Daniel Mitsui „Sztuka sakralna i kryptozoologia”


Pisałem już w obronie tradycyjnych hagografii powstałych w czasach ojców Kościoła oraz w średniowieczu – opisujących wspaniałe cuda i męczeństwo świętych. Twierdzę, że większość z nich godna jest wiary, zaś żadnego z nich nie należy a priori odrzucać. Pierwszy argument na rzecz tezy przeciwnej, który spodziewam się usłyszeć, brzmi: w niektórych żywotach – na przykład św. Marty, św. Jerzego, św. Małgorzaty, św. Sylwestra i św. Benedykta – mówi się o smokach oraz innych stworzeniach powszechnie uważanych za mityczne. Z pewnością wiemy, że takie coś faktycznie nigdy nie istniało, więc wszystkie dotyczące smoków historie muszą być zmyślone, prawda?

Ryzykując, że zostanę wyśmiany, twierdzę, że wspomnianych legend również nie należy a priori odrzucać.

Nie mamy pełnej wiedzy na temat tego, jakie zwierzęta istnieją obecnie albo kiedykolwiek chodziły na ziemi i gdzie żyły. Prawie każdy zgodzi się, że potwornych rozmiarów gady – czy to zwinni drapieżcy o ostrych zębach i potężnych szczękach, czy to latające bestie ze skrzydłami o rozpiętości piętnastu metrów – grasowały niegdyś po ziemi, a wielka ich liczba wypełniała morze i niebo. Według powszechnego przekonania wszystkie one wymarły na długo przed czasami świętych Marty czy Jerzego. Ale, doprawdy, takie samo powszechne przekonanie dotyczyło latimerii – zanim pewien rybak nie wciągnął jej na pokład swej łodzi. Istnieje wiele przykładów owego tak zwanego „efektu Łazarza”. I, doprawdy, kto ze stuprocentową pewnością wie, jakie stworzenia zamieszkiwały dzicz w czasach świętych Marty czy Jerzego, czy też pływały w rzece Ness za czasów św. Kolumbana z Iony?

Stwory tak legendarne jak ważący pół tony i wysoki na trzy metry mamutak wciąż biegały po ziemi, gdy kończył się sobór trydencki. Stwory tak legendarne jak kałamarnica olbrzymia i kałamarnica kolosalna wciąż pływają w morskich głębinach; sądząc z zawartości żołądków potwali nie są nawet takie rzadkie. Niemniej jednak aż do niedawna umykały wścibskim oczom człowieka i wszystkim jego aparatom.

Uprzedzenie w stosunku do wiary w stworzenia legendarne jest tak silne, że prawdopodobnie przeczono by ich istnieniu nawet gdyby zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość. Mój starszy syn przez pewien czas żywił głębokie zainteresowanie głębokim oceanem. W co najmniej dwóch spośród jego książek przeczytałem komentarz, który w swej istocie brzmiał: „Wstęgor królewski mógł był stanowić inspirację legend o wężach morskich”. Spójrzmy teraz na ilustrację przedstawiającą wstęgora:


Stworzenie to osiąga długość przynajmniej jedenastu metrów (w głębokim oceanie najpewniej i większą). Ma głowę pokrytą czerwonymi kolcami. Trzeba dołożyć naprawdę dużych starań, by stać się tak krótkowzrocznym, żeby patrząc na wstęgora stwierdzić: „Mógł on był stanowić inspirację legend o wężach morskich” – zamiast: „Hej, patrzcie: wąż morski!”. No, patrzcie: to jest wąż morski. Podejrzewam, że gdyby niewielki ssak przypominający konia o białej brodzie przybryknął do grupy biologów i zaczął ich szturchać sterczącym mu z czoła długim zakręconym rogiem, rzeczeni biologowie stwierdziliby: „To dotychczas nieznane stworzenie mogło było stanowić inspirację legend o jednorożcach”.

Wreszcie chciałbym zauważyć, że legenda o św. Jerzym w wersjach z dawnych hagiografii i tekstów liturgicznych jest różna od tej, którą podał Edward Spencer. Św. Jerzy wcale nie zabił smoka. Raczej poskromił go i zaprowadził do miasta na smyczy, jak psa. Istota sprawy – doprawdy istotna – polega na tym, że smok, według definicji ze wspomnianych legend, to nie tylko olbrzymi gad, ale w swej istocie olbrzymi gad opętany przez demony.

Uważmy, że Ewangelie jasno podają, iż demony mogą opętać zwierzęta (na przykład świnie). Uważmy, jakie typy zachowań udokumentowano (niedawno i ponad wszelką wątpliwość) u opętanych przez demony ludzi: nadludzką siłę, lewitację, plucie trującymi substancjami. Czy istnieje jakikolwiek tradycyjny opis smoka – w którymkolwiek fragmencie Złotej legendy – którego nie spełniałby opętany przez demony krokodyl? Nie znam takiego.

Przyznaję jednak, że więcej radości daje mi rysowanie smoka typu heraldycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz