Jeden z komentatorów artykułu
opublikowanego niedawno na stronie Pistrina Liturgica zacytował następujący
fragment z biuletynu informacyjnego Seminarium Trójcy
Przenajświętszej Wielkiego Dona [bpa Donalda Sanborna]:
„W niedziele i święta
obowiązuje zakaz przebierania się na terenie seminarium. Mężczyznom
nie wolno zdejmować krawatów na parkingu. Należy przybywać na
teren seminarium w najlepszym ubraniu niedzielnym i opuszczać teren
seminarium w najlepszym ubraniu niedzielnym. Proszę zwrócić uwagę
na zmianę w regułach dotyczących ubioru: Wysokość obcasów w
damskich butach nie może od teraz przekraczać dwóch cali, a to
celem nienaruszania zasady zachowania skromności w Domu Bożym”.
Tak, dobrze słyszeliście: na parkingu mężczyźni nie
mogą nawet zdjąć krawata,
a obcasy – których dopuszczalna wysokość wynosiła dotychczas
trzy cale
– obecnie mogą mieć ich co
najwyżej dwa.
Ale
czekajcie! Aby nie pozostać w tyle za Obłąkanym Donstworem, Dannie
Dolan [bp Daniel Dolan] (znany też jako „Wyrocznia z West
Chester”) wydał z siebie ostatnio następujące
zarządzenie: uczestnictwo we Mszy una
cum
to grzech
śmiertelny.
Tak, chłopcy i dziewczęta, uczestnictwo we Mszy una
cum nie
jest już „po prostu zakazane”. Czyn ów awansował do poziomu
grzechu
śmiertelnego.
Wspomniane
wyżej orzeczenia domagają się odpowiedzi na pytanie: Czy Donnie i
Donstwór stracili już resztki swoich poplątanych rozumków? Cóż,
to być może – ale niezależnie od tego, czy faktycznie tak się
stało, dekrety wyżej wymienionych krwiopijców stanowią
rozpaczliwą
próbę
odzyskania przez nich „władzy” nad swoimi trzódkami –
pokazania im, że wciąż nimi
rządzą.
Wielki Don, wciąż nie mogący odzyskać równowagi po utraceniu
kościoła Pani Fatimskiej Słonecznej Królowej w Arizonie [na rzecz
kapłana współpracującego z CMRI] – oraz Dannie, rozczarowany,
że zorganizowany przezeń pięćdziesiątnicowy „Niedzielny Spęd”
nie zwabił większej liczby frajerów na jego wieczorno-piątkowe
cierpiętnicze długodystansowce – czują się obecnie dość
niepewnie. A cóż robi niepewny swego dyktator, gdy czuje, że traci
kontrolę nad sytuacją? Staje się jeszcze
bardziej autorytarny
– oto co robi.
Nie
powinno jednak nikogo dziwić, że Wielki Don wydaje swój najnowszy
obłąkańczy
okólnik z „zestawem reguł dotyczących odziewania się”, Dannie
zaś swój równie obłąkańczy dekret w sprawie mszy una
cum.
To kolejne dwie wyraźne
oznaki,
że SGG [kościół św. Gertrudy z Helfty zwanej Wielką w West
Chester, Ohio] oraz MHT [Seminarium Trójcy Przenajświętszej] są
(i zawsze nimi były) SEKTAMI
– charakteryzują się wszelkimi klasycznymi cechami sekty:
potworzeniem arbitralnych (i nieodmiennie irracjonalnych)
„zasad”, których przestrzegać muszą ich wyznawcy (ale do
których nie muszą stosować się przywódcy sekty oraz ich
ulubieńcy); wystawnym życiem na koszt wyznawców; i przedstawianiem
się jako „jedyni prawdziwi katolicy”, którymi w istocie nie
są.
Właśnie
z tego powodu Dannie był w stanie bez chwili zastanowienia
zlekceważyć oglądanie
przez ucznia jego szkoły pornografii
oraz uprawianie
nierządu ze współuczennicą
(skutkujące ciążą) i zbyć je stwierdzeniem: „Chłopcy tacy już
są” – ponieważ czynów tych dopuścili się synowie jednego z
jego ulubieńców – „dyrektora szkoły”. Ale niech tylko jakiś
uczeń-nieszczęśnik zapomni odrobić pracy domowej, a
zaraz zostanie mu wymierzona kara
cielesna z użyciem drewnianej kopystki
– w obecności członków ciała pedagogicznego wezwanych na
świadków „egzekwowania dyscypliny”. Albo niechże jakiemuś
„szeregowemu” parafianinowi zdarzy się podczas wakacji
uczestniczyć we Mszy w „niezatwierdzonej” kaplicy, a odmawia
mu się Komunii Świętej.
Ponadto od szeregowych parafian oczekuje się stosowania do
wielkopostnych zasad dotyczących powstrzymywania się od pewnego
rodzaju potraw oraz ograniczenia ilości pokarmu, podczas gdy Dannie
wyskakuje sobie do Meksyku, gdzie pożera „mięsiwo w obfitości”.
I to dlatego Dannie i Tony [x. Antoni Cekada] obiadują w eleganckich
restauracjach i wyprawiają się na „apostolaty” w ekskluzywne
miejsca, a szeregowi „getrudziarze” nigdzie nie podróżują, ale
dostają w siedzibie sekty wikt
należny plebsowi;
ci pierwsi „się zabawiają”, a ci drudzy – „się słuchają”.
A
cóż gertrudziarze dostają w zamian za znoszenie całej tej
maskarady? Co takiego Dannie i Tony sprzedają im jako „prawdziwy
katolicyzm”? „Pokazówkę” – rzecz jasna. Wpadnij do Gertrudy
w dowolną niedzielę na Mszę uroczystą, a według wszelkiego
prawdopodobieństwa natkniesz się na defiladę
(lub jakąś inną formę pontyfikalnego pomponiarstwa). W każdą
bez wyjątku niedzielę Jego Ważniakowatość sunie gertrudzimi
nawami (w pełnym rynsztunku duchownego – to oczywiste – otoczony
olbrzymią czeredą ministrantów, ceroferariuszy oraz całą resztą
tego blichtru) przy możliwie najdonośniejszych dźwiękach
kościelnych dzwonów – roztaczając wokół siebie (to jasne jak
słońce) unoszące się gęstymi kłębami kadzidło w ilości
wystarczającej, by wszyscy znajdujący się w pobliżu dostali ataku
kaszlu. (Raz nawet uruchomił się alarm pożarowy).
Ale
czy to wszystko „nieskażona wiara”? Czy wiernym serwuje się w
SGG prawdziwy
katolicyzm?
Nie – oczywiście, że nie. SGG to miejsce, w którym „pasterze”
każą
na temat „chronienia naszych niewinnych dzieci”, lecz w
praktyce dają
przyzwolenie
na wspomniane wyżej niemoralne
zachowanie
oraz sadystyczne
traktowanie
owych niewinnych dzieci przez zwyrodniałego „dyrektora szkoły”.
(A szaleństwo na tym się nie kończy: pewien „nauczyciel religii”
z nadania Danniego ogłosił, że jeżdżenie
na kolejce górskiej w parku rozrywki
oraz wejście
do kościoła w sportowej opasce na głowę
to grzechy
śmiertelne!).
I cóż za szaleniec,
ośmielimy się spytać, byłby zdolny powiedzieć, że jedna Msza
una
cum
to coś gorszego niż wszystkie
dokonane kiedykolwiek aborcje?
Prefekt MHT – oto kto. Przykra prawda jest taka, że w ośrodkach
sekciarstwa nie ma ani krzty moralności,
ani prawdziwego
katolicyzmu.
To tyle, jeśli chodzi o katolicyzm opisywanych sekciarzy.
Dlaczego
więc gertrudziarze znoszą to wszystko? Czy nie są świadomi tego
wszystkiego? Odpowiedź – w większości przypadków – brzmi:
NIE,
SĄ TEGO WSZYSTKIEGO ŚWIADOMI.
I na tym polega kłopot: są świadomi – i to powoduje, że są
kimś jeszcze GORSZYM
od przywódców sekty. Można bowiem zrozumieć, dlaczego Dannie,
Tony i Donny robią to, co robią. Nic na to nie mogą poradzić:
szubrawcy postępują jak szubrawcy. Ale gertrudziarze – ci
„katolicy”, którzy ZNAJĄ
przewrotność w/w łotrów i mają osobistą
wiedzę
na temat tych wielu, nad którymi ci się pastwili – dlaczego wciąż
uczestniczą w życiu SGG? Skoro wiedzą, czemu wciąż w tym trwają?
Dlatego właśnie raz
jeszcze powtarzamy,
że są w istocie GORSI
niż Dannie i Tony, ponieważ – mając pełną wiedzę, na temat
tego jakie z nich kanalie – wciąż wspierają finansowo te
kreatury (w ten sposób pozwalając
im na dalszą działalność)
– po prostu dlatego, że nie mogą się obyć bez ich „pokazówki”
[2].
Najbardziej
zaś winnymi
spośród „tych, którzy wiedzą” są najpewniej ci, którzy mają
dzieci
i wnuki
(i od lat „chronią” je przed prawdą na temat wszech matactw
przywódców sekty) i którzy trzymają się SGG ze względu na
„pokazówkę” – po prostu dlatego, że chcą oglądać jak ich
pociechy przystępują do pierwszej Komunii Świętej (albo pobierają
się) w „kościelnej” oprawie. To jest GŁĘBOKO
CHORE.
To w istocie właśnie ci ludzie grają rolę dziwek
w ohydnej operze mydlanej SGG – są gotowi poświęcić dusze
wspomnianych młodych ludzi tylko ze względu na „show”. Nie
zdają sobie sprawy z tego, że pewnego dnia owi młodzi ludzie
dowiedzą się w końcu prawdy
o Danniem i Tonym – a gdy to się stanie, bardzo prawdopodobne, że
przeżyją głębokie
rozczarowanie
– być może nawet stracą
wiarę?
Czy wspomniali dorośli nie mają świadomości, że lojalność
winni są swoim rodzinom,
a nie sekcie; że są odpowiedzialni
za swoje dzieci oraz ich duchowe dobro – i że odpowiedzą
za to przed
Bogiem?
Czy jest dla nich nie do pojęcia, że dusze
ich dzieci
są daleko
bardziej ważne
niż „pokazówka” [3]?
Gdyby
nie wsparcie ze strony tych pozbawionych kręgosłupa nikczemników,
przywódcy sekty wypadliby
z interesu.
Ale ze względu na to, że nikczemni bezkręgowcy nadal ich
finansują, Dannie, Tony i Donny są w stanie nadal siać
zniszczenie. A cokolwiek wyrabiają hersztowie sekty, wspierający
ich ludzie muszą zdać sobie sprawę, że są współsprawcami
ich łotrostw – w
równym co oni stopniu ponoszą
za nie odpowiedzialność.
W istocie ponoszą ją w stopniu większym,
bo – powtarzania tego nigdy za wiele – są również
odpowiedzialni za swoje dzieci,
spośród których liczne – ze względu na to, że ich rodzice
przedłożyli dobro sekty nad dobro swoich rodzin
– zeszły na złą drogę i/lub straciły Wiarę. Wagi tego faktu
(oraz jego konsekwencji) nie sposób przecenić.
Czy
gertrudziarze nie rozumieją, o co toczy się gra – nie pojmują,
jak ich czyny wpływają na życie (i dusze) innych? Czy nie zdają
sobie sprawy z konsekwencji swojego działania (albo bierności)?
Czy są tak ślepi, że nie widzą, iż zbliża się katastrofa?
Odpowiedź brzmi: i tak – i nie. Z jednej strony: tak, są w pewnym
sensie „zaślepieni” przez hersztów sekty – olśniewającym
widowiskiem oraz ckliwą „świętą mową”, którą hersztowie
przedstawiają jako katolicyzm. Z drugiej strony: nie, bo tak
naprawdę prawda
wcale ich nie obchodzi
– o ile dostaną swój „show”. W głębi serca wiedzą, że
„coś jest nie tak”, ale pozwalają się oszukiwać, ponieważ to
pójście po najmniejszej linii oporu.
Czy
pójdą po rozum do głowy? Śmiemy
wątpić,
bo ich problem polega na poddaniu się nie tyle ślepocie, co wadzie
dużo fundamentalniejszej – PYSZE
– na którą nie poradzi żadne naświetlanie faktów. Są zbyt
dumni, by przyznać, że się mylą, i że przez lata stawiali na
złego konia. Dannie zdołał przekonać ich, że – podobnie jak
faryzeusz z przypowieści – gertrudziarze mają rację, a wszyscy
inni się
mylą.
A z chwilą gdy gertrudziarze uderzą w moralizatorski ton, trudno im
się go wyrzec. Trudno być pokornym – szczególnie faryzeuszowi.
Poza tym gertrudziarze czują się zbyt „wygodnie” ze swoją
namiastką
katolicyzmu (a ludziom biernym tak trudno się zmienić).
Lecz ów moralizatorski ton jest jak lotny piasek; jeśli
gertrudziarze nie
zmienią swojej postawy,
zostaną pod nim pogrzebani – razem z hersztami sekty. A więc: czy
przyjdą po rozum do głowy? Cóż, bez wątpienia mamy taką
nadzieję – lecz z drugiej strony powtarzamy:
śmiemy
wątpić.
_______
PRZYPISY
[1] Nakładanie na wiernych
zbyt wielkich ciężarów w ramach „prac na rzecz wspólnoty” to
klasyczna
taktyka sekt; przesadne absorbowanie członków sekty – zarówno
fizyczne, jak psychiczne
– jej sprawami; do tego stopnia, że nie mają już czasu, by
pomyśleć o czymkolwiek innym; sekta staje się najistotniejszą
sprawą w ich życiu. Klasycznym przykładem tego zjawiska jest los
członków Świątyni Ludu, której przywódca, „Wielebny Jim
Jones”, przekonał swoich wiernych do popełnienia zbiorowego
samobójstwa (samobójcy spożyli zaprawioną cyjankiem oranżadę z
proszku).
[2]
Wśród gertrudziarzy nie znajdzie się prawdopodobnie ani
jeden,
który nie byłby świadomy przebiegu „sprawy
Schiavo”
i nikczemnej roli, jaką w owej smutnej historii odegrali wodzowie
sekty. SAMA
TA SPRAWA
powinna dać ludziom wystarczająco do myślenia, by przegonili Danniego i
Tony'ego tam, gdzie pieprz rośnie. Dodajmy do tego niezliczone (i
dobrze udokumentowane) skandale szkolne SGG z roku 2009 – skandale,
których świadomi
byli praktycznie wszyscy parafianie
– i konstatujemy, że nie
było absolutnie żadnego wytłumaczenia
dla tego, by którykolwiek gertrudziarz miał nadal utrzymywać
jakiekolwiek stosunki z tymi szumowinami (i wspierać je) – a
jednak kontakt nie został zerwany.
[3]
Wielu sposóród związanych z SGG młodych już zdało sobie z tego
sprawę i
pożegnało się z sektą
– najliczniej we wspomnianym 2009 r. Wtedy właśnie, gdy uczennica
szkoły zaszła w ciążę za sprawą jednego z synów dyrektora,
wiadomość o tym rozniosła się lotem błyskawicy – szczególnie
wśród najmłodszych. Rozniosły się też wieści o innych
nadużyciach (zwłaszcza tych szkolnych) i dzieci to wszystko
spostrzegły; spostrzegły też hipokryzję
skrajnie tolerancyjnej postawy przywódców sekty względem
wspomnianych wydarzeń. To z pewnością wielu uczniów rozczarowało
– niektórych do tego stopnia, że stracili wiarę. Możemy sobie
tylko wyobrażać
rozczarowanie tych izolowanych od prawdy młodych osób, gdy
nadejdzie ich pora,
by dowiedzieć się faktów – ich rozczarowanie oraz jego
konsekwencje.
A
wiele takich konsekwencji już nastąpiło: Jak zauważyliśmy w co
najmniej jednym z opublikowanych już artykułów, wielu młodych
byłych gertrudziarzy nie tylko porzuciło wiarę i zeszło na złą
drogę; niektórym nawet urodziły się pozamałżeńskie dzieci;
jedna z dziewcząt została lesbijką, inny zaś były gertrudziarz
„zmienił płeć”. Ale jeszcze smutniejsze
jest to, że w wielu spośród tych przypadków rodzice zdają
się w ogóle nie przejmować tym,
że ich dzieci zeszły na manowce – nie czują też żadnej
odpowiedzialności
za to, co się stało; umywają ręce i dalej robią to, co robili;
grając świętoszkowatych idą za tym czy innym przywódcą sekty,
udając, że nic się nie stało – jakbyśmy zejściem własnych
dzieci na złą drogę mieli się wcale nie przejmować, ani nie
widzieć w tym żadnej naszej „winy”. (Czegóż jednak innego
moglibyśmy spodziewać się po zindoktrynowanym przez sektę
mózgu?).
Tłum. PASV
[Przypisy w kwadratowych
nawiasach pochodzą od tłumacza].
[25 marca 2017]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz