Daniel Mitsui "Odnalezienie i Podwyższenie" (2): Stać niewzruszenie

_____



Druga część wykładu, który Daniel Mitsui, artysta grafik, wygłosił 14 września 2015 roku z okazji otwarcia wystawy swoich prac na Franciszkańskim Uniwersytecie Steubenville.

_____





Apostoł Paweł poleca wszystkim chrześcijanom, aby „stali niewzruszenie i trzymali się tradycji, o których zostali pouczeni”. \PRZYPIS OD TŁUM.: por. 2 Tes 2,15.\ Ale przy czym ma stać artysta religijny, jeśli, w pewnym sensie, nie został w ogóle pouczony? Obecnie nie ma żadnej tradycji sztuki sakralnej, którą przekazywano by z prostą i niewinną wiarą. Nie ma wśród wiernych żadnej wspólnej idei i ducha, które mogłyby pchnąć ich do budowania społem przez wieki wspaniałej katedry. Wystarczająco trudno zgromadzić dwóch lub trzech, którzy się ze sobą zgadzają.

W średniowiecznym klasztornym skryptorium czy cechu świeckich malarzy żaden artysta nie musiał kwestionować ani bronić tego, czego został nauczony. W naszych czasach tradycja nie oznacza czegoś, co zostało przekazane, lecz raczej coś, co musi zostać odkopane. A gdy artysta zaczyna kopać, w pewnym sensie znajduje doprawdy zbyt wiele.

Ta część artystycznego dziedzictwa Kościoła Katolickiego, która przetrwała wieki i nie poddała się rdzy ani molom, spustoszeniom dokonanym przez ikonoklastów i rewolucjonistów, była studiowana, dokumentowana, fotografowana i, w formie cyfrowych obrazów, stała się dostępna jak nigdy wcześniej. Muzea sztuki, biblioteki „białych kruków” i katedralne skarbce z całego świata dziś udostępniają swoje kolekcje online.

Może to stanowić pomoc w edukacji i poszukiwaniach. Rzadko kiedy zaczynam rysunek bez dokładnego przyjrzenia się skanom miniatur z manuskryptów udostępnionych w Cyfrowym Skryptorium i przejrzenia fotografii z Wikimedia Commons. Moja praca przedstawiająca Bolesne Tajemnice Różańca zapożycza elementy z obrazów Hansa Holbeina Starszego, Jana Polacka, Hieronima Boscha, Gerarda Davida, Martina Schongauera, Rogiera van der Weydena i Nikolausa Obilmana; dwie dekady temu być może znalazłbym połowę tych obrazów jako reprodukcje w dostępnych mi książkach o sztuce. Dwa wieki temu musiałbym przepłynąć ocean, żeby zobaczyć choćby jeden z nich.

Jednak wśród tego nadmiaru informacji pojawia się inny problem: świętym wizerunkom nie grozi dziś zaginięcie, lecz trywializacja, sprowadzenie do banału. W gruncie rzeczy każdy człowiek na świecie może pobrać wysokiej jakości cyfrowe zdjęcie strony Chi-Ro z Ewangeliarza z Lindisfarne, Witraża Wcielenia z Chartres, lub Ołtarza Gandawskiego. Może wydrukować je i powiesić na ścianie; wydrukować na koszulce, kubku do kawy lub etui na smartfon. Może je „polubić” na Facebooku, tweetnąć, czy też „przypiąć” na pintereście, nawet nie przyjrzawszy mu się dobrze z bliska. Może je przyciąć i użyć go jako ładnego tła na tytułowym pasku swojego bloga.

Obraz staje się zatem materiałem do projektowania i konstruowania własnej osoby, narzędziem do powiedzenia: „jestem człowiekiem takiego rodzaju, takim typem katolika, bo lubię taki typ sztuki”. Co mówi o mnie wybór Fra Angelico? Albo Caravaggia? Albo Williama Bouguereau? Czy użycie po jednym obrazie każdego z nich jako wygaszacza ekranu dowodzi szerokości umysłu? Czy dodanie jednego Georgesa Rouaulta dowodzi śmiałości?

W podobnych okolicznościach sztuka sakralna przestaje odnosić się do Boga, Jego aniołów i Jego świętych. Nie odnosi się nawet do artysty, który ją stworzył; odnosi się do osoby, która postanawia ją polubić. To jak z relikwią Krzyża Świętego umieszczoną na stole po prawej stronie królewskiego tronu: nie jest zniszczona, nie jest zapomniana, ale nie jest również należycie uszanowana i wywyższona. Umieszczona raczej obok króla, przy nim, niż ponad nim.
Tłum. XBP & Łukasz Makowski

____
Pierwsza część artykułu dostępna jest tutaj:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz