Msza
dzisiejszego ranka odprawia się w uroczystość świętego Kaliksta.
Gdy myślimy o Kościele pierwszych wieków, gdy popatrzymy na jego
historię, wiemy, że [jest to] – rozpoznajemy w nim bez wątpienia
Kościół założony przez Jezusa Chrystusa. Wbrew temu, co sądzi
obecnie wielu protestantów – że Jezus przyszedł na ziemię, a
potem napisano o Nim pewne księgi nazwane Nowym Testamentem, zebrano
je w całość i nazwano Biblią; że wszystko, co pozostaje teraz
chrześcijanom do zrobienia to spacerować z Bibliami pod pachą i
cytować ten czy tamten jej fragment – który każdy interpretuje
sobie, jak chce. Ale to nie jest Kościół, który założył
Chrystus. Jezus założył Kościół nauczający. Jezus ustanowił w
Swoim Kościele hierarchię. Jezus ustanowił w osobie świętego
Piotra urząd papieski, najwyższą władzę wewnątrz Kościoła. „A
Ja tobie powiadam – rzekł Jezus – iżeś ty jest opoka, a na tej
opoce zbuduję kościół mój, a bramy piekielne nie zwyciężą go.
I tobie dam klucze królestwa
niebieskiego: a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związano i w
niebiesiech.”
[Mt 16, 18–19]. Wiemy również, że nasz Pan polecił wszystkim
apostołom: „Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody […]
Nauczając je chować wszystko, com wam
kolwiek przykazał” [Mt
28, 19–20]. Więc gdy rozmawiam z ludźmi, którzy nie są
katolikami, i dyskutujemy nad tym, gdzie jest prawdziwy Kościół
Chrystusowy, zawsze zadaję pytanie: jak wyglądał Kościół po
śmierci apostołów? Czy była to banda chrześcijan noszących pod
pachami Biblie i próbujących cytować Pismo Święte – czy też
był to Kościół nauczający, składający się z papieża,
biskupów, księży i diakonów? Cóż, możemy z wielką łatwością
– powołując się na wiele, wiele innych dowodów – możemy
zejść do katakumb. Katakumby były miejscami, gdzie chrześcijanie
pierwszych wieków ukrywali się w czasach prześladowań. Na
położonej na
południe od Rzymu
Via
Appia,
Drodze Appijskiej, znajdują się katakumby świętego Kaliksta. To
miejsce, w którym spoczywa wielu papieży pierwszych wieków. Tam
pochowano również świętą Cecylię. Piękne jest w naszej
katolickiej wierze to, że gdy
spoglądamy na Kościół pierwszych wieków, stwierdzamy, że jego
wiara jest naszą wiarą, jego msza jest naszą mszą, jego siedem
sakramentów to nasze siedem sakramentów.
I dziś trzymamy się dokładnie tej samej wiary i tego samego
Kościoła – założonego przez Chrystusa i głoszonego przez
apostołów. Święty Kalikst zaś to wspaniały przykład papieża i
męczennika. W katakumbach świętego Kaliksta pochowano również
świętego Tarsycjusza, męczennika Eucharystii, który zginął w
obronie Najświętszego Sakramentu. Był on zaledwie akolitą –
ministrantem.
Wspomniałem
o świętej Cecylii. Wśród wielu dostępnych dowodów na
prawdziwość naszej religii, mamy i cudowne zjawisko ciał świętych,
które pozostały nienaruszone po śmierci. Jedną z tych, których
ciało nie uległo rozkładowi, jest święta Cecylia.
Święta
Cecylia była piękną rzymianką szlachetnego pochodzenia; bardzo
bogatą; zachowała swoje dziewictwo. Po tym jak pochowała dwóch
chrześcijan, została oskarżona o to, że sama jest chrześcijanką;
ze względu na jej szlachetne pochodzenie i urodę nie zarządzono
egzekucji publicznej, lecz wysłano do jej domu rzymskich żołnierzy,
aby tam ją zgładzili – by nie czynić z jej śmierci widowiska.
Żołnierze usiłowali Cecylię udusić, ale bezskutecznie. Wtedy kat
wzniósł w górę miecz, aby uciąć jej głowę. Rzymskie prawo
stanowiło, że jeśli po trzecim ciosie głowa nadal trzymała się
karku, mieczem nie wolno było dalej uderzać. Ramię kata zadrżało
na myśl, że ma obciąć głowę komuś tak szlachetnemu i pięknemu;
wskutek tego zadał ciosy w nieodpowiedni sposób i nie do końca
przeciął szyję Cecylii. Zostawił ją, aby wykrwawiła się na
śmierć. Ale niesamowite jest to, że jakieś tysiąc trzysta lat
później, gdy chciano ekshumować jej ciało i złożyć w pięknym
marmurowym ołtarzu, otworzono sarkofag, w którym się znajdowało:
cedrowa trumna, w której przed wiekami złożono Cecylię, była
nienaruszona. Otworzywszy trumnę, ujrzano nienaruszone ciało
świętej – wyglądało jakby po prostu spała. Nienaruszone ciało
– po tysiąc trzystu latach. Cud ów zrobił na wszystkich takie
wrażenie, że kardynałowie, a nawet sam papież przyszli obejrzeć
go na własne oczy, a później przez cały miesiąc mieszkańcy
Rzymu mogli oglądać ciało Cecylii podchodząc doń procesyjnie.
Kardynał Baroniusz, który sprawował pieczę nad przebiegiem tych
uroczystości – nim zamknięto trumnę i złożono na honorowym
miejscu w bazylice – chciał pozyskać relikwię w formie skrawka
sukni męczennicy; chwycił więc suknię i gdy ucinał jej kawałek,
zdał sobie sprawę, że coś pod nią się znajduje; uchylił więc
nieco piękną suknię i spostrzegł, że święta Cecylia nosiła
pod nią włosienicę. Święta spoczywała dokładnie w tej samej
pozycji, w jakiej zastała ją śmierć. Jedna z jej rąk miała trzy
wyprostowane palce; druga – jeden palec: jeden Bóg – trzy Osoby
boskie. Święta Cecylia składała wyznanie swojej katolickiej wiary
aż do samego końca – do samej chwili śmierci.
Gdy
myślimy o męczennikach, przypomina się nam piękne powiedzenie, że
ich krew jest posiewem nowych chrześcijan. Im bardziej rzymscy
cesarze chrześcijan prześladowali, tym bardziej chrześcijaństwo
się rozprzestrzeniało. Pogan napawało to bojaźnią. Widzieli ową
nadzwyczajną odwagę męczenników, byli świadkami dokonywanych
wielu dokonywanych w ich imię cudów, i to doprowadziło do licznych
nawróceń. A zatem myśl o męczennikach i Kościele pierwszych
wieków, stanowi to dla nas przypomnienie, że to dzięki ich krwi
chrześcijaństwo się rozprzestrzeniło. Lecz nie trzeba cofać się
w czasie tak daleko, by rozważać o tych, którzy oddali życie za
wiarę. W trakcie tej Mszy używamy przedmiotu, który nazywa się
gremiałem; zauważycie, że przykrywa się nim moje kolana –
stanowi on jakby nakrycie szat biskupich. Ten gremiał należał
kiedyś do biskupa Thuca. I spotkało mnie wielkie szczęście, że
go otrzymałem – od biskupa Davili, który z kolei otrzymał go od
biskupa Carmony. I pewnie się nad tym nie zastanawiamy, lecz nie tak
dawno temu w Wietnamie wuj biskupa Thuca oraz jego kuzyn zostali
przez komunistów żywcem pogrzebani. Nie chcieli iść z komunizmem
na żadne układy – zostali więc pogrzebani żywcem. Myślę też
o Meksyku: we wczesnych latach posługi późniejszego biskupa
Carmony Kościół prześladowano. Wielu księży przyłapanych na
odprawianiu Mszy i udzielaniu sakramentów zgładzono. I nie działo
się to gdzieś na antypodach, ale tuż tuż – na naszej półkuli,
zaledwie nieco na południe od nas – w Meksyku. Wielu cierpiało z
powodu wyznawania prawdziwej wiary. Pamiętam – była to chyba
bazylika w Guadalajarze – pochowano tam dwóch świeckich
przyłapanych na drukowaniu katechizmów, używanych do nauczania
dzieci wiary; o ile pamiętam, obcięto im ręce, aby ich napiętnować
i zaznaczyć, że ma się to więcej nie powtórzyć. Mamy piękną
historię ojca Michała Pro, krzyczącego na chwilę przed
rozstrzelaniem: „Niech żyje Chrystus Król!”. Żywoty
męczenników powinny stanowić dla nas wszystkich inspirację: byli
oni gotowi wylać za wiarę swoją krew. I poszli prosto do nieba.
Pamiętajmy o tym, że Bóg chce, abyśmy wszyscy się tam dostali,
cieszyli się tam Jego radością. Jak ważne jest, byśmy próbując
poznać, Boga, kochać Go i służyć Mu na tym świecie – by
święci stanowili dla nas natchnienie; to dlatego umieszcza się ich
w kalendarzu. Gdy spoglądamy w kalendarz i widzimy patrona dnia
dzisiejszego, spróbujmy pomyśleć o tym, czego możemy się odeń
nauczyć? Podobnie jak w dzisiejszym świecie widzimy wiele osób
patrzących z podziwem na patriotów i bohaterów narodowych, na
żołnierzy, którzy polegli w boju, my – jako katolicy –
kierujemy nasz wzrok na męczenników: owych żołnierzy Chrystusa –
chłopców i dziewczęta, mężczyzn i kobiety, którzy ochoczo
poświęcili wszystko – nawet własne życie – dla miłości
Jezusa, który jako Dobry Pasterz oddał Swoje życie za owce swoje.
Przypominamy sobie również, jak wielu męczenników wzywało imion
Jezusa i Maryi. Nasza błogosławiona Matka, królowa męczenników,
stała u stóp krzyża i cierpiała w sercu męczeństwo spoglądając
na Jezusa i widząc Jego ciepienie na krzyżu. Tak więc walcząc w
dobrej sprawie zbawienia naszych dusz – by dostać się do nieba –
pamiętajmy o cenie jaką musieli zapłacić za to liczni męczennicy.
Jeśli mnie pamięć nie myli, święty Alfons wspomina, że w
Kościele piewszych wieków śmierć męczeńską poniosło 11
milionów wiernych. Niektóre z tortur, jakim ich poddawano,
przechodzą naszą wyobraźnię – ileż musieli oni znieść.
Święty Wawrzyniec – upieczony na kracie; święty Szczepan,
pierwszy męczennik – ukamienowany. Ci święci – mężczyźni i
kobiety, chłopcy i dziewczęta – byli ludźmi takimi jak my –
ulepionymi z tej samej gliny. Ale cóż pomagało im wytrzymać takie
cierpienia i pozostawać niewzruszenie mocnymi w wierze? To była
Boża łaska. To właśnie z tej przyczyny tak ważne jest, aby nikt
z nas nie lekceważył własnej słabości i pokładał całe
zaufanie oraz nadzieję w Bogu; aby przystępował do sakramentów:
spowiedzi, Eucharystii – często; aby uczestniczył we Mszach w
dni nienakazane; nie tylko w niedzielę, nie zadowalając się tylko
obowiązkowym minimum. Modlimy się na różańcu co dzień. I
pamiętajmy, że jeśli żyjemy życiem łaski, gdy doświadcza nas
pokusa lub nawet składamy największą ofiarę – ofiarę swojego
życia za wiarę – łaska Boża będzie nas wspierać. Tak więc z
okazji uroczystości świętego Kaliksta myślimy o jego męczeństwie,
wkładamy czerwone szaty, byli przypominały nam o przelanej przez
męczenników krwi; pamiętajmy o tym: jak ważne dla każdego z nas
jest, byśmy co dzień z ochotą byli gotowi ponosić ciche
męczeństwo – nieść cierpliwie swój krzyż, ochoczo znosić
cierpienia dla Pana Jezusa i Matki Bożej. Spoglądamy na Jezusa i
Maryję, by uzyskać od nich siłę i pocieszenie: Jezus na krzyżu –
wisi tam trzy długie godziny, a Maryja stoi u stóp krzyża. W
imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
[2016]
Tłum.
Piotr Antosiewicz SV
Przypisy
w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza.