James Dobson: Ted,
jest około czternastej trzydzieści. Zostaniesz stracony jutro o
siódmej rano, chyba że uzyskasz kolejne odroczenie wykonania kary.
O czym myślisz? Jakie myśli przychodzą ci do głowy w ciągu tych
ostatnich kilku dni?
Ted Bundy:
Nie będę pana oszukiwał, twierdząc, że czuję, iż panuję nad
sytuacją albo że się z nią pogodziłem, bo to nieprawda. To się
dzieje chwila po chwili. Czasami czuję się bardzo spokojny, a
czasami – wcale. W tej chwili myślę o tym, by wykorzystać te
godziny i minuty, które mi pozostały, tak owocnie jak to możliwe i
zobaczyć, co się zdarzy. Przeżywanie takich chwil, znajdowanie się
w tak kluczowym momencie życia pomaga owocnie go wykorzystywać. W
tej chwili czuję się spokojny, a to w wielkiej mierze dlatego, że
jestem tu z panem.
James Dobson:
Tak dla jasności: jesteś winny zamordowania wielu kobiet i
dziewcząt. Czy to prawda?
Ted Bundy:
Tak, to prawda.
James Dobson:
Ted, jak to się stało? Cofnij się ze mną w czasie. Jakie
okoliczności poprzedziły czyny, których się dopuściłeś? Tak
wiele smutku, żalu, bólu – tak wielu osób. Jak to się zaczęło?
Jak do tego doszło?
Ted Bundy:
To pytanie zasadnicze, nad którym nie tylko ludzie znacznie bardzo
inteligentni ode mnie zastanawiali się latami – ale ja również
się nad nim zastanawiałem i próbowałem znaleźć odpowiedź. Czy
starczy czasu, by wszystko wyjaśnić? Nie wiem. Wydaje mi się
jednak, że rozumiem, co stało się ze mną – na tyle, na ile
pojmuję, w jaki sposób rozwinęły się u mnie pewne uczucia i
myśli – rozwinęły do tego stopnia, że powodowany nimi zacząłem
zabijać. Mówię o uczuciach niepohamowanych i niszczących.
James Dobson: Wróćmy
zatem to tych korzeni. Po pierwsze: jak rozumiem, byłeś wychowywany
w tym, co uważałeś za normalny, zdrowy dom.
Ted Bundy:
Bez dwóch zdań tak.
James Dobson: Nie
znęcano się nad tobą fizycznie, nie wykorzystywano seksualnie, ani
emocjonalnie.
Ted Bundy:
Nie. Nie było o tym mowy. I to jest część tragedii, ponieważ
dorastałem we wspaniałym domu z dwojgiem oddanych, kochających
rodziców jako jedno z pięciorga rodzeństwa. W domu, w którym na
nas, dzieciach, skupione było życie naszych rodziców.
Systematycznie uczęszczaliśmy do zboru. Miałem rodziców, którzy
nie pili, nie palili, nie uprawiali hazardu. W domu nie było żadnego
fizycznego znęcania się, ani awantur. Nie twierdzę, że wszystko
było jak w jakimś telewizyjnym serialu...
James Dobson: To
nie był dom idealny?
Ted Bundy:
Nie, nie był, ale o istnieniu takiego idealnego domu nic mi nie
wiadomo. To był zdrowy, porządny chrześcijański dom i mam
nadzieję, że nikt spróbuje pójść na łatwiznę i obwiniać albo
w inny sposób oskarżać mojej rodziny o to, że przyczyniła się
do tego, co się stało. Mam bowiem świadomość, jak do tego
doszło, i usiłuję to panu powiedzieć – tak szczerze jak tylko
potrafię. I wydaje mi się, że to jest przesłanie, z którym
chciałbym dotrzeć do ludzi.
Jako
młody chłopak, gdy miałem jakieś dwanaście-trzynaście lat,
spotkałem się – poza domem – w lokalnym sklepie spożywczym, w
lokalnej aptece – z miękką pornografią; z tym, co ludzie „miękką
pornografią” nazywają. Lecz, o ile sobie przypominam, opowiadałem
panu zeszłego wieczoru, doktorze Dobson, w formie zabawnej
historyjki, jak zwyczajem młodych chłopaków łaziliśmy po
wszystkich zakamarkach w naszym sąsiedztwie, a ludzie często
wyrzucali śmieci albo inne rzeczy, których chcieli się pozbyć, i
od czasu do czasu natrafialiśmy na książki z rodzaju pornografii
„twardszej” – bardziej obrazowej, nie pozostawiającej niczego
wyobraźni – niż ta, na którą natykaliśmy się w naszym
spożywczaku. Wśród naszych znalezisk były też, powiedzmy,
czasopisma detektywistyczne...
James Dobson:
Przedstawiające przemoc...
Ted Bundy:
Tak, i to jest to, co chciałbym podkreślić: najbardziej niszczącym
rodzajem pornografii – i mówię to znów z osobistego
doświadczenia; autentycznego, przykrego doświadczenia osobistego –
jest ten, który łączy się z przemocą – przemocą seksualną.
Połączenie tych dwóch czynników o potężnym działaniu – wiem
o tym aż nazbyt dobrze – prowadzi do czynów tak straszliwych, że
nie do opisania.
James Dobson: Spróbujmy
opisać to doświadczenie. Co wtedy myślałeś?
Ted Bundy:
Dobrze, zanim wejdziemy w dalsze... Chciałbym... Jest dla mnie
ważne, aby ludzie uwierzyli w to, co panu mówię: nie obwiniam
pornografii za to, co zrobiłem, i nie twierdzę, że zmusiła mnie
do pewnych czynów. Biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie
moje czyny. To nie podlega dyskusji. Istotne jest natomiast, jak
wspomnianego rodzaju literatura przyczyniła się do tych brutalnych
czynów i pomogła je uformować, ukształtować.
James Dobson: Pobudziła
twoją fantazję.
Ted Bundy:
Cóż, z początku pobudza ona ten rodzaj procesu myślowego;
następnie w pewnej konkretnej chwili przyczynia się do
skrystalizowania go, czyniąc zeń coś niemal na kształt osobnego
bytu wewnątrz człowieka. W tym momencie człowiek jest już bardzo
bliski... ja byłem bardzo bliski podjęcia działania w oparciu o te
myśli.
James Dobson: Naprawdę
zależy mi na tym, żeby to zrozumieć: w swoim własnym wypełnionym
fantazjami życiu doszedłeś już do granicy – z użyciem
materiałów drukowanych... Czy też filmów...
Ted Bundy:
Filmów, czasopism i tym podobnych.
James Dobson:
I wtedy pojawiło się pragnienie zrobienia tego małego – dużego
– kroku dalej: doświadczenia fantazji w rzeczywistości.
Ted Bundy:
To rozgrywa się... rozgrywało się etapami – stopniowo. To nie
dzieje się – niekoniecznie dzieje się – przynajmniej tak było
w moim przypadku – w ciągu jednej nocy. Moje doświadczenie z
pornografią – mówię w ogólnosci, ale szczególnie z pornografią
przedstawiającą seksualność w sposób brutalny – jest takie, że
z chwilą, gdy się od niej uzależnisz (patrzę na to jako na rodzaj
uzależnienia), to tak jak w przypadku innych rodzajów uzależnienia
ciągle szukasz... ja szukałem materiałów coraz mocniejszych,
bardziej obrazowych, pozostawiających coraz mniej wyobraźni. Tak
jak w uzależnieniu – bezustannie pożądasz czegoś coraz
„twardszego”, czegoś, co da ci poczucie większego podniecenia –
aż dochodzisz do tego, że pornografia ci już nie wystarcza –
osiągasz ten przełomowy punkt, w którym zaczynasz się
zastanawiać, czy może faktyczne przeżycie tego, co do tej pory
tylko sobie wyobrażałeś, nie da ci tego, czego nie może ci dać
samo czytanie albo oglądanie pornografii.
James Dobson: Jak
długo znajdowałeś się w tym punkcie zanim faktycznie zaatakowałeś
kogoś fizycznie?
Ted Bundy:
Cóż... Widzi pan, to w rozwoju mojej osoby moment bardzo subtelny.
Mówimy o czymś, co... mówimy o chwili, w której osiąga się ten
stan albo dochodzi do sytuacji, w której się do niego zbliża, w
ciągu... to zabiera lata.
James Dobson: Ile?
Ted Bundy:
Powiedziałbym, że parę lat. I w tym czasie musiałem sobie
poradzić z bardzo silnymi zahamowaniami, które powstrzymywały mnie
przed działaniem przestępczym albo stosowaniem przemocy – w ten
sposób mnie uwarunkowano, wychowano – w moim środowisku,
sąsiedztwie, w moim zborze, w szkole. Z tym wszystkim, co mówiło
mi: „to jest złe”. Chodzi o to, że nawet myślenie o tym jest
złe, a już dopuszczenie się tego jest złe na pewno. Znajdowałem
się na krawędzi, i to, co jako ostatnie... mogę tak powiedzieć,
co cię jeszcze hamuje, co powstrzymuje cię przed faktycznym
dopuszczeniem się czynu, jest nieustannie poddawane testowi, by
przełamać barierę pod wpływem życia fantazjami, które w
wielkiej mierze podsyca pornografia.
Ted Bundy:
Cóż...
James Dobson: Pamiętasz
chwilę podjęcia decyzji: „Tak, pora to zrobić!”? Pamiętasz
moment, w którym zdecydowałeś, by zaryzykować?
Ted Bundy:
Podkreślę to raz jeszcze... Kiedy mówi pan: „popchnęło mnie”
– rozumiem, co ma pan na myśli...
James Dobson: Wiem
o co Ci chodzi...
Ted Bundy:
Nie muszę przypominać, że nie byłem jakąś bezradną ofiarą;
niemniej jednak mówimy o takim wpływie tego rodzaju – mam na
myśli wpływ pełnych brutalności mediów oraz pełnej przemocy
pornografii – który był... który stanowił nieodzowne ogniwo w
łańcuchu czynów – w łańcuchu zdarzeń, który doprowadził do
tych czynów: do napaści, morderstw i tak dalej. Bardzo trudno to
opisać. Poczucie dojścia do tego punktu, w którym wiedziałem...
jakby coś pękło – wiedziałem, że nie jestem już w stanie nad
tym zapanować; granice, które uznawałem, których nauczyłem się
jako dziecko, które we mnie wpojono – nie wystarczały już, by
powstrzymać mnie przed znalezieniem ofiary i skrzywdzeniem jej.
James Dobson: Czy
trafne byłoby określenie tego „szałem” – „szałem
seksualnym”?
Ted Bundy:
Cóż, można to opisać w ten sposób. Wewnętrzny przymus.
Wzbudzanie w sobie niszczącej energii. Dochodzi do tego – o czym
jeszcze nie wspominałem – picie alkoholu. Ale sądzę, że to, do
czego doprowadził mnie alkohol – w połączeniu z wystawieniem się
na działanie pornografii – polegało na tym, że alkohol obniżył
poziom moich zahamowań. Jednocześnie wypełnione fantazjami życie
– podsycane przez pornografię – doprowadziło do dalszego ich
niszczenia.
James Dobson: Czy
to prawda, że z początku byłeś zawsze podpity, gdy dopuszczałeś
się tych czynów?
Ted Bundy:
Tak – tak...
James Dobson: Zawsze
tak było?
Ted Bundy:
Powiedziałbym, że generalnie tak się sprawy miały. Byłem bez
wyjątku...
James Dobson: OK,
więc, jeśli dobrze rozumiem... Toczysz wewnętrzną walkę z
normami – z tym, czego nauczono cię o dobru i złu jako dziecko –
a z drugiej strony jest ta pozbawiona zahamowań namiętność
podsycana przez mocną, twardą, brutalną pornografię. I toczą one
ze sobą walkę.
Ted Bundy:
Tak.
James Dobson: Potem
mamy alkohol, który osłabia zahamowania – i łamiesz granice.
Ted Bundy:
Cóż... Tak, można to w ten sposób podsumować i to z pewnością
będzie prawda. Przyszło mi do głowy, że niektórzy ludzie
powiedzą: „No dobrze, ja też oglądałem taką pornografię i na
mnie wcale nie działa ona w ten sposób”. I mogę to zrozumieć.
Prawie każdy może być narażony na kontakt z tak zwaną
pornografią i będąc nią w jakiś sposób pobudzonym nie
zdecydować się na zrobienie niczego złego.
James Dobson: Taka
jest natura uzależnień. Na jednych wpływają silniej, na innych –
słabiej. Ale pewien odsetek ludzi twarda pornografia skłania do
stosowania bardzo brutalnej przemocy. A ty jesteś bez wątpienia
jednym z nich.
Ted Bundy:
Pornografia była głównym czynnikiem. I nie wiem, dlaczego byłem
tak podatny na jej działanie. Wszystko, co wiem, to to, że miała
na mnie takiego rodzaju wpływ, który odegrał kluczową rolę w
doprowadzeniu mnie do dopuszczenia się brutalnej przemocy.
James Dobson: Ted,
po tym jak popełniłeś pierwsze morderstwo – jaki wpływ miało
to na twoją emocjonalność? Co zdarzyło się w następne dni?
Ted Bundy:
Raz jeszcze... Proszę, niech pan zrozumie – nawet teraz, długie
lata po tych zdarzeniach trudno jest o nich mówić, bo oznacza dla
mnie ponowne ich przeżywanie – jest to co najmniej trudne.
Chciałbym, aby zrozumiał pan, co się stało. To było jak
wybudzenie się z jakiegoś okropnego transu albo snu. Mogę to
porównać tylko z – nie chcę, by zabrzmiało to zbyt dramatycznie
– z poczuciem, że znajduję się pod panowaniem czegoś
niesłychanie mi obcego i straszliwego, a następnego dnia wybudzam
się z tego stanu, przypominam sobie, co się zdarzyło, i zdaję
sobie sprawę, że w oczach prawa – a z pewnością w oczach Boga –
jestem właściwie odpowiedzialny; budzę się rano i zdaję sobie
sprawę z tego, co zrobiłem. Mając w owej chwili jasne rozpoznanie
sytuacji i wszystkie moje podstawowe odczucia moralne i etyczne
nienaruszone. Wprawiało mnie w przerażenie, że byłem do czegoś
takiego zdolny.
James Dobson: Naprawdę
nie miałeś o tym wcześniej pojęcia?
Ted Bundy:
Nie ma żadnego sposobu, by opisać – po pierwsze: niepohamowany
popęd do popełniania takich czynów; a tym, co następuje z kolei,
z chwilą gdy zostanie on w mniejszym czy większym stopniu
zaspokojony – i, można by powiedzieć, „zmniejsza się” –
zostaje „zużyty” – ten poziom energii maleje – i w gruncie
rzeczy znów stawałem się sobą. Chciałbym, aby ludzie zrozumieli
również to – nie mówię tego przypadkiem, bo wydaje mi się
istotne, aby to zrozumiano – że zasadniczo byłem osobą normalną.
Nie jakiś typem przesiadującym w barach, ani włóczęgą. Nie
byłem zboczeńcem – w tym sensie, w jakim ludzie spoglądają
czasem na kogoś i mówią: „Wiem, że z nim jest coś nie w
porządku”; po prostu to rozpoznają. Byłem w gruncie rzeczy
normalnym człowiekiem. Miałem dobrych przyjaciół. Prowadziłem
normalne życie – z wyjątkiem tego jednego drobnego, ale bardzo
niszczącego wycinka o potężnym oddziaływaniu, który utrzymywałem
w wielkiej tajemnicy, jako coś zupełnie osobistego – nie
pozwoliłem nikomu, aby się o nim dowiedział. A jedną z tych
rzeczy, które wstrząsnęły moimi kochanymi przyjaciółmi oraz
rodziną i przeraziły ich – lata temu, gdy aresztowano mnie po raz
pierwszy – było ich kompletne zaskoczenie. Patrzyli na mnie i
widzieli przeciętnego amerykańskiego chłopaka. Nie byłem ideałem,
ale... Byłem „w porządku”. Naprawdę byłem. Na podstawowym
poziomie moje człowieczeństwo, moja dusza, którą otrzymałem od
Boga, pozostały nienaruszone – ale, niestety, od czasu do czasu
bywały „przytłumione”. Ludzie potrzebują zrozumieć, że to
nie jest jakiś rodzaj... ci z nas, którzy znajdują się pod tak
wielkim wpływem pokazywanej w mediach przemocy, a szczególnie
przemocy połączonej z pornografią, nie rodzą się potworami.
Jesteśmy waszymi synami i waszymi mężami. Dorastamy w normalnych
rodzinach. A pornografia może dziś dosięgnąć dowolny dom i
porwać z niego dziecko. Mnie porwała z mojego dwadzieścia...
trzydzieści lat temu. I mimo tak pilnej troski moich rodziców – a
troszczyli się oni o ochronę swoich dzieci naprawdę pilnie – i
mimo tego, że mieliśmy tak dobry chrześcijański dom – wspaniały
chrześcijański dom – nie ma obrony przed wpływem tego rodzaju
rzeczy, które puszcza się samopas w tolerującym je społeczeństwie.
James Dobson: Jesteś
o tym rzeczywiście głęboko przekonany, prawda?
Ted,
za tymi murami znajdują się obecnie setki reporterów, którzy
chcieli z tobą porozmawiać.
Ted Bundy:
Tak.
James Dobson: A
ty poprosiłeś mnie, abym przyjechał tu z Kalifornii, bo było coś,
co chciałeś powiedzieć. Ta godzina, którą wspólnie spędzamy to
nie jest po prostu wywiad z człowiekiem, który ma na jutro rano
wyznaczony termin egzekucji. Jestem tutaj – i ty tutaj jesteś –
ze względu na przesłanie, o którym właśnie mówisz. Faktycznie
uważasz, że „twarda” pornografia – i wstęp do niej –
pornografia „miękka” – wyrządza innym niepowetowane szkody i
prowadzi do wykorzystywania i mordowania kobiet – tak jak robiłeś
to ty.
Ted Bundy:
Proszę mnie posłuchać... Żaden ze mnie specjalista od nauk
społecznych, nie przeprowadziłem sondaży... Nie będę udawał, że
wiem, co na ten temat sądzi przeciętny Kowalski, ale siedzę w
więzieniu już długo i spotkałem tu wielu ludzi, którzy swoją
motywację do stosowania przemocy czerpali z tych samych źródeł co
ja – i każdy z nich
– BEZ WYJĄTKU
– był głęboko zaangażowany w pornografię
– bezdyskusyjnie, bez wyjątku – znajdował się pod przemożnym
wpływem uzależnienia od pornografii. Jest to bezdyskusyjne. Własne
badanie FBI na temat seryjnych morderców pokazuje, że najczęstszym
ich zainteresowaniem jest pornografia.
James Dobson: To
prawda.
Ted Bundy:
I tak faktycznie jest.
James Dobson: Ted,
jak wyglądałoby Twoje życie bez tego wpływu?
Ted Bundy:
. . .
James Dobson: Możesz
się tylko domyślać.
Ted Bundy:
Taa. Cóż, wiem, że byłoby dużo lepsze nie tylko dla mnie –
przepraszam, że skupiam się tak na sobie – byłoby dużo lepsze
dla mnie i wielu innych osób. Wiem, że skrzywdziłem mnóstwo
niewinnych ludzi – moje ofiary i ich rodziny. Byłoby dużo lepsze
– bez cienia wątpliwości. To byłoby życie „pełniejsze”;
życie, w którym nie byłoby miejsca – jestem tego całkowicie
pewien – na ten rodzaj przemocy, jakiej się dopuściłem.
James Dobson: Jestem
pewien, Ted, że gdybym mógł zadać te pytania, które są teraz
zadawane tam za murami, jednym z najistotniejszych – w tych
najprawdopodobniej ostatnich godzinach Twojego życia – byłoby:
Czy myślisz o wszystkich tak straszliwie skrzywdzonych ofiarach i
ich rodzinach...
Ted Bundy:
Cóż...
James Dobson: Minęły
lata, a ich życie nie stało się na powrót normalne. Nigdy się
takim nie stanie.
Ted Bundy:
Bez dwóch zdań.
James Dobson: Czy
ciąży ci ta świadomość? Czy czujesz wyrzuty sumienia?
Ted Bundy:
Raz jeszcze powiem... zdaję sobie sprawę, że zostanę oskarżony o
egoizm, ale nic na to nie poradzimy – mówię panu po prostu, co
czuję: dzięki Bożej pomocy byłem w stanie dojść do takiego
stanu – o wiele za późno, choć lepiej późno niż wcale – w
którym czuję to cierpienie i ból, za które jestem odpowiedzialny,
i – tak, bez wątpienia – przez kilka ostatnich dni ja
rozmawiałem z kilkoma śledczymi o nierozwiązanych morderstwach –
o morderstwach, które popełniłem – i trudno o tym mówić
wszystkie te lata później, bo przywołuje to wszystkie te okropne
uczucia i myśli, z którymi wytwale i pilnie sobie poradziłem –
sądzę, że z powodzeniem – mając Bożą pomoc. A jednak
powrócono do tych spraw i na powrót poczułem cały ten ból i całe
to przerażenie. I mogę tylko mieć nadzieję, że ci, których
skrzywdziłem, ci, którym przysporzyłem tak wiele smutku – nawet
jeśli nie uwierzą w wyrażane przeze mnie smutek i skruchę –
uwierzą w to, co mówię teraz: w ich miastach i społecznościach
grasują dziś na wolności ludzie tacy jak ja – ludzie, których
niebezpieczne popędy dzień w dzień podsyca obecna w mediach w
różnej formie przemoc, szczególnie zaś przemoc zseksualizowana. A
tym, co mnie przeraża – i mówimy tu o czasach obecnych, bo
wydarzenia związane ze mną rozegrały się dwadzieścia-trzydzieści
lat temu – to znaczy na etapie formowania się mojej osobowości –
a więc tym, co wprawia mnie w przerażenie, doktorze Dobson, jest
to, co widzę w telewizji kablowej. Niektóre filmy – pokazywana w
nich przemoc, którą zapraszamy do naszych domów – to są rzeczy,
których trzydzieści lat temu nie pokazanoby w kinach z filmami od
lat osiemnastu. Te filmy...
James Dobson: Filmy
z gatunku slasher
– o nich mówisz...
Ted Bundy:
Te filmy – i mówię to panu z osobistego doświadczenia – to
najbardziej obrazowa przemoc, jaką pokazuje się na ekranie –
szczególnie, jeśli dostaje się ona do domu; dzieci mogą być bez
opieki albo są nieświadome, że mogą stać się Tedem Bundym; że
są podatne... mają predyspozycje, aby tego typu filmy wpływały na
ich postępowanie. W tej chwili przed ekranami siedzą dzieci, skaczą
z kanału na kanał i gdy nadchodzi wieczór, puszczają te filmy –
albo o innej porze, nie wiem, kiedy je nadają – ale je nadają i
każde dziecko może je obejrzeć. Przeraża mnie myśl o tym, co
stałoby się ze mną, gdybym je obejrzał – jestem wystarczająco
straszny. Natrafiłem na te rzeczy poza domem, ale mieć świadomość,
że dzieciaki oglądają coś takiego albo mogą podnieść słuchawkę
telefonu i zadzwonić, żeby im taki film dostarczono...
James Dobson: Czy
mógłbyś pomóc mi zrozumieć ten proces odwrażliwiania, któremu
byłeś poddany? Co działo się w twojej głowie?
Ted Bundy:
Przez odwrażliwienie rozumiem... opisuję ten proces moimi własnymi
określeniami: chodzi o to, że za każdym razem, gdy kogoś
krzywdziłem, gdy kogoś zabijałem, towarzyszyła mi ogromna –
szczególnie na początku – towarzyszyło mi później olbrzymie
przerażenie, poczucie winy i wyrzuty sumienia; ale potem impuls, by
zabić jeszcze raz, wracał – i to silniejszy. Proszę mi wierzyć,
ja nie... czymś niezwykłym w całej tej sprawie, doktorze Dobson,
było to, że w moim „normalnym” życiu wciąż czułem w pełni
poczucie winy i skruchę z powodu innych postępków – żal...
James Dobson: Miałeś
tę zaszufladkowaną...
Ted Bundy:
Tę zaszufladkowaną – ten bardzo mocno i wyraźnie odgraniczony
obszar, w którym... To było jak czarna dziura, jak szczelina –
wszystko, co w nią wpadło, znikało. Czy jest to zrozumiałe?
James Dobson: Tak,
jest. Jednym z ostatnich popełnionych przez ciebie zabójstw był
mord na małej Kimberly Leach – dwunastolatce. Wydaje mi się, że
publiczne oburzenie jest tu większe, ponieważ niewinne dziecko
zostało porwane z placu zabaw. Co później czułeś? Towarzyszyły
ci normalne emocje? Gdzie wtedy byłeś, Ted?
Ted Bundy:
Nie potrafię o tym teraz mówić. To jest...
James Dobson: Zbyt
bolesne?
Ted Bundy:
Chciałbym być w stanie przekazać panu, jakie to jest
doświadczenie, ale nie potrafię. Nie umiem o tym opowiedzieć.
James Dobson: W
porządku, w porządku.
Ted Bundy:
Nie mam żadnego pojęcia o tym – mogę próbować – cóż,
jestem świadom, że nie mam żadnego pojęcia o bólu, jaki czują
rodzice tych małych dzieci – tych młodych dziewcząt, które
skrzywdziłem – i naprawdę niewiele mogę im przywrócić –
jeśli w ogóle cokolwiek. Nie będę stwarzał pozorów i nie
spodziewam się, że mi przebaczą. I nawet o to nie proszę. Ten
rodzaj wybaczenia należy do Boga – a jeśli oni nie potrafią
przebaczyć – cóż, może któregoś dnia się na to zdobędą.
James Dobson: Czy
zasługujesz na karę, jaką orzekło wobec Ciebie państwo?
Ted Bundy:
To bardzo dobre pytanie i odpowiem na nie naprawdę szczerze: nie
chcę umierać. Nie będę pana oszukiwał. Nie będę. Bez wątpienia
zasługuję na najwyższy wymiar kary, jakim dysponuje społeczeństwo;
społeczeństwo zasługuje też na to, aby bronić się przede mną i
ludźmi takimi jak ja – co do tego nie ma wątpliwości. Sądzę,
że – mam nadzieję, że to, co wyniknie z naszej dyskusji, to
myśl, że społeczeństwo zasługuje na to, by bronić się przed
samym sobą, ponieważ, tak jak mówiliśmy, pewne siły szaleją
samopas w naszym kraju – raz jeszcze podkreślam – mówię w
szczególności o pełnej brutalności pornografii – sytuacja jest
taka, że z jednej strony przyzwoici ludzie o dobrych intencjach
potępią czyny kogoś takiego jak Ted Bundy, a jednocześnie
przejdą spokojnie koło stojaka z gazetami pełnego właśnie tych
czasopism, które powodują, że młodzi ludzie są skłaniani do
wchodzenia na drogę Teda Bundy'ego. To ironia całej sytuacji. Nie
mówimy tu tylko czymś bardziej... to, o czym tu mówię, to coś
więcej niż odpłata – a ludzie żądają, abym ją otrzymał.
Wykracza to poza granice odpłaty i kary, bo nie ma absolutnie żadnej
możliwości, by zabicie mnie przywróciło owe piękne dzieci ich
rodzicom i naprawiło... złagodziło ból. Ale powiem panu, że dziś
na ulicach naszego kraju bawi się wiele innych dzieci, które zginą
jutro, za dwa dni, za trzy – i w przyszłym miesiącu – ponieważ
inni młodzi ludzie czytają tego rodzaju rzeczy i oglądają tego
rodzaju rzeczy, które są dziś dostępne w mediach.
James Dobson: Ted,
jak sobie zapewne wyobrażasz, tam na zewnątrz odnoszą się do
Twojej sytuacji z wielkim cynizmem i, jak przypuszczam, mają ku temu
powody. Sądzę, że ludzie – niektórzy ludzie – nie są skłonni
uwierzyć ani słowu z tego, co mówisz.
Ted Bundy:
Ta.
James Dobson:
Niemniej jednak zeszłego wieczoru powiedziałeś mi (i usłyszałem
to też od naszego wspólnego przyjaciela – Johna Tannera), że
przyjąłeś przebaczenie Jezusa Chrystusa i jesteś Jego wyznawcą.
Czy czerpiesz z tego siłę zbliżając się do ostatnich godzin
swojego życia?
Ted Bundy:
Tak. Nie mogę powiedzieć, że...
James Dobson:
...to będzie łatwe?...
Ted Bundy:
...że kroczenie wpośród cienia śmierci [por. Ps 22, 4] to coś, z
czym już się do końca oswoiłem, i że jestem silny i nic mnie nie
trapi. Proszę posłuchać: to nic przyjemnego. Pojawia się pewna
samotność, a jednak muszę sobie przypominać, że każdy z nas w
taki czy inny sposób kiedyś przez to przejdzie...
James Dobson: Jest
to człowiekowi przeznaczone...
Ted Bundy: ...tak
jak niezliczone miliony, które stąpały po ziemi przed nami –
więc jest to doświadczenie wspólne wszystkim ludziom.
[23 stycznia 1989]
Tłum. Łukasz Makowski