje władca. To przez władcę manifestuje się wola Boża. Wszystko, co człowiek powinien, to powinien ślepo słuchać władzy. To dlatego Rosjanie – im bardziej ich władza ich gnębiła – tym wierniej do niej przylegali. Rewolucja komunistyczna wprowadziła pewien dysonans, lecz na krótko. Prawosławny szybko bowiem pojął, że nie jemu-maluczkiemu, rozstrzygać, gdy jeden władca zastępuje drugiego. Widać bowiem wolą Boga jest, by rządzili nami nawet tacy, co mówią, że Boga nie ma. Lecz i tak to przez nich przemawia Bóg. Ci, co mieli kłopot ze zrozumieniem, jak to możliwe, zostali zabici. Reszta pokochała nowych władców.
Władza nas zabija – Bóg nas karze. Widać ma za co, to my jesteśmy temu winni. Prawosławny jeszcze bardziej pokocha taką władzę. Skoro władza karze, to znaczy, że chce nas wyprostować, to dla naszego dobra. Skoro władza zdecydowała, że należy „zlikwidować” tyle a tyle osób, to znaczy, że tak ma być, że taka jest Prawda, w tym jest Dobro. Ten straszny fatalizm, a jednocześnie relatywizm moralny jest przecież tak charakterystyczny dla Rosjan, dla ich podejścia do życia i śmierci.
Myślę, że zrozumienie tego jakże odmiennego sposobu myślenia – nienormalnego dla nas, ludzi ze świata katolickiego – jest kluczem do zrozumienia prawosławnego, a Rosjanina w szczególności. Dla nich to, co my nazywamy wolnością, jest de facto utratą bożej busoli. To, co dla nas jest tyranią, dla nich jest zbawienną opieką. Car, pierwszy sekretarz, prezydent – nazwy się zmieniają, ale zabobonny stosunek do władzy tkwi w duszy prawosławnego. Bunt przeciwko władzy jest buntem przeciw Bogu. Władza świecka ujawnia nam wyroki Boga, jej więc podlegają wszyscy ludzie, bo wszystkich ludzi dotyczą wyroki Boga. Władcy świeckiemu podlega więc i władza kościelna. Władca zastępuje jej papieża. Prawosławny nie potrzebuje papieża, bo papieżem, wikariuszem Chrystusa jest car (pierwszy sekretarz, prezydent). Jest on święty, jest on pośrednikiem między rodzajem ludzkim a Bogiem. Bunt przeciw niemu jest buntem przeciw Bogu. Cerkiew prawosławna zawsze zatem uzna za grzech (grzech!!) każde nieposłuszeństwo przeciwko władcy, a widok popa całującego po rękach prezydenta jedynie ilustruje ten stosunek – stosunek bałwochwalczy. My tkwimy w Kościele Chrystusowym, w Kościele Prawdziwym. Wiemy, że ułomni ludzie Kościoła są jedynie sługami, strażnikami Prawdy. Prawosławny widzi Prawdę jako narzędzie w ręku uciekającego ludzkiej ocenie nad-człowieka, władcy. Z naszej łacińskiej perspektywy widzimy jak błąd ten, powstały wieki temu, będący spuścizną antycznego, pogańskiego rozumienia władzy, w wyniku zbiegu dziejowych wydarzeń przetrwał na Wschodzie i przemienił się w chrześcijańską wersję zabobonu. Ale czy możemy taką wiarę nazywać jeszcze chrześcijaństwem? Formalnie tak, Chrystus bowiem dla prawosławnych jest Bogiem, a Bóg jest Trójjedyny. Jednak kimże jest korona stworzenia dla Boga w rozumieniu prawosławnych? Czyż nie tą samą igraszką jaką był człowiek w ręku pogańskich bóstw? Nie. Wszak i prawosławny wie, że Bóg kocha i troszczy się o każdego, o jego zbawienie. Czyni jednak pośrednika z osoby władcy. Obraz Boga staje się w tej sytuacji obrazem władcy. Wszelkie pojęcia takie jak Dobro, Piękno, Prawda stają się względne. Ale znowu – względne w naszej, zachodniej percepcji. Dla prawosławnego są bowiem jak najbardziej uniwersalne, tyle że przekazuje nam je człowiek – pośrednik. Pośrednictwo to dla prawosławnego nie wpływa na uniwersalność tych pojęć. My, ludzie Zachodu gubimy się w tym momencie, gdyż kierujemy się naszą logiką. Dwie rzeczy wzajemnie sprzeczne zarządzone przez władzę są jedną i tą samą Prawdą objawioną przez Boga. Przy takim podejściu do sprawy nasza logika nie daje sobie rady. Z perspektywy prawosławnej świadczy to o ułomności tej logiki. Należy więc ją odrzucić, należy odrzucić zdrowy rozsądek i niezależność myślenia, która nas do niego prowadzi. W świecie prawosławnym nie liczy się rozum, myśl, niezależność intelektualna, wszystko to co pozwoliło tak pięknie rozkwitnąć cywilizacji łacińskiej. Nie zostają one odrzucone całkowicie, istnieją, lecz posiadają marginalne znaczenie. Nie może być inaczej, skoro wszystko, co potrzebujemy wiedzieć, wszystko, co nam Bóg pragnie objawić, przychodzi do nas przez czyny i wolę władcy.
I takie też jest przesłanie Zbrodni i kary. Książka ta nie jest – moim skromnym zdaniem – o miłosierdziu i o równości człowieka w oczach Boga. To straszna opowieść o tym, że władza jest Bogiem. Żaden bunt nie ma sensu, bo władza jest wszechwiedząca, bo władza wie o naszym nieposłuszeństwie gdy tylko o nim pomyślimy. Władza czyta w naszych myślach, władza w nieunikniony sposób nas osądzi i ukarze. Nie uciekniemy przed nią. Ale ukarze nie z zemsty, nie dla wyrównania krzywd, lecz by nas ratować, by nas naprostować. Władza nie potępia nikogo, ona nas kocha i chce naszego zbawienia. Żaden bunt przeciw władzy nie ma sensu. Bunt przeciw władzy jest bowiem buntem przeciw Bogu.

Tekst i zdjęcie:
Jerzy Juhanowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz