"Nie
cofajcie się ani o krok, ani o krok!"
– Pan
Kuna (to jest, ten, pardon,
Pan Łasica)
z
Pana
Ropucha
pana Antoniego Marianowicza
Skreślił
dwa słowa. Skreślił
czyli napisał?
Z
tytułu mianowania przez tak zwaną opinię publiczną (no bo
przecież że nie prywatną) redaktorem (przez niewielkie co prawda
"r", ale zawsze) przysługiwał mu tenże tytuł redaktora.
Redaktora Kaduka, żeby nie było wątpliwości – takie mu się
stety-niestety nolens
volens
nazwisko przytrafiło.
Jako redaktor, co się go nim zowie, miał w ręku nie lada narzędzie
– redaktorskie nożyce. Ciął, aż się kurzyło.
Temu
wyciął zakończonko.
Temu
wyciął począteczek.
Tamtym
wyciął komentarze. Za tym przepadał najbardziej.
Ciął
w każdej redakcji, w której go chętnie widywano. A że miał
gadane – z pisanym gorzej, bo się niemożebnie powtarzał – to
znajdował sobie niezliczone nisze. Był naprawdę szeroko znany w
nienajwęższych kręgach.
Każdy
średnio zorientowany Polak starający się być dobrym katolikiem
orientował
się już
po niedługiej chwili, że sławetny ryjdaktor jest z Wiarą na
bakier – zarówno w teorii, jak i w praktyce. Ponieważ
w kolędzie jest o tym, że ojce z piekieł (tj. z
limbus patrum)
Pan
Jezus wyprowadził,
to Nie Nazbyt Wielkiej Czci Godny p. Ryjdaktor wyprowadza stąd
wniosek, że piekło (tj. miejsce, do którego zostały strącone
diabły) jest zapewne puste. Nauka Kościoła zaś oraz świętego
Tomasza z zakonu kaznodziejskiego na temat wojny sprawiedliwej to
"filozoficzne dyrdymały". Takiego zwierzęcia jak wojna
sprawiedliwa nie ma – po prostu walimy jak najtężej i tyle, bo
kto działa zgodnie z wolą Bożą nie liczy się albo nie jesteśmy
w stanie tego stwierdzić. Tak to medialny mędrek jednym zdaniem
załatwia rzekome (jego zdaniem) dokonania niezgorszego
intelektualisty, do jakich Akwinatę ośmielilibyśmy
się zaliczyć.
Taki
to mózg i specjalysta z naszego złotoustego pana Ryjdaktora. Służby
nie są złe. Istota sprawy jest inna: Jak służby działać
niemoralnie przeciw nam, to źle. Jak służby działać niemoralnie
dla naszej korzyści, to dobrze. Aha,
pardon,
pomyłka: co to w ogóle za termin: "niemoralnie"?
Znowu wdaliśmy się w jakieś "filozoficzne dyrdymały"!
Aha,
naukowo udokumentowana \https://sisterlucytruth.org/\ podmiana
wizjonerki z Fatimy na wspierającą modernistyczną rewolucję
"siostrę Łucję" to zdaniem redaktorka wyssany z palca
temat na sezon ogórkowy; "czemu miałaby taka instalacja
podszywaczki służyć?". Wszystko to podlane sosem
wulgarno-płciowym ze wskazaniem na uśmieszek pana Ryjdaktora. Co za
błazen! Co za nieuk! Albo o uzasadnionych wątpliwościach
dotyczących tożsamości osoby podającej się od lat 60. za siostrę
Łucję nie wie – po co się zatem w tej sprawie stanowczo
wypowiada? Albo wie i lekceważy dowody – warto by sprawdzić,
dlaczego. Ale finałowe stwierdzenie podające w wątpliwość
istnienie jakiejkolwiek wyobrażalnej motywacji do wyeliminowania
prawdziwej siostry Łucji i podstawienia dublerki – to już
powalające! Człowiek, który zasłynął i nadal słynie z
propagowania wizji, w której teorie spiskowe mają istotne miejsce,
nagle konstatuje, że zamiana ortodoksyjnie katolickiej siostry
zakonnej na agresywną propagatorkę herezji właściwie nie mogła
nastąpić – bo i po co? O zjawisku "polityki kościelnej"
(wyrażenie robocze) też zapewne nie ma zielnego pojęcia. Red.
Kaduk się z Kościołem i rzeczywistością duchową po prostu nie
liczy. Pojawiające się w jego tfurczości motywy religijne to taki
sztafaż służący przymilaniu się tej części publiczności,
która Panem Bogiem wciąż się przejmuje – ale tak naprawdę
liczy się, czy nasz buldog przegryzie gardło wrogiemu buldogowi –
czy to pod dywanem, czy na nim.
Każdy
średnio rozgarnięty człowiek dostrzega, że pan Ryjdaktor – mimo
goszczącego na jego ustach półmefistofelesowskiego uśmieszku –
to nie jest człowiek poważny. Ci państwo, co go słuchają i
słuchają, też chyba poważni do końca nie są. Państwo poważni,
państwa poważne. Bawić się słowem, powtarzać się słowem,
słowem, za którym tak często nie stoi nic – ot, językowe
fajerwerki.
Lingwistyczne
dyrdymały. Jednak rzesze, słuchając go, wiele czyniły i rade go
słuchały. Miał bowiem gadane, ale o tym już mówiliśmy.
Ale
najgorsze jest co innego. Nawet
gdyby
ktoś pana
Ryjdaktora uświadomił,
gdyby wykazał mu – jemu osobiście – błędy... a może ktoś to
już usiłował uczynić? – idziemy o zakład, że NIE
ODNIESIE TO ŻADNEGO SKUTKU.
Nie spowoduje publicznego odwołania błędu – publicznego! –
czyli erraty
dokonanej w tej samej formie, w jakiej błąd został do wiadomości
podany. Trzeba bowiem produkować się, promować się, (na)dawać
kolejne filmiki, dostarczać przeżuwaczom kitu kitu do przeżuwania.
Kitować, aby żyć. I mieć z czego żyć. A poza tym pan Ryjdaktor
występuje jako autorytet, a publiczne przyznanie się do błędu i
wycofanie się z niego mogłoby zaszkodzić na ymydż. O nie, to się
po nim nie pokaże!
(Gdzie odpowiedzialność za słowo?).
Zapomnieliśmy
o ważnym aspekcie persony pana Ryjdaktora:
jak każdy szanujący się tzw. prawicowy mediastar
ma, oczywiście, "drugą żonę". Nie wypiera się tego,
nie ukrywa, ale też nie afiszuje z tym szczególnie. Inaczej niż
Rafałowicz
\http://wiwopowiwo.blogspot.com/2021/02/nieznajomi-zency-trz3j-panstwo.html\,
który – pisząc jedne z piękniejszych w historii języka
polskiego stanz
o miłości – dokładnie wtedy – swoje własne małżeństwo
poniewierał i deptał, a od lat gorączkowo szuka sobie w myśli,
mowie i uczynku usprawiedliwienia dla wyrządzanej Bogu i bliźniemu
niesprawiedliwości –
pardon:
"filozoficznej
dyrdymały". I do dziś się jej nie wstydzi. I z niej nie
wycofuje. I nie odwołuje.
A
pan Ryjdaktor – otwartym tekstem: cudzołoży, żyje w publicznym
grzechu. I co z tego? Już
się ustawił. Zresztą, świat to toleruje. Rad go słucha. Rad jego
słucha.
Tak
jak słuchał drapującego się na mędrca mędrka nazwiskiem
Rozwolniewicz, eutanasty. Sam się co prawda eutanować
nie zdążył,
ale innych, a owszem, zachęcał, dozwalał, propagował. Jak to tak?
Ano tak: najwyraźniej, bo inne wytłumaczenie trąciłoby
nieuprzejmością, redakcyjom odpowiadała wystarczająca część
poglądów profesora o rozwolnionym umyśle, by pozwolić
mu się produkować – dyskretnie unikając pytań o zagadnienia
"kontrowersyjne" tj. takie, w zakresie których plecie duby
smalone. No i oczywiście – bez tego pogrzeb byłby nieważny –
ceremonię pogrzebową urządzono "wybitnemu naukowcowi" w
świątyni modernistów, którzy przetrzymują i regularnie profanują
ciało świętego Ekumenisty ze Strachociny, antycypując niejako
uprawiane rok później ceremonie pogrzebowe praktyka i propagatora
morderstw na bardzo małych ludziach
\http://wiwopowiwo.blogspot.com/2020/07/zency-dwaj-stroz-brata-swego.html\,
którego życiowy proceder słowiczymi dźwiękami opiewał podający
się za kapłana katolickiego mężczyzna rezydujący na szkieletach
długobrodych niegdyś warszawskich kamedułów.
Ale
– jak już chyba wspominaliśmy – na moralność ("filozoficzne
dyrdymały") miejsca w wizji pana Ryjdaktora nie ma. Trzeba
poprzegryzać sobie gardła, stać najsilniejszym w stadzie. A jak
się nie uda? Na razie z uśmieszkiem wierzgamy, dopóki pozwalają,
a potem Opcja
Stroop?
Czołobitność wobec nowych władz, które wykazały swój tytuł do
sprawowania władzy drogą skuteczności?
Wygrały. Wywalczyły. Wyrwały. Panują. Nie ma im czego zarzucić,
bo "filozoficzne dyrdymały" krytyki nie wytrzymują.
Wykazały się. Efektywnością. Venerunt,
viderunt, vincit.
Sieg
heil!
Publicysta
niepoważny.
Facecjonista. It's
all lies... But it's entertaining lies! "No
ja to wszystko wiem...". Czemu go zatem słuchasz? "Bo
tak
ładnie/fajnie/barwnie/zajmująco/dowcipnie
opowiada".
Na takich nie masz siły.
A
co nasz złoty redaktor wycinał, by powrócić do tematu z
pierwszych akapitów?
We
współpracy z red. i wydawcą A.D. Remem z tygodnika "Wygodny
Wczas" ciachnął cenzorskimi nożycami to-to:
http://rediwiwo.blogspot.com/2021/11/zgadzam-sie-z-lewizna-nie-ma-czegos.html
Gdy
gościnne podwoje otworzyli dla niego sekciarze z pcv24,
bezlitośnie wywalił z sekcji komentarzy te zawierające cytaty z
nauki Kościoła na temat papiestwa i samego Siebie
– bo nie pasują
do wersji, w której pseudopapież Bergoglio/Ratzinger jest bez
wątpienia namiestnikiem Chrystusowym i prawowitym następcą
świętego Piotra.
Gdy
z kolei zagościł na łamach TrzymaczyTradycji.org, dostosował się
do panujących tam zwyczajów niekrytykowania wskazanych "gwiazdorów
sedewakantyzmu"
\http://wirtualnewydawnictwowiwo.blogspot.com/2018/09/idolologia.html\.
Gdy czytelnik nieopatrznie usiłował dowiedzieć się czegoś więcej
o roli ks. Karola McGuire'a w skandalu w szkole w Ohio
\https://web.archive.org/web/20160324152915/http://sggscandal.com/\,
pokazano mu środkowy przycisk myszki. Żeby
się – jak menu kontekstowe – zwijał, spadał, zmykał, nie
bruździł. Komentarz przepadł. I tak jak wcześniej mikoszewski redaktor każdy bez wyjątku komentarz żywo odnoszący się do
danego artykułu zamieszczał, ten po prostu przepadł w szczelinach
niepamięci. Cóż, czy można się spodziewać czegoś więcej po
osobach, które obraziły się na jednego ze swoich niegdysiejszych
idoli, bo nie przyszedł na pogrzeb innego idola (bo się na niego
obraził, bo ten go podobno obraził)? Kwestie
towarzyskie wygrały z dogmatycznymi; c'est
la vie!
Ale
poważne to to nie jest.
Aha,
cenny portal novusordowatch.org
\\https://wiwopowiwo.blogspot.com/2020/05/poscinki-pierwsze-1-bojazn-i-drzenie.html\\,
który dotychczas ustami Mariusza Derksena odpowiadał na literalnie
każdy kontakt – czy to w formie komentarza pod
tekstem czy też maila
– po padnięciu pytania o rolę ks. McGuire'a we wspomnianym
skandalu zamilkł. I
tyle.
Wygląda
na to, że każdy
z w/w ma
coś
SWOJEGO do ugrania. I
stosuje cenzurę.
(Wszystkie
nasze komentarze zamieścił bez wyjątku Gajowy
Marycha, trzeba mu to
przyznać. Co prawda naukę Kościoła na temat samego siebie i
papiestwa skwitował krótkim: "Nie przesadzajmy z tą
nieomylnością", ale czytelnikom uczciwie pozwolił zapoznać
się z ortodoksyjnym punktem widzenia. Niczego nie wyciął).
Przy
czym cenzura,
jak wiadomo
z nauczania
Kościoła (Grzegorz XVI się kłania!), dobra
i potrzebna
jest.
Co do zasady zasadna.
NIE MA WOLNOŚCI
DLA SŁOWA. NIE
MA WOLNOŚCI DLA DOWOLNOŚCI.
Dobry cenzor potrzebny od zaraz.
Nominalnie
katolickie organizacje nierzadko sprzeciwiają się cenzurze jako
takiej – bo zdarza się, że inni ocenzurują jakąś prawdę,
która akurat im się wymsknęła. Ale cenzura jako taka jest
pożądana – tylko należy domagać się, by cenzurowano to, co
cenzurować należy – nie zaś sprzeciwiać się cenzurze jako
takiej, bo akurat dziś umożliwiłoby/ułatwiłoby
mi to dotarcie do szerszej publiczności.
A
w ogóle to najpopularniejsza jest wulgarność. Najbardziej
dojmującą illustracją tego zjawiska są obrazki takie jak ten:
klient zakładu czeka na towar w pomieszczeniu razem z pracownikami,
którzy swobodnie strzelają do siebie seriami qrev i innych
podobnych. Centrum handlowe. Stoisko na środku korytarza/alejki/jak
to zwać? Dwóch pracowników – słyszanych na pewno przez
wszystkich, którzy ich mijają – bez żenady wymienia się
bluzgami na jakiś
temat.
Kobieta
(zresztą jakaś stylistka czy coś podobnego) do kobiety:
"Zajebiście wyglądasz". "I
(cytat
autentyczny, uliczny)
dzięki Bogu, qrva".
Bez
żenady. Chamki i Chamczycy.
Chamy
się nie hamują.
Poza
tym WSZYSCY
OGLĄDAJĄ.
Siła kultury popularnej. Power
of real. Reel power.
Błazenek w zoo. Zaraz, jaki błazenek? To Doris! To Nemo!
A
teraz powiemy
coś dumnego Państwu:
piszemy
do
netu, czyli do szuflady, tylko nie swojej,
a ogólnodostępnej.
Ale to my,
WiWo,
jako jedni z nielicznych
bronimy religii katolickiej i uczciwego poszukiwania prawdy,
Która Jest. I pamiętamy, że sztuka jest mniej lub więcej
dojrzałym widzeniem, w miarę jak sztukmistrz jest mniej lub więcej
dojrzałym Chrześcijaninem.
I
nie jest tak, że tak
czy inaczej jakoś to będzie, bo zawsze jakoś było.
Nie
– jakoś to nie będzie. Ma być dobrze, czyli po Bożemu.
Z
tymi słowy skreślił go z listy autorów poważnych. Skreślił to,
co red. Kaduk pisał.
Skreślił.
Nie dlatego, żeby się bał. Nie
dlatego, żeby nie przepadał. To
nie to. Skreślił, bo to nie była prawda.
Autor:
CNN
Redaktor:
Cypriana Niedowładny Naśladowca
Cenzor:
Sztukmistrz (po latach)
P.S.
A tak w ogóle to poważnym publicystą jest dziś w Polsce Jakub
Bożydar Wiśniewski \http://www.jakubw.com/\.