Wszakóż Syn człowieczy przyszedłszy, izali znajdzie wiarę na ziemi?
~ Łk 18, 8
o
People got to talk themselves into the Faith
before they do anything about it.
Maybe because down deep they don't care.
They just don't care.
[as long as they have the smell of incense, ornate robes and 'regular' 'celebrations' of 'the Latin/Tridentine mass']
"Jeżeli więc dziś są niestety Polacy, potomkowie tych, którzy słuchali Hozjusza, Skargę, Wujka i Birkowskiego, Polacy nie wahający się twierdzić, że Nieomylność Papieża jest nowością i rzeczą u nas dotąd niesłychaną, lub (co gorsza) śmieszną, lub zupełnie obojętną [podkr. WiWo]: to smutny ten objaw, (jeżeli jest tu nawet dobra wiara) należy przypisać największej niewiadomości, nie tylko rzeczy kościelnych, ale zgoła ojczystych i narodowych, którymi przecież tak chętnie szermują i których apostołami się być mienią, twierdząc zarazem, że są «katolikami». Rzecz istotnie dziwna! Pojmujemy, że można nie być katolikiem, ale nie zrozumiemy nigdy, jak można nazywać się nim, a lekceważyć lub wręcz odrzucać prawdę od całego Kościoła na powszechnym Soborze za dogmat uznaną i nie różniącą się jako taki od każdego innego dogmatu. Wszakże tak postępują zawsze tylko innowiercy, co jedno przyjmują, a drugie odrzucają, lubo tak jedno, jak i drugie z tegoż samego źródła płynie i na tych samych podstawach oparte. Lecz wieczna to cecha każdego fałszu, że jest przede wszystkim nielogicznym i w sprzeczności z samym sobą".
~ Maurycy Dzieduszycki, Staropolska wiara w nieomylność Papieża
Z legend przyszłych [które przyszły]
Kiedy umarł Bergoglio, na koncesjonowanych "tradsów" padł blady strach. Nie inaczej to było... Nie, inaczej to było! Zapanowała trudno ukrywana radość. Oprócz odetchnień ulgi dało się wyczuć w powietrzu pewną konsternację. Ratzinger wciąż żył. Kogo tu uznać za papieża? Benia czy kogo tam wybiorą konklawiści? Pożyjemy, zobaczymy, który nam się bardziej spodoba. Kogoś z tej dwójki za papieża uznać trzeba, żeby nie wyszło, że rację przez cały ten czas mieli ci walnięci sedewakantyści. To wyjść nie mogło. Na to wyjść nie mogło. A palmarian pod uwagę jednak nie braliśmy...
*** FFF *** OOO ** XXX ***
[Wkraczając do łazienki na poranne siusiu:]
"Uff, golić się znów dziś nie trzeba" – śniadej karnacji ksiądz Godwin wkroczył niedawno w okres brodaty. Zarost stał się modny od czasu, gdy pojawił się na facjacie jego politycznego konfratra. Jak w karierze hiszpańskiej proweniencji pacykarza – coś trzeba niekiedy zmienić (aby wszystko zostało po staremu). Okres zielony. Okres pomarańczowy. Teraz w modzie był okres brodaty. Kto bez brody – ten frajer.
Przypominał sobie, jak to było, kiedy zapraszał miejscowego biskupa na bierzmowanie. Niezły z niego gagatek. Najpierw droga przez mękę, aby w ogóle przekonać go, żeby się zgodził. W końcu chodziło o "formę nadzwyczajną". Potem hocki-klocki z datą. Wreszcie wszystko było już ustalone. Dzień, godzina i miejsce. A ten w ostatniej chwili dzwoni, że przenosimy całą ceremonię z katedry do naszej – bo naszej – ale mniejszej kaplicy. A my na gwałt musimy szukać portretu Bergoglio, by obwiesić go w naszej zakrystii.
I w przerwie między wymienianiem się na żywo wiadomościami o tym, jaką herezję Francis chlapnął właśnie podczas kolejnego publicznego występu – grzebiemy, gmeramy, macamy. Wreszcie jest! Pan Jacet przynosi zakurzone zdjęcie portretowe gdzieś z połowy lat dziewięćdziesiątych i utyka je za skleconą naprędce ramką. A więc znowu, kurka, sukces! Bergoglio ląduje na ścianie. Ksiądz Godwin nawet nie chce na to patrzeć.
"Wielu chciałoby mieć to, co wy tu macie" – tak mówił niegdyś wiernym swojego duszpasterstwa. Ale tego heterodoksa mieć by nie chciał. Znosić go jednak wybrał.
Czemu? Za cenę tego, że – przynajmniej tymczasem – okupujący kurialne stolce moderniści nie wysiudają go gdzieś za morze w trybie przyśpieszonym, zaś on sam będzie mógł dbać o kręgosłup moralny wiernych, nawet za cenę ukrywania lub wykrzywiania wybranych nauk Magisterium – którymi zresztą któżby się przejmował, kto to będzie czytał, myślał o tym i modlił się o jasność umysłu? "Nie chcę utracić wiernych" – nawet za cenę naginania i przeginania słów Pana Boga.
*** FFF ** O ** XXX ***
"Teraz przejdźmy do innej przyczyny wielu nieszczęść, które wraz z Naszym żalem dotykają Kościół to jest do indyferentyzmu, czyli przewrotnej opinii bezbożnych, wszędzie podstępnie rozpowszechnianej, że w każdej religii można dostąpić wiecznego zbawienia duszy, jeśli się uczciwie i obyczajnie żyje".
~ Grzegorz XVI, Mirari vos (1832), n. 13
*** FFF ** O ** XXX ***
Ale co tam nadmiernie narzekać!
"Mszę" "trydencką" znaleźć można praktycznie już wszędzie. "Regularne celebracje" wobec "stabilnej grupy wiernych". A regularność owa nie oznacza już tylko każdej (ale naprawdę bez wyjątków każdej) piątej niedzieli lutego o 23.15 w dolnym kościele.
*** FFF ** O ** XXX ***
Ksiądz Raczkowski. Nowa gwiazda na firmamencie półtradiświatka. Ten wzorował się na "Pracuniu". A "Pracunio" – wiadomo: to jest firma! Wyrobione nazwisko. Setki wyświetleń na TyTelewizorni. Budowanie popularności na skrajnych emocjach. "Ten to ma gadane" – zaparzył poranne espresso. – "No, trzeba będzie dodać dwie kostki cukru i furę mleka, bo dziś i ja otrę się o wielki świat".
I do niego ma dziś zawitać ekipa filmowa. Będą pytali o Mszę. Msza – jak wiadomo – najważniejsza. Trzeba się solidnie przygotować. "Obejrzę sobie jeszcze porcję «pracuniowych» występów". Przesunął kciukiem po touchpadzie i wywołał na ekran ociekający jeszcze świeżością filmik. "Aha, o papolatrii dzisiaj będzie" – domyślił się, dostrzegając w lewym górnym rogu okienka twarz świątobliwego Liberiusza. Pojawi się też zatem powtarzane jak mantra: "nowa msza jest ważna; niegodna – może, niedoskonała – z pewnością; skłaniająca ku bezbożności – najpewniej; ale na pewno ważna; nowa msza jest ważna; nowa msza jest ważna; nowa msza jest ważna". (No bo co w końcu innego macie mówić?).
Wbiło mu się to do głowy.
*** FFF ** O ** XXX ***
"Si quis dixerit, caeremonias, vestes et externa signa, quibus in Missarum celebratione Ecclesia catholica utitur, irritabula impietatis esse magis quam officia pietatis: anathema sit".
["Jeśli ktoś twierdzi, że obrzędy, szaty i zewnętrzne znaki, jakich używa Kościół katolicki przy odprawianiu Mszy św., są raczej podnietą do bezbożności niż objawem pobożności – niech będzie wyklęty".]
Sobór Trydencki (1562), Sesja XXII, Kanon 7. Denzinger 954.
*** FFF ** O ** XXX ***
Teraz – ubranie. Sutannę włożył. On, który jeszcze pół roku temu latał wszędzie w koszuli i nie zawsze używał koloratki. Teraz – mucha nie siada! Dobrze jest mieć szafę pełną pięknych ornatów, kapiących od złota kap, manipularzy, śnieżnobiałych alb... Aha, im więcej koronek, tym lepiej – to wiadomo nie od dzisiaj. Więc ukoronkowane komże z najwyższej jakości dzianiny. Nie ma to jak dziani wierni. Wesprą. Zafundują. Można się ubrać jak choinka. (Bożonarodzeniowa, z gwiazdą na wierzchu). Stać się kimś na kształt gwiazdora. Zdobyć – ot taki – wieniec przemijający.
*** FFF ** O ** XXX ***
W wytartym złotym ornacie, który robił za wszystkie inne z wyjątkiem czarnego, z prawym kciukiem złożonym na lewym, ksiądz Nielisicki rozpoczął mszę, wyznając Bogu Wszechmocnemu, Najświętszej Maryi Pannie, świętemu Michałowi Archaniołowi, świętym Apostołom Piotrowi i Pawłowi, wszystkim świętym, pełniącemu funkcję ministranta kulawemu panu Jankowi, grubaśnej pani Joli, klęczącej w przeciągu z klimatyzacji, i pani Oli, która za plecami go obmawiała, że zgrzeszył bardzo myślą, mową i uczynkiem przez swoją winę, swoją winę, swoją bardzo wielką winę.
Był grzesznikiem – jak prawie wszyscy ludzie – ale wiarę zachował. I pamiętał dobrze, że wypisujący się na własne życzenie z Kościoła księża-renegaci wierni Henrykowi ósmemu też odprawiali Tridentinę. I to bez cienia wątpliwości ważnie. (Do czasu... Do czasu, ale to osobna historia).
*** FFF ** O ** XXX ***
Klara Montańska przyszła, jak zwykle, przed siódmą. W przepisowej chustce na głowie. No, po prawdzie to nie chustka była, lecz nakrycie głowy z prawdziwego zdarzenia. Nie szmata zdobi człowieka, lecz mantylka niewiastę. Jak już mamy sobie głowy nakrywać, zróbmy to w stylu i ze stylem.
Przygotowała wodę w wiadrze, mop, pozostałe narzędzia pracy. Wikta też powinna za chwilę przyjść. Tymczasem – do dzieła!
Jak ładnie wpadało do środka światło słońca. Przez świeżo zamontowane owitrażowane okna. Szczelne. Przynajmniej już się tak nie kurzy. Wcześniej: Hospody, pomyłuj! I sprzątanie co godzina by nie pomogło, tyle się zbierało brudu.
Promienie słońca niemal niedostrzegalnie pełgały po szorowanej posadzce. O, karuzelo kolorów!
Gdzie ta Wikta?
Coś w ogóle z nią ostatnio było nie tak. Chodziły słuchy, że coś jej nagadali, że coś się jej nie podobało u księdza Godwina. Ale wciąż angażowała się w sprawy duszpasterstwa. Tego, do czego się zobowiązała, dotrzymywała. Z dokładnością, którą niektórzy zwali(by) nieludzką.
No, jest! Punkt siódma.
– Już myślałam, że nie przyjdziesz!
– Szczęść Boże! No, jestem – rzeczowa Wikta uśmiechnęła się i chwyciła za miotłę. Pracowała żwawo, w milczeniu.
"Już wiem" – pomyślała Klara" – "Dawniej zawsze przychodziła choć parę minut wcześniej i modliła się pod chórem. Ale od jakiegoś czasu jest zawsze do bólu punktualna. Przestała się modlić czy co?".
Mówiono, że Wikta czytuje wrażą literaturę. Co prawda ksiądz Godwin sam wykładał jakieś publikacje ultramontańskiej proweniencji na półkach swojej salki bibliotecznej, ale czynił to raczej w ramach zabawiania swoich wiernych szczyptą egzotyki. Osobiście uważał, że lektura podobnych lektur jest dla duszy wysoce niebezpieczna.
*** FFF ** O ** XXX ***
Sami swoi wierni. "Mam jeszcze prośbę do nie naszych wiernych" – zwrócił się do "nie swoich" wiernych germański z profilu ksiądz Karolak o pastelowych oczach – "do Komunii świętej podchodzimy środkiem, a wracamy przez ściany". Przekaz był jasny: są swoi – oraz "nie swoi". Czy to dziwne, że katolik bezprzymiotnikowy czuje się w tym otoczeniu nieswojo?
*** FFF ** O ** XXX ***
"Lecz proszę was, bracia! przez imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście tóż mówili wszyscy, a iżby nie były między wami rozerwania; ale bądźcie doskonali w jednem rozumieniu i w jednéj nauce.
11 Albowiem dano mi znać o was, bracia moi! od tych, którzy są w Chloéj, iż poswarki są między wami.
12 A to powiadam, iż każdy z was mówi: Jam jest Pawłów, a ja Apollów, a ja Cephy, a ja Chrystusów.
13 Rozdzielony jest Chrystus? Azaż Paweł jest za was ukrzyżowan? albo w imię Pawłowe jesteście ochrzczeni?"
~ 1 Kor 1
*** FFF ** O ** XXX ***
Bracia Braterstwa uwijali się jak w ukropie. Siostry siostrzanego czwartego zakonu św. Marceliny też pracowały w pocie czoła. A robić co było. Przyjeżdżał przecież przełożony na całą Jewropę Centralno-Wschodnią! Odświeżyć łazienki, zainstalować wreszcie podajniki na ręczniki, regularnie uzupełniać mydło...
*** FFF ** O ** XXX ***
Tak, Wikta zdecydowanie przesadziła. Odleciała, jak to mówią.
Pomyślała, że w uczciwości swojej już tu więcej przychodzić nie może. Więcej: ona to powiedziała. Księdzu Godwinowi. I mi, Klarze, powiedziała, że mu powiedziała.
A ja na to:
– Wikto, do Kogóż pójdziemy?
"Pokora i posłuszeństwo". Tak mówił ksiądz Godwin. Z nim nie wypadało dyskutować.
Księże, do Kogóż pójdziemy?
Żeby człowiek o tak niskim, przyjemnie brzmiącym głosie mógł się mylić... Człowiek tak zdecydowany... Budzący taki respekt... O, nikt by mu biretu nawet w ramach żartu z głowy zerwać nie próbował! Ksiądz, który własnoręcznie stworzył taką społeczność, takie duszpasterstwo! Szkoła, strzelnica, bona do opieki nad dziećmi, których rodzice nie mogą być z nimi tyle czasu, ile by należało. Prężni, mężni, zwarci i gotowi. I nieszczepieni (to znaczy dzieci) na nic z krztuścem na czele, oczywiście. "Imperium księdza Godwina" – tak to żartobliwie określano.
No więc ktoś TAKI – komu Pan Bóg tak pobłogosławił, komu pozwolił tyle zbudować, kogo tak respektowano i podziwiano – ktoś TAKI miałby iść błędną drogą?
Nie była w stanie przyjąć tego do świadomości. C'est impossible!