Ukraiński biskup prawosławny przyjęty do Kościoła katolickiego

Oświadczenie o przyjęciu do Kościoła katolickiego biskupa Jerzego Jurczyka z Doniecka na Ukrainie


Do chwili deklaracji wyrzeczenia się błędów i złożenia wyznania wiary dnia 24 października 2002 r. biskup Jerzy Jurczyk z Doniecka na Ukrainie był członkiem hierarchii ukraińskiego Kościoła prawosławnego. Przyjmując wiarę katolicką biskup Jurczyk zaznaczył, że pragnie stać się narzędziem Matki Bożej i pomóc w urzeczywistnieniu jej przesłania z Fatimy – zapowiedzi, że „Rosja się nawróci”. Jako prawosławny biskup Jurczyk obejmował władzą 55 kapłanów i 85 parafii; na razie nie wiadomo jednak, ilu pójdzie za jego przykładem.


2 lutego 2002 r., w uroczystość Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny, biskup Jerzy Jurczyk z ukraińskiego Kościoła prawosławnego poinformował mnie o żywionym od dawna zamiarze powrotu na łono Kościoła katolickiego (zaznaczając, że nie chodzi mu o Kościół Soboru Watykańskiego II).


W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy dokładnie badałem, czy biskup Jurczyk przyjmuje katolicką wiarę, szczególnie jej artykuły odrzucone przez schizmatycki Kościół prawosławny; kwestie następujące: papiestwo, jurysdykcyjny prymat papieża, papieska nieomylność, „Filioque” z credo nicejskiego (pochodzenie Ducha Świętego of Ojca I SYNA jako od jednego Tchnienia), dokonywaną w trakcie Mszy świętej słowami konsekracji (nie zaś epiklezy – wezwania Ducha Świętego) przemianę chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa; ponadto jego stanowisko w sprawie nauki Kościoła na temat czyśćca oraz Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (które prawosławni uznają, lecz nie formułują w wyraźny sposób).


Biskup Jurczyk udzielił odpowiedzi pisemnie oraz w obecności ks. Eugeniusza Risslinga, tradycyjnego kapłana katolickiego z Monachium w Niemczech – potwierdzając, że przyjmuje naukę Kościoła katolickiego, szczególnie jej artykuły odrzucane przez schizmatycki Kościół prawosławny.


Mając na względzie praktykę Kościoła katolickiego, który od zawsze przyjmował schizmatyckich duchownych (urodzonych i wychowanych w schizmie) z powrotem na łono Kościoła uznając ich święcenia za ważne, osobiście zbadałem z biskupem Jurczykiem istotne dla tej sprawy zagadnienia z zakresu teologii dogmatycznej oraz moralnej, jak również Kodeks Prawa Kanonicznego dla Katolików Obrządków Wschodnich.


W kontekście zaistniałej w Kościele katolickim nadzwyczajnej sytuacji – wakatu Stolicy Apostolskiej – oraz na podstawie kanonu 209, na mocy którego Kościół udziela jurysdykcji zastępczej w zakresie wewnętrznym i zewnętrznym, przyjąłem deklarację wyrzeczenia się błędów oraz wyznania wiary od biskupa Jerzego Jurczyka, uwolniłem go od więzów ekskomuniki i przywróciłem do wspólnoty wiernych.


Dan 24 października Roku Pańskiego 2002, w uroczystość świętego Rafała Archanioła


+ Mark Anthony Pivarunas, CMRI [Kongregacja Maryi Niepokalanej Królowej – przyp. tłum.]


Tłum. SV

MOJE BOJE Z TRADYCJĄ: Moje sedewakantystyczne wątpliwości




Mój romans z sede vacante

Poczytałem mało wiele na temat tez sedewakantystów. I zadałem w związku z nimi trochę pytań:

Czy prawdziwym papieżem był Pius XII, który zaakceptował i ogłosił modernistyczną reformę obrzędów Wielkiego Tygodnia?

Jak traktować tych kapłanów, o których wiemy, że są sedewakantystami „ukrytymi” – w kanonie Mszy nie wymieniają imienia papieża, ale nie mówią o wakacie stolicy Piotrowej publicznie? Czy godzi się uczestniczyć w sprawowanych przez nich Mszach świętych?

Skoro wprowadzony przez Pawła VI obrzęd święceń biskupich oraz kapłańskich jest nieważny, musimy sprawdzić każdego księdza z osobna: kto go wyświęcił (lub tylko usiłował wyświęcić) na kapłana i czy według tradycyjnej formuły? Czy uczestniczymy we Mszy świętej czy tylko w maskaradzie?

Jak można żyć łaską (?), autentycznie po katolicku (?) nie mając pewności co do tego, czy kiedykolwiek przyjęło się ważnie jakikolwiek sakrament? A zdawałoby się, że niektórzy tak żyją... A może najniezwyczajniej w świecie tkwią w okowach niezawinionej ignoracji?

O. Carl Pulvermacher miał kiedyś powiedzieć: „Gdy już nie będzie ważnie wyświęconych księży, wtedy [okupujący Watykan apostaci] pozwolą sprawować Mszę trydencką”. Cóż, ta teza tłumaczyłaby, dlaczego po (niemal doszczętnym) zniszczeniu kapłaństwa okupujący Watykan apostaci wzięli się za destrukcję małżeństwa: skoro (prawie) nie ma już ważnie sprawowanych sakramentów bierzmowania, Komunii świętej, spowiedzi, namaszczenia chorych i święceń – do zniszczenia zostały jeszcze tylko dwa: chrzest i małżeństwo. Z nimi sprawa trudniejsza, bo do ich udzielenia kapłan nie jest konieczny. Ale od czegoś trzeba zacząć. Wygląda na to, że zdecydowano się zacząć od małżeństwa.

Sursum corda! Jednym z przymiotów Pana Boga jest wszechmoc. Nie powinniśmy może zatem zbytnio gryźć się pytaniem o to, skąd weźmie się papież – i jak Stwórca zabierze się za porządkowanie całego dzisiejszego bałaganu. Jeśli zechce, znajdzie sposób – nawet jeśli nie jesteśmy go sobie w tej chwili w stanie wyobrazić.


DZIEŃ STWORZENIA NA GROCHOWIE (w wierszu Mirona Białoszewskiego)


Fot. A.

Świat jest harmonią. I znakiem tego, co święte. I nawet więcej niż znakiem. Potwierdza to każdy poranek.

Przesuwa się,
przegwieżdża

Małe okno.

Stanięcie.

Uwijają się dokoła siebie niskości.

Noc
rwie do tyłu

rano
ziemia paruje.

Lepi się.
Drzewa. Jeszcze nie ma zwierząt.

Przemyślna dwoistość języka tego wiersza zasługiwałaby na osobną rozprawę. Z potoczną niedbałością form słownych i składniowych przenika się w nim patos; najdobitniejszy przykład tego zjawiska stanowi rzeczownik „niskości”: niezbyt staranny neologizm służący do oznaczenia 'czegoś, co jest nisko' (lub po prostu: 'niżej niż "małe okno"'), a zarazem wyraz o znaczeniu przeciwnym niż wzniosłe „wysokości” z modlitewnego wyrażenia „Chwała na wysokościach...”. Stylistyczny zgrzyt? Nie: wyraz głębszego zamiaru artysty. Pozorna językowa dysharmonia idealnie odpowiada tematowi wiersza: ten prozaiczny protokół miejskiego poranka jest równocześnie zapisem ponawiającej się co dzień tajemnicy: misterium wciąż trwającego stworzenia. Kłębowisko „uwijających się wokół siebie” (i zapewne niewyraźnych w półmroku) „niskości”, wyłaniające się stopniowo z ciemności i porannej mgły rośliny (drzewa), na razie nieobecne zwierzęta (zapewne po prostu... psy na porannym spacerze) - wszystko to pojawia się w wierszu dokładnie w tej kolejności co w biblijnej Księdze Rodzaju. Wszystko zatem ma tu podwójne znaczenie. Czasownik „lepi się” da się być może odnieść do... „klejących się” oczu na wpół rozbudzonego obserwatora, ale przecież oznacza także powstawanie, „lepienie (się)” na nowo świata; niewidoczny w nocy, mógł sprawiać wrażenie, że go nie ma; teraz można ujrzeć, jak odtwarzają się jego zarysy...

A może wręcz: jak powstaje świat? „Siwy staruszek” z Miłoszowej Piosenki o końcu świata, przewiązując pomidory, powtarza: „Innego końca świata nie będzie, / Innego końca świata nie będzie”. Gdyby mógł się odezwać w wierszu Białoszewskiego, pewnie by powiedział: „To właśnie jest początek świata, to właśnie jest początek świata”. Dzień stworzenia rozciąga się u Białoszewskiego na wszystkie następne dni; każdy poranek to kolejne święto stworzenia.

Stwarzany świat, jak już wiemy, „lepi się” - być może więc to nie gmach pełen wspaniałości, lecz tylko skromna... lepianka? Ale święto jest nie tylko pamiątką – to również uobecnienie czasu świętych zdarzeń; w dniu święta ów czas trwa na nowo. Lepianka jest zatem zarazem świątynią; wystarczy wyjrzeć przez własne okno, by stać się uczestnikiem i świadkiem odprawiającego się w niej misterium. Ulepiony przez Boga z gliny mieszkaniec lepianki nie wyobraża sobie stworzenia świata. Rozumie, że sam je codziennie ogląda!

STANISŁAW FALKOWSKI