A tak wielkimi względami cieszył się [Tomasz Morus] u króla [Henryka VIII], że ten uczynił go kanclerzem księstwa Lancaster po śmierci sir Ryszarda Wingfielda, który pełnił ten urząd wcześniej. I ze względu na przyjemność, jaką czerpał z jego towarzystwa, król miał niekiedy w zwyczaju przybywać do jego domu w Chelsea, żeby się z nim weselić. Pewnego razu nieoczekiwanie wstąpił na obiad, zaś po posiłku, w jego pięknym ogrodzie, spacerował z nim przez godzinę, obejmując go za szyję ramieniem. Gdy tylko jego wysokość odszedł, ja, radując się z jego przychylności, rzekłem do sir Tomasza Morusa: "Jakże szczęśliwy jest ten, kogo król traktuje w sposób tak przyjazny; nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widziałem – za wyjątkiem spotkania jego wysokości z kardynałem Wolseyem, z którym spacerował pod rękę". "Dziękuję Bogu, synu" – rzekł – "uważam, że jego miłość jest w stosunku do mnie bardzo łaskawym władcą, i sądzę, że traktuje mnie w sposób tak życzliwy jak każdego poddanego w królestwie; atoli, synu, mogę ci powiedzieć, że nie mam powodu, by odczuwać dumę – gdyby za cenę ścięcia mnie udało się królowi zdobyć zamek we Francji (bo wtedy prowadziliśmy ze sobą wojnę), moja głowa niechybnie by spadła".
Tłum. XYZŹŻ