Bp Mark Pivarunas „Święci męczennicy. Kalikst i Cecylia”



Msza dzisiejszego ranka odprawia się w uroczystość świętego Kaliksta. Gdy myślimy o Kościele pierwszych wieków, gdy popatrzymy na jego historię, wiemy, że [jest to] – rozpoznajemy w nim bez wątpienia Kościół założony przez Jezusa Chrystusa. Wbrew temu, co sądzi obecnie wielu protestantów – że Jezus przyszedł na ziemię, a potem napisano o Nim pewne księgi nazwane Nowym Testamentem, zebrano je w całość i nazwano Biblią; że wszystko, co pozostaje teraz chrześcijanom do zrobienia to spacerować z Bibliami pod pachą i cytować ten czy tamten jej fragment – który każdy interpretuje sobie, jak chce. Ale to nie jest Kościół, który założył Chrystus. Jezus założył Kościół nauczający. Jezus ustanowił w Swoim Kościele hierarchię. Jezus ustanowił w osobie świętego Piotra urząd papieski, najwyższą władzę wewnątrz Kościoła. „A Ja tobie powiadam – rzekł Jezus – iżeś ty jest opoka, a na tej opoce zbuduję kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związano i w niebiesiech.” [Mt 16, 18–19]. Wiemy również, że nasz Pan polecił wszystkim apostołom: „Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody […] Nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał” [Mt 28, 19–20]. Więc gdy rozmawiam z ludźmi, którzy nie są katolikami, i dyskutujemy nad tym, gdzie jest prawdziwy Kościół Chrystusowy, zawsze zadaję pytanie: jak wyglądał Kościół po śmierci apostołów? Czy była to banda chrześcijan noszących pod pachami Biblie i próbujących cytować Pismo Święte – czy też był to Kościół nauczający, składający się z papieża, biskupów, księży i diakonów? Cóż, możemy z wielką łatwością – powołując się na wiele, wiele innych dowodów – możemy zejść do katakumb. Katakumby były miejscami, gdzie chrześcijanie pierwszych wieków ukrywali się w czasach prześladowań. Na położonej na południe od Rzymu Via Appia, Drodze Appijskiej, znajdują się katakumby świętego Kaliksta. To miejsce, w którym spoczywa wielu papieży pierwszych wieków. Tam pochowano również świętą Cecylię. Piękne jest w naszej katolickiej wierze to, że gdy spoglądamy na Kościół pierwszych wieków, stwierdzamy, że jego wiara jest naszą wiarą, jego msza jest naszą mszą, jego siedem sakramentów to nasze siedem sakramentów. I dziś trzymamy się dokładnie tej samej wiary i tego samego Kościoła – założonego przez Chrystusa i głoszonego przez apostołów. Święty Kalikst zaś to wspaniały przykład papieża i męczennika. W katakumbach świętego Kaliksta pochowano również świętego Tarsycjusza, męczennika Eucharystii, który zginął w obronie Najświętszego Sakramentu. Był on zaledwie akolitą – ministrantem.

Wspomniałem o świętej Cecylii. Wśród wielu dostępnych dowodów na prawdziwość naszej religii, mamy i cudowne zjawisko ciał świętych, które pozostały nienaruszone po śmierci. Jedną z tych, których ciało nie uległo rozkładowi, jest święta Cecylia.

Święta Cecylia była piękną rzymianką szlachetnego pochodzenia; bardzo bogatą; zachowała swoje dziewictwo. Po tym jak pochowała dwóch chrześcijan, została oskarżona o to, że sama jest chrześcijanką; ze względu na jej szlachetne pochodzenie i urodę nie zarządzono egzekucji publicznej, lecz wysłano do jej domu rzymskich żołnierzy, aby tam ją zgładzili – by nie czynić z jej śmierci widowiska. Żołnierze usiłowali Cecylię udusić, ale bezskutecznie. Wtedy kat wzniósł w górę miecz, aby uciąć jej głowę. Rzymskie prawo stanowiło, że jeśli po trzecim ciosie głowa nadal trzymała się karku, mieczem nie wolno było dalej uderzać. Ramię kata zadrżało na myśl, że ma obciąć głowę komuś tak szlachetnemu i pięknemu; wskutek tego zadał ciosy w nieodpowiedni sposób i nie do końca przeciął szyję Cecylii. Zostawił ją, aby wykrwawiła się na śmierć. Ale niesamowite jest to, że jakieś tysiąc trzysta lat później, gdy chciano ekshumować jej ciało i złożyć w pięknym marmurowym ołtarzu, otworzono sarkofag, w którym się znajdowało: cedrowa trumna, w której przed wiekami złożono Cecylię, była nienaruszona. Otworzywszy trumnę, ujrzano nienaruszone ciało świętej – wyglądało jakby po prostu spała. Nienaruszone ciało – po tysiąc trzystu latach. Cud ów zrobił na wszystkich takie wrażenie, że kardynałowie, a nawet sam papież przyszli obejrzeć go na własne oczy, a później przez cały miesiąc mieszkańcy Rzymu mogli oglądać ciało Cecylii podchodząc doń procesyjnie. Kardynał Baroniusz, który sprawował pieczę nad przebiegiem tych uroczystości – nim zamknięto trumnę i złożono na honorowym miejscu w bazylice – chciał pozyskać relikwię w formie skrawka sukni męczennicy; chwycił więc suknię i gdy ucinał jej kawałek, zdał sobie sprawę, że coś pod nią się znajduje; uchylił więc nieco piękną suknię i spostrzegł, że święta Cecylia nosiła pod nią włosienicę. Święta spoczywała dokładnie w tej samej pozycji, w jakiej zastała ją śmierć. Jedna z jej rąk miała trzy wyprostowane palce; druga – jeden palec: jeden Bóg – trzy Osoby boskie. Święta Cecylia składała wyznanie swojej katolickiej wiary aż do samego końca – do samej chwili śmierci.

Gdy myślimy o męczennikach, przypomina się nam piękne powiedzenie, że ich krew jest posiewem nowych chrześcijan. Im bardziej rzymscy cesarze chrześcijan prześladowali, tym bardziej chrześcijaństwo się rozprzestrzeniało. Pogan napawało to bojaźnią. Widzieli ową nadzwyczajną odwagę męczenników, byli świadkami dokonywanych wielu dokonywanych w ich imię cudów, i to doprowadziło do licznych nawróceń. A zatem myśl o męczennikach i Kościele pierwszych wieków, stanowi to dla nas przypomnienie, że to dzięki ich krwi chrześcijaństwo się rozprzestrzeniło. Lecz nie trzeba cofać się w czasie tak daleko, by rozważać o tych, którzy oddali życie za wiarę. W trakcie tej Mszy używamy przedmiotu, który nazywa się gremiałem; zauważycie, że przykrywa się nim moje kolana – stanowi on jakby nakrycie szat biskupich. Ten gremiał należał kiedyś do biskupa Thuca. I spotkało mnie wielkie szczęście, że go otrzymałem – od biskupa Davili, który z kolei otrzymał go od biskupa Carmony. I pewnie się nad tym nie zastanawiamy, lecz nie tak dawno temu w Wietnamie wuj biskupa Thuca oraz jego kuzyn zostali przez komunistów żywcem pogrzebani. Nie chcieli iść z komunizmem na żadne układy – zostali więc pogrzebani żywcem. Myślę też o Meksyku: we wczesnych latach posługi późniejszego biskupa Carmony Kościół prześladowano. Wielu księży przyłapanych na odprawianiu Mszy i udzielaniu sakramentów zgładzono. I nie działo się to gdzieś na antypodach, ale tuż tuż – na naszej półkuli, zaledwie nieco na południe od nas – w Meksyku. Wielu cierpiało z powodu wyznawania prawdziwej wiary. Pamiętam – była to chyba bazylika w Guadalajarze – pochowano tam dwóch świeckich przyłapanych na drukowaniu katechizmów, używanych do nauczania dzieci wiary; o ile pamiętam, obcięto im ręce, aby ich napiętnować i zaznaczyć, że ma się to więcej nie powtórzyć. Mamy piękną historię ojca Michała Pro, krzyczącego na chwilę przed rozstrzelaniem: „Niech żyje Chrystus Król!”. Żywoty męczenników powinny stanowić dla nas wszystkich inspirację: byli oni gotowi wylać za wiarę swoją krew. I poszli prosto do nieba. Pamiętajmy o tym, że Bóg chce, abyśmy wszyscy się tam dostali, cieszyli się tam Jego radością. Jak ważne jest, byśmy próbując poznać, Boga, kochać Go i służyć Mu na tym świecie – by święci stanowili dla nas natchnienie; to dlatego umieszcza się ich w kalendarzu. Gdy spoglądamy w kalendarz i widzimy patrona dnia dzisiejszego, spróbujmy pomyśleć o tym, czego możemy się odeń nauczyć? Podobnie jak w dzisiejszym świecie widzimy wiele osób patrzących z podziwem na patriotów i bohaterów narodowych, na żołnierzy, którzy polegli w boju, my – jako katolicy – kierujemy nasz wzrok na męczenników: owych żołnierzy Chrystusa – chłopców i dziewczęta, mężczyzn i kobiety, którzy ochoczo poświęcili wszystko – nawet własne życie – dla miłości Jezusa, który jako Dobry Pasterz oddał Swoje życie za owce swoje. Przypominamy sobie również, jak wielu męczenników wzywało imion Jezusa i Maryi. Nasza błogosławiona Matka, królowa męczenników, stała u stóp krzyża i cierpiała w sercu męczeństwo spoglądając na Jezusa i widząc Jego ciepienie na krzyżu. Tak więc walcząc w dobrej sprawie zbawienia naszych dusz – by dostać się do nieba – pamiętajmy o cenie jaką musieli zapłacić za to liczni męczennicy. Jeśli mnie pamięć nie myli, święty Alfons wspomina, że w Kościele piewszych wieków śmierć męczeńską poniosło 11 milionów wiernych. Niektóre z tortur, jakim ich poddawano, przechodzą naszą wyobraźnię – ileż musieli oni znieść. Święty Wawrzyniec – upieczony na kracie; święty Szczepan, pierwszy męczennik – ukamienowany. Ci święci – mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczęta – byli ludźmi takimi jak my – ulepionymi z tej samej gliny. Ale cóż pomagało im wytrzymać takie cierpienia i pozostawać niewzruszenie mocnymi w wierze? To była Boża łaska. To właśnie z tej przyczyny tak ważne jest, aby nikt z nas nie lekceważył własnej słabości i pokładał całe zaufanie oraz nadzieję w Bogu; aby przystępował do sakramentów: spowiedzi, Eucharystii – często; aby uczestniczył we Mszach w dni nienakazane; nie tylko w niedzielę, nie zadowalając się tylko obowiązkowym minimum. Modlimy się na różańcu co dzień. I pamiętajmy, że jeśli żyjemy życiem łaski, gdy doświadcza nas pokusa lub nawet składamy największą ofiarę – ofiarę swojego życia za wiarę – łaska Boża będzie nas wspierać. Tak więc z okazji uroczystości świętego Kaliksta myślimy o jego męczeństwie, wkładamy czerwone szaty, byli przypominały nam o przelanej przez męczenników krwi; pamiętajmy o tym: jak ważne dla każdego z nas jest, byśmy co dzień z ochotą byli gotowi ponosić ciche męczeństwo – nieść cierpliwie swój krzyż, ochoczo znosić cierpienia dla Pana Jezusa i Matki Bożej. Spoglądamy na Jezusa i Maryję, by uzyskać od nich siłę i pocieszenie: Jezus na krzyżu – wisi tam trzy długie godziny, a Maryja stoi u stóp krzyża. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

[2016]

Tłum. Piotr Antosiewicz SV

Przypisy w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz