W średniowieczu wiele było legend o Maryi. Tworzyły one jakby aleję, którą ludzie szli i nabywali dziecięcego zaufania do Matki Bożej. Albowiem fundamentalny cel wszystkich owych opowieści był jeden: opisać wielkie miłosierdzie Świętej Matki Chrystusa i pokazać moc Jej wstawiennictwa za duszę, która zeszła na manowce albo pokutującego grzesznika. Legendy te, lepiej niż jakikolwiek traktat doktrynalny, silnie oddziaływały na ludzi ucząc ich powszechnie przyjętej prawdy o tym, że wszystkie łaski Boże przychodzą do nas przez ręce Najświętszej Maryi.
Piękne są legendy o Maryi zapisane w kronikach kościelnych. Legenda bowiem w tamtych czasach nie oznaczała jakiejś opowiastki ani bajki. Oznaczała prawdziwe wydarzenie albo przypadek, po łacinie: res legendae, rzecz wartą lektury. Historię wartą spisania, opowiadania i wiary. Wielcy uczeni Kościoła, tacy jak św. Alfons Liguori albo św. Franciszek Salezy wierzyli w te res legendae. Używali ich do nauczania w katechezie i spisywali je w swoich książkach, tak aby mogły pouczać wiernych i zostać spisane dla przyszłych pokoleń.
Do wątpiących św. Alfons skierował te słowa:
"Kiedy jakaś historia kieruje naszą myśl w stronę uczczenia w jakikolwiek sposób Najświętszej Panienki, gdy opiera się na jakiejś podstawie,i nie sprzeciwia się wierze, nauce Kościoła, ani prawdzie, odmowa przyjęcia jej albo sprzeciwianie się jej (tylko dlatego, że coś przeciwnego może być prawdą) świadczy o niewielkiej pobożności wobec Matki Bożej. Do ich liczby nie chcę się zaliczać, ani nie życzę mojemu czytelnikowi, aby do niej należał, lecz raczej, by zaliczał się do tych, którzy w pełni i mocno wierzą we wszystko w co, bez popadania w błąd, można wierzyć o wielkości Maryi". (Uwielbienia Maryi)
Jestem uczennicą św. Alfonsa. Opowiem więc legendę o Maryi. Nie podążaj drogą współczesnego sceptyka i nie dyskredytuj jej jako bajeczki dla dzieci. Raczej poprośmy naszą Panią, aby przywróciła nam dziecięcą ufność i słodką bliskość, które pomagają pielęgnować cnotę nadziei oraz ducha ufności, tak bardzo potrzebnych w naszych czasach, dotkniętych surową i jałową atmosferą progresywizmu.
W mieście Neapolu u początków piętnastego wieku pewien cieszący się poważaniem dżentelmen zaczął podzielać idee owego czasu krytyczne wobec Kościoła katolickiego. Wkrótce porzucił praktykę Wiary i wywoływał wielki skandal wśród wierzących ze względu na otwarte naśmiewanie się z tych, którzy często przystępowali do sakramentów i uczestniczyli w popularnych pobożnych praktykach.
Niemniej jednak powodziło mu się, jak to często się zdarza wśród ludzi tego świata. Stał się sławny z cudownych uczt i zabaw, które często urządzał w swojej pałacowej rezydencji. Szczególnym zainteresowaniem wszystkich cieszył się niezwykły mały służący, który obsługiwał zdumionych gości. Ubrany w uroczy czerwony aksamit i wyszywane złotem kamizelkę i kapelusz, podający talerze w nader stosowny sposób, a potem pokazujący urocze popisy akrobatyczne - służącym był nikt inny jak wyszczerzona w uśmiechu małpka!
Mówiło o niej całe miasto, a wiele kobiet błagało swoich mężów, żeby przyjęli zaproszenie na ucztę wydaną przez zaprzysięgłęgo agnostyka, by mogły ujrzeć na własne oczy to cudowne stworzenie! Nie minęło dużo czasu, a plotki na temat osobliwego służącego dotarły do uszu parafianego księdza znanego z swojej świątobliwości i cnotliwości. Ale zamiast zlekceważyć te plotki albo wydać ostrzeżenie przed uczestnictwem w imprezach organizowanych przez kogoś tak przeciwnego Świętemu Kościołowi, ksiądz poprosił o zaproszenie na następną galę, żeby na własne oczy przekonać się, czy plotki są prawdziwe.
Gospodarz z początku nie chciał się zgodzić - żaden z tych głupich duchownych o skwaszonej minie nie postawi nawet stopy na jego posiadłości! Ale w końcu poczucie dumy zwyciężyło: chciał pochwalić się przed łatwowiernym księdzem wyczynami i wygłupami swojego oddanego małego czworonogiego służącego. Wystosował więc zaproszenie. Nadszedł wieczór i ksiądz zadzwonił do pałacowym bram z brązu; wewnątrz biesiada trwała już od pewnego czasu.
- Ksiądz proszący o pozwolenie na wejście do mojego domu - powiedział jego jowialny gospodarz widząc wchodzącego kapłana. - Nie ma końca cudom! Ale, w rzeczy samej, to jest dom cudów!
- Tak właśnie słyszałem - odpowiedział ksiądz ze spokojem. - I muszę przyznać, że doprawdy ciekaw jestem niezwykłego widoku małpy służącej człowiekowi.
Gospodarz natychmiast zadzwonił specjalnym srebrnym dzwonkiem, który wzywał jego szczególnego służącego do pokazania się. Ale małpa, która zaledwie chwilę wcześniej oczarowywała grupę dam swoimi błazeństwami, nie pojawiła się. Skonsternowany gospodarz pokręcił głową ze zdumieniem. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby małpa nie odpowiedziała na dźwięk wezwania. Ksiądz nalegał: przyszedł właśnie po to, by zobaczyć osobliwego służącego i nie pozwoli pozbawić się tej przyjemności. Gospodarz zawołał ponownie. Żadnej odpowiedzi. Zdawało się, że małpa zniknęła. Przeszukano dom i w końcu odnaleziono stworzenie trzęsące się w swoim aksamitnym wdzianku pod łóżkiem gospodarza. Wyciągnięto je spod łóżka siłą, a stworzonko drżało i ze wszech sił próbowało uniknąć pokazania się księdzu.
- Otóż - zażądał ksiądz - rozkazuję ci w imię Wszechmogącego Boga, w Trójcy jedynego, byś powiedział swemu panu, kim jesteś, i po co przebywasz w tym domu.
Zmuszona do posłuszeństwa, wściekła, nadal trzęsąca się małpa wyrzuciła z siebie w stronę wstrząśniętego gospodarza te słowa:
- Nie jestem zwyczajnym stworzeniem. Jestem demonem z piekła, który przybrał postać małpy gotowej przybyć na każde twoje wezwanie. I faktycznie przybywam, ale czekam pod twoim łóżkiem każdej nocy oczekując pierwszego wieczora kiedy zrezygnujesz z tego okropnegozwyczaju, którego nauczyła cię twoja matka - zwyczaju odmawiania trzech Zdrowaś Maryjo zanim udasz się na spoczynek. Bo wtedy i tylko wtedy mam pozwolenie udusić cię we śnie i porwać twoją duszę w wieczny ogień.
Wypowiedziawszy te słowa wijąca się małpa zniknęła. Arogancja i szydercza postawa gospodarza zniknęły razem z przeklętym stworzeniem. Blady i wstrząśnięty zwrócił się w stronę księdza. - A, miałeś wielkie szczęście - powiedział świątobliwy kapłan. - Doprawdy wielkie to szczęście, że pozostałeś wierny tej króciutkiej modlitwie do Matki Miłosierdzia, która nigdy nie opuszcza nawet najbardziej zepsutych, którzy się do Niej uciekają. - Ksiądz wysłuchał spowiedzi gospodarza, który stał się wzorem wiary w całym mieście i był szczególnie znany ze swojego czułego oddania Maryi.
Ilu z nas w naszej podróży przez życie uczuło obecność podobnej opisanej tu małpy pod łóżkiem? A ilu z nas doświadczyło dobroci i miłosierdzia Maryi, która aż do końca świata nigdy nie przestanie zaradzać ludzkiej niedoli i śpieszyć im z pomocą, aby powrócili na drogę prawdy, którą jest Święty Kościół katolicki?
Matka Miłosierdzia - ona powstrzymuje rękę sprawiedliwości Swojego boskiego Syna wobec wszystkich, którzy Jej wzywają - nawet w postaci trzech tylko Zdrowaś Maryjo.
Powyższa historia dowodzi prawdziwości słów św. Bernardyna z Bustis: "Ta wspaniała Pani pragnie dać nam łaski bardziej niż my pragniemy je otrzymać".
Tłum. Matjas & TŁM