"Lepiej
przygotować dziecko na nieuniknione spotkanie ze złem zawczasu,
dopuszczając, aby pewnego rodzaju brud świata dotknął młodego człowieka w
sytuacji, w której pozostaje pod rodzicielską kuratelą. Na przykład:
gdy siedzimy i patrzymy wspólnie na film, którego rodzic wcześniej nie
oglądał i nie do końca wie, co pokażą nam na ekranie – nie należy
zbytnio przejmować się tym, iż natrafimy na scenę dla dziecka
«nieodpowiednią». Jeśli bowiem nawet tak się zdarzy, to tylko okazja, by
z potomkiem porozmawiać, wyjaśnić, na czym polega «niewłaściwość»
przedstawionej sceny i tym sposobem nauczyć go «radzić sobie» z
podobnymi sytuacjami".
Czy
bylibyśmy jednak skłonni powiedzieć: "Cóż, od czasu do czasu przeglądam
z dzieckiem pisma pornograficzne. Dzięki temu moja pociecha nauczy się,
jak «radzić sobie» w sytuacjach, gdy na przykład ktoś inny będzie mu
podobną lekturę proponował".
Albo:
"Patrzymy sobie z dzieckiem na fotografie przedstawiające ofiary
morderstw – kto wie, z czym spotka się w «prawdziwym» życiu mój synek
czy córeczka".
Pada również argument: "Moje dziecko ostatecznie i tak się z tym [niesprawiedliwą, brutalną przemocą lub jej obrazami oraz pornografią] spotka;
lepiej więc będzie, jeśli zapozna się z nimi w moim towarzystwie, a już
ja nauczę moje dziecko, jak postępować w sytuacji, w której i tak w
nieunikniony sposób się znajdzie". Wspomniana "konieczność" wydaje nam
się może niewesoła, lecz bez cienia wątpliwości nieunikniona – i jest to
doprawdy niewesołe świadectwo: nie jesteśmy już sobie w stanie nawet
wyobrazić, że nasze dziecko nie zostanie narażone na obcowanie z czymś,
co może w poważny sposób zagrozić jego duszy oraz psychice.
"Aha,
będziecie je trzymać pod kloszem!". Niekoniecznie. Ale na pewno nie
zafundujemy mu klosza w postaci triady telewizja-telefon-internet, poza
którymi nasze dziecko właściwie nie będzie widziało świata (albo
przetwarzało świat realny głównie w oparciu o ekranowe wzorce).
Postaramy się w rozsądny sposób pokazać mu, czym się owe techniczne
nowinki je – nie na tyle restrykcyjnie, by poważnie ryzykować, że
dziecko – uniezależniwszy się już od nas w odpowiednim stopniu – da się
mediomanii porwać (a nam brak środków, aby temu przeszkodzić). Raczej
poprzez stopniowe poszerzanie zakresów wolności i odpowiedzialności dziecka.
Tak, by ono – wyfrunąwszy ostatecznie z gniazda – umiało mądrze
wybierać. A przynajmniej miało solidne podstawy ku dokonywaniu takich
wyborów ("Niektórzy z was i tak zostaną łotrami" – jak mawiał Ireneusz
Gugulski).
A
poza tym warto pokazać dziecku, że świat pozaekranowy jest o niebo
atrakcyjniejszy niż ten medialny. I jeśli w przyszłości moje dziecko –
mając do wyboru wyborny film, którego akcja dzieje się w lesie ~ albo
własnonożną wyprawę do lasu ~ za każdym razem – zamiast ów doprawdy
wartościowy film oglądać (tak że ostatecznie w życiu ani razu go nie
obejrzy) – popędzi do lasu – to nie będę na to narzekał, nie będę tego
żałował.
* W * W * W *
Jeden
z głównych zarzutów względem samego medium jakim jest film (czy może
dokładniej: film w swoim najpowszechniej proponowanym współcześnie
wydaniu) nie dotyczy wcale tego, co też na ekranie można zobaczyć, lecz
sposobu prezentacji owej ekranowej rzeczywistości. Dominują szybkie
przeskoki. Cięcia. Nowy obraz. Zbliżenie. Tempo. Feeria obrazków. Musi
się dziać. Niespokojne, sztuczne, nie-właściwe gatunkowi homo sapiens
ruchy (tu w szczególności mowa o kreskówkach). R O Z E D R G A N I E.
Człowiek, któremu pozwalamy regularnie obcować z takim obrazem
rzeczywistości, zostaje narażony na niebezpieczeństwo życia w
rozedrganiu. Takiemu odmaleńkiemu widzowi niezwykle trudno będzie się W
ŻYCIU na czymkolwiek skupić. Będzie za to namiętnie sięgał do ekranu po
kolejną dawkę ruchu, pary i szybkości, I po każdym takim medialnym
zastrzyku wciąż odczuje niedosyt. Więc włączy yt, tv czy filmik na
telefonie – po więcej...
Dla
lepszego zobrazowania sobie wspomnianego rozedrgania i jego możliwych
konsekwencji proponuję mały eksperyment: znajdźmy w trakcie spaceru
takie mieszkanie (dom), w którym leci telewizor – i możemy go dostrzec z
zewnątrz, przez okno. Widzimy ekran na tyle dokładnie, że rozpoznajemy,
iż pokazują nam kolejne ujęcie i że na ekranie mamy akurat zbliżenie
dwóch twarzy – ale na tyle niedokładnie, że już ich rysów nie zdołamy
szczegółowo opisać. Przyjrzyjmy się ekranowej akcji przez pół minuty.
Ileż tu zmian, szybkości, PRZESKOKÓW, migotania – – – A teraz pomyślmy:
Jak nam się wydaje: Czy bylibyśmy chętni, aby nasze realne życie
toczyło się w podobnym rytmie?
* W * W * W *
Czy oglądać wcześniej filmy, które planujemy zaprezentować dziecku? Bezsprzecznie tak. Bez wyjątków.
* W * W * W *
"Żeby uniknąć narażania dzieci na poważne niebezpieczeństwa, trzeba by się odciąć od świata. Radykalnie". Być może. Święci Piotr, Filip Nereusz, Augustyn, Dyzma etc. etc., cała ta chestertonowa "demokracja umarłych", nigdy w życiu nie obejrzeli ani jednego filmu, co najwyraźniej nie uniemożliwiło im osiągnięcia świętości. A w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy.
* W * W * W *
Filmowe myślenie rodzinne:
Czy spokojnie i z radością mógłbyś na miejscu aktorów, których właśnie na ekranie widzisz, widzieć Twoją matkę / ojca, córkę / syna? Miałbyś spokojne sumienie oglądając ich odgrywających [? – bo jak można odegrać pocałunek w usta? – (może jak Groucho Marx,
który, przychwycony przez żonę na całowaniu innej kobiety {akurat nie w ramach realizacji filmowej sceny}, tłumaczył, że
"tylko szeptał jej do ust"?)] tę scenę?
* W * W * W *
Moralizatorska do bólu końcówka:
Strzeżmy
się, aby nie niszczyć czystości dziecka i nie tępić jego wrażliwości.
Młodzi ludzie żyją dziś w świecie, w którym zboczenie, pornografia i
niesprawiedliwa przemoc wydają się normalnością – w świecie, w którym na ich oczach i
uszach toczy się debata na temat tego, czy ich młodsze rodzeństwo i
młodszych kolegów wolno mordować, czy nie (publiczne dysputy w mediach o
tzw. "aborcji").
Twórzmy
takie społeczności, takie środowiska, w którym normalne będzie, że
człowieka izolujemy od brudu – dopóki nie będzie w stanie samodzielnie
wystąpić do walki z nim – i wygrać. Zwycięstwo może dokonać się przez
bojkot. Wcale niekoniecznie z narażaniem się na bezpośredni kontakt z
niemoralną twórczością.
* W * W * W *
Z tym kamieniem młyńskim u szyi może być nie tak znów najwygodniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz